Poznaj siebie

Lekceważymy sygnały zdrady, unikamy lekarzy. Dlaczego wolimy nie wiedzieć? Ekspert o lęku przed prawdą

Lekceważymy sygnały zdrady, unikamy lekarzy. Dlaczego wolimy nie wiedzieć? Ekspert o lęku przed prawdą
Fot. 123RF

Lekceważymy sygnały zdrady, nie podejmujemy trudnej rozmowy, nie idziemy na badania. Czy robimy to dla świętego spokoju? Dlaczego tak często nie chcemy znać prawdy? - pytamy psychoterapeutę i lekarza Marcina Matycha.

Czym jest FOFO?

PANI: Lekarze mówią, że nie lubimy się diagnozować i przechodzić badań kontrolnych. To prawda?

MARCIN MATYCH: Duża część z nas nie lubi. Bo jest w nas taki lęk, że jak będziemy szukać, to znajdziemy. A póki nie sprawdzimy, możemy udawać, że tematu nie ma, wszystko jest OK. Dlatego zwlekamy, wymyślamy sobie różne usprawiedliwienia.

Muszę przyznać, że też to robię. Na przykład tłumaczę to zwlekanie optymizmem. Dlaczego miałabym zakładać, że jestem chora? Zresztą, może mi przejdzie?

Tak, nie wywołuj wilka z lasu. Miewamy takie życzeniowe myślenie, że to się samo rozwiąże. Że jak coś zostawimy i nie będziemy ruszać, to może przyschnie. W medycynie nazwano ten sposób reagowania FOFO, fear of finding out, czyli lęk przed dowiedzeniem się prawdy. Ukrywa się za nim dziecięce podejście, że jak zamknę oczy, to potwór zniknie. Jeśli czegoś nie widzę, to tego nie ma. Gdy zagłębimy się we wspomnienia, to przypomnimy sobie, że tak właśnie postępowaliśmy jako dzieci. Broniliśmy się przed lękiem, zatykając uszy, zamykając oczy, uciekając do drugiego pokoju. Albo zasypiając. A sio, odejdź stąd, zaczaruję i to zaraz minie, nie dotknie mnie. Jesteśmy dorośli, ale ta dziecięca część wciąż w nas jest. Wciąż boimy się zajrzeć za jakieś drzewo albo do szafy.

 

 

FOFO a związki

To jest ten sam lęk, który sprawia, że lekceważymy sygnały, że w związku dzieje się źle?

Albo przymykamy oczy na sygnały świadczące o zdradzie. Boimy się tego, co odkryjemy, jeśli sprawdzimy. Bo czy ja sobie poradzę? Czy mnie to nie przerośnie? Czy to jest możliwe do pokonania albo do wyleczenia? Dopóki nie sprawdzę, nie muszę stawiać temu czoła. Innymi słowy jest to lęk przed konfrontacją. Czyli przed przyjęciem rzeczywistości takiej, jaka jest, przed podjęciem działania, które może być trudne. W związkach bywa tak, że chcemy zachować status quo; niech będzie jak jest, może niekomfortowo, ale przewidywalnie. FOFO to jest także lęk przed zmianą – taka jest ludzka natura, że często wolimy pseudostabilizację niż ryzyko. Dlatego chowamy głowę w piasek, myślimy: jeszcze nie teraz, po wakacjach, kiedy dzieci dorosną. A może on się zmieni, a może ona zrozumie, lepiej nie drążyć, mężczyźni (albo kobiety) już tacy (takie) są.

FOFO: skąd się w nas bierze?

Powiedział pan: taka jest ludzka natura?

Tak, przecież lęk jest naturalny, dotyczy wszystkich. Nie da się bez niego żyć, to prastara emocja, jedna z podstawowych. Radzimy sobie z nim codziennie. Baliśmy się, kiedy pierwszy raz siadaliśmy za kółkiem i gdy pierwszy raz lecieliśmy samolotem. Baliśmy się wypowiadać publicznie, ale odważyliśmy się i lęk osłabł. Naszym problemem nie jest istnienie lęku, dopiero jego natężenie; nadmierne wynika z tego, że sobie z nim nieumiejętnie radzimy. Na przykład jak w przypadku FOFO – nie odważamy się na konfrontację. Weźmy przykład samochodu – prowadzimy i zaczyna padać deszcz, ulewa wali się nam na szybę. Oczywiście czujemy lęk, bardzo adekwatny, on skłania nas do skupienia uwagi, zmniejszenia prędkości. Ale jeśli zrezygnujemy z konfrontacji? Uznamy, że już nigdy nie będziemy prowadzić w deszczu? Tak działa FOFO: rezygnujemy ze sprawczości, oddalamy ją od siebie. Znowu – jak dzieci. Zdajemy się na innych albo na los. Ten lęk nas osłabia.

A wydaje się taki niewinny.

Zawsze, gdy słyszę o FOFO, mam ochotę je narysować: kojarzy mi się z miłym, włochatym stworkiem z niewinnymi dużymi oczami i podkręconym ogonkiem. Mruga długimi rzęsami, przymyka oczy, ale spójrzmy tylko, co za sobą zostawił. Jaki bałagan zmalował, nic nie robiąc. Przyjaźnie, które ochłodły i się rozluźniły, bo nie podjęliśmy niewygodnej rozmowy, nie odważyliśmy się wyjaśnić swojego zachowania, unikaliśmy przeprosin. Kłopoty zawodowe, bo nie chcieliśmy zmierzyć się z problemem. Pacjenci opowiadają mi często, że nie czytają maili z firmy, bo tam może być kolejne zadanie albo co gorsza krytyczna uwaga.

Znam osobę, która opóźnia przeglądanie rachunków z lęku przed dyskomfortem.

Skutki tego dziecięcego FOFO dorośli muszą potem brać na barki. Wkracza rzeczywistość w postaci niezapłaconych rachunków, rosnących odsetek. Są ludzie, którzy ignorują kwestie prawne, bo nie mogą zdobyć się na to, by się nimi na czas zająć. Wolimy mówić, że to prokrastynacja, ale tu chodzi o unikanie trudności, zamykanie oczu na rzeczywistość. Słyszałem o szefie, który unikał informacji zwrotnych, bo bał się, że podważą jego kompetencje. Odrzucał je, lawirował, udawał, że tego nie ma. I dopiero wtedy naprawdę naraził się na krytykę i negatywną ocenę. Można powiedzieć, że w FOFO jest dokładnie odwrotnie, niż się nam wydaje. Kiedy zaczynamy się konfrontować, rozbrajamy lęk. Zyskujemy sprawczość, decyzyjność, lepsze samopoczucie, bo rośnie nasze poczucie własnej wartości, pewność siebie i poczucie wpływu na własne życie.

Myśli pan, że prawda, choćby gorzka, zawsze jest lepsza od niewiedzy?

Tak właśnie myślę. Chcemy omówić ważną sprawę z partnerem, ale nie zaczynamy rozmowy, bo boimy się tego, czym się ona skończy. Że partner potwierdzi nasze złe przeczucia. Ale czy to jest złe? Wyobraźmy sobie, że nie chodzi o partnera, tylko o dziecko. Widzimy, że zachowuje się inaczej, coś się z nim dzieje. Będziemy czekać i zwlekać? Czy też będziemy chcieli się dowiedzieć, co stoi za milczeniem nastolatka, za uciekaniem od rozmów? Zawsze lepiej wiedzieć, nawet jeśli wydaje się to trudne. Wydaję właśnie książkę („Bliskość i lęk. Jak budować lepsze relacje”) o problemach w związkach wynikających z takich chowanych emocji. Bez szczerości, bez asertywnej konfrontacji nie ma partnerstwa ani bliskości.

 

 

Jak radzić sobie z FOFO?

Ale może jesteśmy rozsądni, zwlekając, może w ten sposób oswajamy lęk?

Nie, nie jesteśmy. Oswajanie lęku polega na tym, że się w sposób kontrolowany wystawiamy na bodziec. Czyli odważamy się odrobinę i próbujemy sobie radzić. Natomiast zwlekając, robimy unik i dalej się boimy. Jeśli chcemy oswoić lęk, musimy zaplanować kolejne kroki. Przyszły trzy rachunki? Otwieram jeden, jutro przeczytam dwa pozostałe. Plan musi być ścisły, to nie może być: nie teraz, później, kiedyś. Można się przygotować, zapytać siebie o najgorszy scenariusz, przeżyć go w myślach. Jeśli nie jesteśmy gotowi na przykład na poważną rozmowę z partnerem, można najpierw napisać do niego list.

Kto dziś pisze listy?

Łatwiej napisać niż powiedzieć. Często radzę to moim pacjentom, bo to jest krok w kierunku szczerości. Pisząc, ubieram w słowa moje myśli, moje obawy, moje potrzeby. Żeby poradzić sobie z lękiem, trzeba przestać ściemniać, trzeba lęk zobaczyć, nazwać, przyjąć – czuję go. Dopóki tego nie zrobimy, wymyślamy różne usprawiedliwienia. Że to, co się dzieje w moim związku jest normalne, wszyscy tak mają. Że to taki etap, który trzeba przeczekać.

Albo że nie badam się z powodu optymizmu.

Właśnie. Zwykle w tym czasie toczy się w nas wewnętrzny dialog: dziecięca część wymyśla usprawiedliwienia, a dorosła podpowiada i pyta: „Czy na pewno dobrze robię? Może jednak powinnam się zbadać, skoro lekarze tak radzą? Czy ja dobrze postępuję? Czy nie obudzę się z ręką w nocniku?”. „Bądź mądra”, mówi dorosły. „Przecież chcesz być zdrowa”. Trzeba tę dorosłą część dopuścić do głosu, a potem wyjść ze strefy komfortu i zrobić coś konkretnego. Dorosła część musi wziąć tę dziecięcą za rękę, pogłaskać po głowie i zaprowadzić do pielęgniarki na pobranie krwi. Nie ma innego sposobu.

Kiedy pana słucham, przypominają mi się trzy japońskie małpki: jedna zakrywa oczy, druga uszy, trzecia usta. Japończycy mówią o nich małpki mądre.

Bo w buddyjskiej kulturze są interpretowane jako zachęta, by nie wytykać błędów innym, zacząć od siebie. Ale w naszej zachodniej kulturze są symbolem cichego przyzwalania na zło, odwracania od niego oczu. Nie jesteśmy stworzeni do życia z zasłoniętymi oczami. Chorujemy od tego, od nadmiaru ściemy w życiu, od braku szczerości z samym sobą i innymi. Jeśli możemy się czegoś od tych małpek nauczyć, to tego: zacznij od siebie. Kiedy pojawi się FOFO i zacznie do nas mrugać swoimi wielkimi oczami, pamiętajmy, że nie jesteśmy już dziećmi. Otwórzmy tego maila. Rozerwijmy kopertę z rachunkiem. Zagadajmy do partnera. Zaryzykujmy.

 

Marcin Matych – psychoterapeuta, lekarz medycyny, instagramowy DrNerwica, autor książek pomagających radzić sobie z lękiem, w tym książki "„Bliskość i lęk. Jak budować lepsze relacje”.

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 04/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również