Dolny Śląsk jest piękny, a Góry Sowie – nieszczególnie zatłoczone. W weekend można pochodzić po bukowych lasach, zajrzeć w podziemia i poszukać „Złotego pociągu” lub przy odrobinie szczęścia trafić na samochodowy rajd.
Wałbrzych nie cieszył się kiedyś dobrą sławą. Dla turystów to był co najwyżej przystanek, bo górnicze miasto, śmierdzące koksowniami i wiecznie zapylone, uznawano za brudne i raczej nieciekawe. Czasy się zmieniły, a przede wszystkim zniknął przemysł. Największych trucicieli (ale też najlepszych pracodawców) już nie ma. Wskutek tego kilkuset tysięczne miasto niestety się wyludnia. Plus jest jednak taki, że widać już okoliczne góry – powietrze znakomicie się oczyściło. Wystarczy kwadrans, góra pół godziny, żeby znaleźć się w jednym z najbardziej malowniczych regionów Polski. Tylko o krok są Czechy z ich atrakcjami (np. słynnym „Skalnym miastem”), ale też wspaniałe Wzgórza Strzelińskie – idealne dla rowerzystów. Góry nie są bardzo rozciągnięte. Według sieciowej encyklopedii mają 26 km. Nie są też strome czy skaliste (najwyższy szczyt, Wielka Sowa, ma 1015 m npm), a to oznacza, że można je zwiedzić choćby w weekend. Bez specjalnego przygotowania kondycyjnego też się da, ale z plecakiem, zapasem żywności (do sklepów trzeba opuścić szlak), z dobrą kurtką przeciwdeszczową (lubi tu padać) i płynem na komary, gdy w marsz wybieramy się latem. Ładujemy telefon (nawigacja!), zabieramy mocne buty dobrze trzymające kostkę i zabezpieczające przed odbijaniem stóp. Jeśli chodzi o wodę, potoki są krystalicznie czyste. Nie każdy jednak da się do tego przekonać, więc butelki w plecaku znaleźć się muszą.
Same góry też były uprzemysłowione. Nie chodzi o małe kopalnie, których pełno dookoła. Ani o te ogromne, które są wciąż w okolicach miasta Nowa Ruda. Przed 1945 rokiem te tereny należały do Niemców, którzy budowali tu koleje, fabryki włókiennicze czy postawili zaporę wodną w Zagórzu Śląskim. Niektóre szlaki kolejowe są dziś niestety zamknięte. Mówi się o wznowieniu ruchu pasażerskiego pomiędzy Wałbrzychem i Kłodzkiem. Warto trzymać za to kciuki, bo to szczególnie malowniczy szlak – niegdyś podobno „najpiękniejszy w cesarstwie niemieckim”, z bardzo wysokimi mostami przypominającymi stalowe akwedukty oraz najdłuższymi tunelami kolejowymi w kraju. Pomiędzy Jugowem i Srebrną Górą kursowała też kiedyś jedyna w kraju kolej zębata, która dosłownie „wspinała się” na stromiznę z wykorzystaniem stalowych kół po bokach lokomotywy. Niestety, została na dobre rozebrana jeszcze w latach 70. Został po niej tylko szlak pieszy i wyjątkowo wysoki most nad kamiennym wąwozem w Srebrnej Górze. Zapora jest zabytkiem hydrotechnicznym i działa od roku 1917. Ma aż 44 m wysokości!
Góry mogą zatrzymać każdego wroga. Do takiego wniosku doszedł pruski cesarz Fryderyk, który po wygranej w wojnie z Austrią postanowił ufortyfikować Eulengebirge (niemiecka nazwa Gór Sowich). Postawiono w XVIII wieku dwie gigantyczne fortece, w Kłodzku i na przełęczy srebrnogórskiej. Obydwie szokują wielkością, ale ta druga twierdza jest podobno największa w Europie spośród tzw. fortec bastionowych. Warto właśnie spod niej, spod wielkich 4 wież tworzących tzw. donjon (centralny fort obronny) rozpocząć podróż grzbietami gór. Koniec będzie w okolicach Włodarza, Osówki, Gontowej – szczytów, pod którymi w II wojnie światowej wybudowano podziemne miasto. Jego przeznaczenie nie jest do końca jasne. Mówi się, że mogła to być górska twierdza Hitlera, ale równie prawdopodobnie naziści chcieli tam uruchomić produkcję dla przemysłu wojskowego. Być może planowano tu próby atomowe, choć na to pytanie nikt nie potrafi podać jednoznacznej odpowiedzi. Kilka zespołów korytarzy oddano do zwiedzania i warto je zwiedzić nawet, gdy nie interesujecie się wojną czy historią. Z dużym prawdopodobieństwem założymy, że chętnych nie zabraknie. W końcu wciąż nie wyjaśniono losów tzw. złota Wrocławia, czyli pociągu pełnego sztabek cennego kruszcu – pod koniec II wojny został ewakuowany na południe. Wiele wskazuje, że jeżeli istnieje, ukryto go gdzieś niedaleko.
Zmęczeni wyprawą mogą odpocząć w karczmie-zajeździe Hubert, która w zabytkowym wiejskim dworze stoi pomiędzy Rzeczką i Walimiem. Od kilkudziesięciu lat w okolicy nikt lepiej nie gotuje niż państwo Myślińscy. Ale gdy zjecie obiad, zróbcie jeszcze króciutką, dosłownie kilkuminutową wycieczkę do walimskiego kościoła św. Jadwigi. Aż trudno uwierzyć, że tu spoczywa sam Karl von Zedlitz. Pruski baron wymyślił egzamin maturalny, który zdajemy po skończeniu szkoły średniej. Kawałek od kościoła znajdzie się też coś wyjątkowego dla miłośników sportu motorowego, czyli tzw. patelnia. Rajdowi kibice zjeżdżają zewsząd, żeby zobaczyć rozpędzone samochody pokonujące w poślizgu zakręty pokryte śliską, bazaltową kostką. Takie miejsce jest tylko tutaj, w Górach Sowich!