Czy można uniknąć złych wyborów, zmarnowanych szans i relacji? Nie całkiem, choć warto próbować. Ważniejsze, co zrobimy potem. Żal może pogrążyć nas w rozpamiętywaniu i odebrać nam teraźniejszość. Ale jest też emocją praktyczną, która pomaga mądrze żyć. O tym, jak go spożytkować, rozmawiamy z psycholożką Katarzyną Rawską-Salomon.
PANI: Jest takie powiedzenie: lepiej grzeszyć, a potem żałować, niż żałować, że się nie grzeszyło. Zawsze się zastanawiałam, ile w nim prawdy?
KATARZYNA RAWSKA-SALOMON: Odrobina. Wiemy z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Cornella, że rzeczywiście najczęściej żałujemy, że czegoś NIE zrobiliśmy. Że nie poświęcaliśmy więcej czasu bliskim, nie pielęgnowaliśmy przyjaźni - żal, że zaniedbaliśmy ważne relacje, pojawia się w wielu różnych badaniach, słyszę o nim także w moim gabinecie. Badani mówią też: szkoda, że nie realizowałam moich zainteresowań, nie poszedłem na studia, nie cieszyłam się życiem.
Czyli badania pokazują, że najbardziej żałujemy niewykorzystanych szans.
Mnie najbardziej w badaniach uderzyło to, że mamy żal głównie do siebie. Nie do innych, nie do świata – lecz wiążemy go z własnym zaniechaniem lub sprawstwem. Badane osoby wymieniły 213 (!) najróżniejszych żali, ale tylko 10 z nich dotyczyło okoliczności zewnętrznych albo innych ludzi. Aż 203 ich samych i ich działań. Podobne spostrzeżenie znajdziemy w książce pielęgniarki paliatywnej Bronnie Ware, napisanej na podstawie jej rozmów z podopiecznymi. Słyszała od nich: szkoda, że tak dużo pracowałam, nie okazywałem innym uczuć, nie pozwoliłam sobie być szczęśliwa, nie żyłam po swojemu. W moim gabinecie często padają słowa: nie zdążyłam mu powiedzieć, że go kocham. Pamiętam osobę, która żałowała, że tak późno powiedziała partnerowi o swoich potrzebach: szkoda, że nie zrobiłam tego wcześniej, byłoby o tyle prościej żyć, o tyle lepiej. I to jest dla nas dobra wiadomość, bo sprawia, że żal innych możemy potraktować jak drogowskaz. Jeśli chcemy żyć tak, żeby nie żałować za bardzo, podejmijmy działanie, stwórzmy okazje, sięgnijmy po coś, na czym nam zależy – teraz. Jeśli nie spróbujemy, to upływ czasu będzie nasilał żal.
Psycholożka Barbara Fredrickson mówi, że wiele się nauczyła, czytając, czego żałowali pod koniec życia sławni intelektualiści. Na przykład Darwin pisał, że gdyby miał przeżyć swoje życie jeszcze raz, przyjąłby zasadę, żeby często czytać poezję i słuchać muzyki. Bo ich brak oznacza utratę szczęścia.
Wie pani, czego ludzie nie żałują? Czasu spędzonego na rozwijaniu swoich pasji i robieniu tego, co budzi pozytywne emocje, sprawia przyjemność. Badania pokazują, że tego nie wyrzucamy sobie nigdy.
Być może każdy z nas potrzebuje stworzyć indywidualne portfolio przedmiotów i aktywności, które są dla nas źródłem radości, dobrostanu? Możemy skorzystać ze wskazówki naukowej; wiemy na przykład, że ruch, doświadczenie piękna i różnorodne, bogate środowisko wokół nas przynosi nam korzyści i sprzyja neurogenezie, czyli powstawaniu nowych komórek w mózgu. Warto to uwzględnić.
Może byłoby dla nas dobrym ćwiczeniem spytać siebie jak Darwin: gdybym miała jeszcze raz przeżyć swoje życie, co bym do niego dodała?
Bardzo dobrym. Polecam też myślowy eksperyment, ćwiczenie lekko makabryczne, które polega na wyobrażeniu sobie własnego pogrzebu. Zadanie polega na tym, żeby napisać pożegnalną przemowę na swój pogrzeb. Kiedy ją później przeczytamy, zauważymy, że z jej treści najpewniej wyłania się prawda o tym, jak chcielibyśmy być zapamiętani. A więc także to, jakiego życia byśmy dla siebie chcieli. To dobry trening definiowania osobistych wartości, za którymi warto podążać.
Czy to jest trochę tak, że jeśli chcemy żyć bez żalu, to powinniśmy częściej myśleć o śmierci?
Perspektywa naszej własnej skończoności sprawia, że z ogromu spraw, którymi się zajmujemy, wyłania się nam to, o co warto się w życiu starać. Przychodzi mi do głowy książka „Ostatni wykład” Randy’ego Pauscha, profesora informatyki, który zachorował na nowotwór trzustki. Jego pożegnalny wykład na uniwersytecie – przesłanie o tym, co dla niego ważne, lista wartości, postaw życiowych, sposobów radzenia sobie z problemami - nagrany przez studentów został hitem na YouTubie, a potem bestsellerem „New York Timesa”. Ale tak naprawdę napisał go dla swoich synów, wiedząc, że nie będzie go z nimi, gdy będą dorastać. Dla mnie to jest przykład, że zawsze mogę zrobić to, co jest dla mnie ważne. Zająć się swoim życiem teraz, w miejscu, w którym jestem.
Czytałam o eksperymencie, w którym młodych ludzi poproszono, by wyobrazili sobie, jak będą wyglądać i żyć po sześćdziesiątce. Wielu z nich wkrótce potem zaczęło bardziej dbać o zdrowie i oszczędzać.
Jeśli jestem w stanie wyobrazić sobie swoją starość, potrafię też przewidzieć, jakich obecnych działań mogę kiedyś pożałować i wprowadzić zmiany w życiu. Wyobrażanie sobie własnej przyszłości w ogóle jest ważnym zasobem, oswaja nas z żalem, a on jest przecież w naturalny sposób wpisany w nasze życie. Myślę nawet, że oprócz jak żyć, żeby nie żałować, powinniśmy pytać: jak żałować, żeby dobrze żyć?
Żal jest potrzebny?
Gdyby nie był pożyteczny, natura by go w nas nie wyposażyła. Musi mieć sens jak wszystkie odczucia, które się w nas pojawiają. Jest emocją powiązaną ze smutkiem, skojarzoną ze słowem żałoba. Jeśli go doświadczamy, możliwe, że coś się właśnie kończy, coś tracimy. Jest nam potrzebny także jako sygnał, że nie robimy czegoś, co jest ważne - może jest jeszcze czas, bym o to zadbała? A z drugiej strony jest po prostu elementem ludzkiego doświadczenia. Choćby dlatego, że świat prawie zawsze daje nam więcej możliwości, niż możemy zrealizować – musimy wybierać, coś odrzucić, z kimś się pożegnać i zasmucić.
Ale chyba przede wszystkim jest trudną do zniesienia emocją.
Tak – i zdarza się, że to właśnie żal jest powodem przyjścia na terapię, kiedy jest źródłem cierpienia i jest go tak dużo, że nie wiemy, co z nim począć. Najpierw trzeba go zidentyfikować – poczuć go i nazwać. Potem zrozumieć, czyli spytać, jaką niesie dla mnie informację, co mówi o moich potrzebach. Wreszcie warto go wyrazić. Jest taki cytat z Szekspira który bardzo lubię: „Ubierz żal w słowa. Ból, który nie mówi, szepcze do serca i każe mu pękać”. Nienazwany, niewypowiedziany boli bardziej. Można o nim rozmawiać w terapii, można z kimś bliskim, on topnieje w zrozumieniu płynącym od drugiej osoby.
A co go potęguje?
Rozmyślanie o nim, tkwienie w „gdybaniu” oraz niezajmowanie się swoim życiem teraz. Jest w psychologii takie słowo – ruminowanie, czyli intensywne rozpamiętywanie, które zabiera mnie z mojej teraźniejszości. Ruminowanie potęguje żal, bo rozmyślam zamiast żyć, marnuję czas, a potem żałuję także tego, że go zmarnowałam. Mądre przeżywanie żalu polega na jego spożytkowaniu. Mogę działać na rzecz innych ludzi, żeby nie musieli doświadczać tego, co ja, mogę wykorzystać go w twórczości. Czy zna pani piosenkę „Żal za Piotrem S.”? Powstała w Piwnicy pod Baranami i wyraża tęsknotę za przeszłością, czasami Piotra Skrzyneckiego. Dobrze jest znaleźć ekspresję swojego żalu i uczyć się z niego.
Niektórzy mówią, że niczego nie żałują.
Może tak mówią, ale nie znam osoby, która podjęłaby tylko dobre decyzje w swoim życiu, która byłaby zawsze z siebie zadowolona. Przeżywamy momenty nieidealne i doświadczamy żalu, bo nasze organizmy są zaprojektowane tak, żeby ta emocja mogła się demonstrować. Natomiast można sobie z żalem radzić. Im bardziej żyjemy w zgodzie z własnymi wartościami, tym jest on mniej dotkliwy. Musimy tylko wiedzieć, co jest dla nas ważne.
Pod koniec roku formułujemy często noworoczne postanowienia. Według platformy Statista w zeszłym roku połowa z nas obiecywała sobie więcej ćwiczyć i zdrowiej jeść. Czy to pokazuje, co jest dla nas ważne?
Jeśli wytrwamy. Z postanowień, w których nie ma czegoś dla nas naprawdę istotnego, szybko rezygnujemy. Może źle wybraliśmy, może coś innego jest dla nas wartością? Jeśli chcemy się upewnić, dobrze jest poprzyglądać się swoim działaniom: co wybieram, na jaki dyskomfort decyduję się samą siebie wystawiać, żeby uzyskać coś wartościowego? Ja na przykład chodzę do lekarza na wizyty kontrolne, choć bardzo tego nie lubię. To mi pokazuje, że zdrowie jest dla mnie wartością.
Ale gdybym chciała wybrać postanowienie z nim związane, muszę pamiętać o innym warunku: powinno być związane z konkretnym działaniem. Zamiast „zdrowiej jeść” lepiej postanowić: będę codziennie jeść obiad ze świeżych produktów. Zamiast „będę się więcej ruszać” – wydłużę spacer z psem do pół godziny. Dotrzymujemy postanowień, jeśli są powiązane z wartościami, ale i realistyczne. Znam osobę, która umówiła się z sobą na codzienny zimny prysznic, żeby poprawić krążenie i trenować silną wolę, bo to jednak nic przyjemnego. Udało się jej, bo nie narzuciła sobie reżimu czasowego. Niech będzie i pięć sekund, ale każdego dnia. Poza tym codziennie zakreślała wykonane zadanie w kalendarzu. Sam widok pozakreślanych dni stał się dla niej źródłem satysfakcji i motywatorem.
Chciałabym odnowić pewną przyjaźń w tym roku. Żałuję, że ją zaniedbałam.
Ukonkretnijmy ten plan. Jeśli obieca pani sobie, że napisze lub zadzwoni do dawnej przyjaciółki, jest duża szansa, że pani to zrobi. Wybierajmy ważne, małe rzeczy. Spotkania raz na miesiąc, a nie codzienne rozmowy telefoniczne. Jeśli czuję, że nie poświęcam bliskim tyle czasu, ile powinnam, warto się zastanowić: jakie najmniejsze działanie mogę podjąć teraz i się go trzymać? Miły SMS codziennie? Nastawienie ekspresu z kawą i wyjęcie masła z lodówki, bo wstaję wcześniej? Małe rzeczy często powodują duże zmiany. Na wielkie wyzwania zmieniające życie nie zawsze jesteśmy gotowi. Randy Pausch (profesor od „Ostatniego wykładu”) mawiał, że kart, które dostaliśmy do ręki, nie możemy zmienić w trakcie rozgrywki. Musimy grać tym, co mamy. W tych okolicznościach, w których jesteśmy, z takimi zasobami, starajmy się robić, co możemy. Co mogę zrobić dzisiaj, teraz, żeby nie żałować jutro?
Katarzyna Rawska-Salomon - psycholożka, certyfikowana terapeutka traumy i psychoterapeutka systemowa, prowadzi terapię osób dorosłych w poznańskim gabinecie oraz online.