Ręcznie szyte i dekorowane przypominają zielniki albo kajety sprzed pół wieku. Każdy zeszyt Joanny Kurkiewicz jest jak minidzieło sztuki. Zaprasza do kartkowania, dotykania. I zapisywania złotych myśli.
Cały „zakład produkcyjny” firmy Papier plus Druk Joanny Kurkiewicz mieści się na kilku metrach kwadratowych pokoju w kieleckim bloku. W każdym zakątku papier: w rulonach, ryzach, stertkach. To miejsce z duszą. – Uwielbiam je za spokój, widok z okna na Góry Świętokrzyskie i piękne światło, które tu wpada – mówi artystka. – Podoba mi się, że na małej przestrzeni mogę zrobić swój produkt od początku do końca. W mieszkaniu autorka docina papier, przygotowuje szablony nadruków, miesza farby i drukuje wzory.
Jako absolwentka wydziału grafiki łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych te czynności ma w małym palcu. Jej specjalność to dawne techniki druku i papier czerpany. – Po dyplomie brałam udział w wystawach i przeglądach grafiki, robiłam wielkoformatowe odbitki na płótnie. Ale moja sztuka docierała tylko do hermetycznego akademickiego grona, a ja chciałam robić rzeczy dla ludzi. Szukając niszy dla siebie, zastanawiałam się, czy wiedza z pracowni technik drzeworytniczych i książki artystycznej może mieć użytkowe zastosowanie. Cztery lata temu zaczęłam próby z zeszytami introligatorskimi w warszawskiej Oficynie Peryferia. Rok później wystartowałam z własną marką. Okazało się, że da się wykorzystać wszystkie te „niepraktyczne” umiejętności, których się uczyłam.
Każdy etap produkcji zeszytu to benedyktyńska praca. Najbardziej czasochłonne jest przygotowanie nadruków na okładkę: matryce wycina się ręcznie w linoleum. Fascynacją Joanny Kurkiewicz są rośliny łąkowe: krwawnik, skrzyp, dziewięciornik, wyka. Zainspirowały ją stare albumy botaniczne. Najpierw odciska w linoleum nawilżoną rozpuszczalnikiem kartkę ze skserowanym rysunkiem rośliny. Potem wykrawa wzór drobnymi szarpanymi ruchami. Na koniec odcina krawędzie.
– Mam od tej pracy odciski na palcach – przyznaje. Sama dobiera farby drukarskie i tnie recyklingowy papier. – To mój ulubiony gatunek – Joanna pokazuje błękitną ryzę. – Powstaje z odpadów skórzanych. Ten z kolei to crush z miazgi owocowej. Lubię też papier z dodatkiem migdałów, jest w kolorze zgaszonego różu, z niego powstaje najczęściej środek zeszytu. Jak? Zgięte na pół kartki spina się klamerkami, zaznaczając na grzbiecie dziurki. Robi się je kaletniczym szpikulcem. Kolejny etap to szycie: nić musi pasować do koloru środka, okładki i nadruku. – Moje zestawienia kolorów trafiają do kobiecej wrażliwości, mogę śmiało powiedzieć, że marka jest „dziewczyńska” – przyznaje graficzka.
Zeszyt zszywa od środka, od przedostatniej dziurki, potem zamyka pierwsze oczko. Trzeba naciągać nitkę i nie puszczając jej, zawiązać pętelkę. Trudna sztuka!
Wyświetl ten post na Instagramie.
Nierówne kartki docina się na gilotynie. I gotowe. No prawie. Jeszcze obwoluta – papierowa taśma z nazwą rośliny, którą opasany jest zeszyt. Jest tak ładna, że jako nabywca, w ogóle bym jej nie zdejmowała. Autorka używa na niej kroju Bona Nova, polskiej czcionki zaprojektowanej przez Andrzeja Heidricha, autora naszych banknotów. – Jest elegancki i klasyczny, sprawdza się przy naszych ą i ę – mówi Joanna. Pedantycznie dba o każdy detal. – Klienci to doceniają. Wielu ludzi szuka rzeczy niepowtarzalnych. To, jaki notes nosimy w torebce, ma znaczenie – dodaje. Dzięki takim markom jak Papier plus Druk rzemieślnicze zeszyty stały się na tyle modne, że pojawili się ich kolekcjonerzy (jak ja). Rośnie grupa amatorów chcących iść w ślady Joanny. Często to osoby zainspirowane zajęciami introligatorskimi, które prowadzi. Czy Joanna nie obawia się konkurencji? Przeciwnie. Kibicuje wszystkim nowicjuszom.