Wywiad

Juliette Binoche: "Prawda to najlepszy makijaż"

Juliette Binoche: "Prawda to najlepszy makijaż"
Fot. Roch Armando

60. urodziny będzie obchodzić za dwa lata, wcześniej czeka ją 40-lecie pracy artystycznej. Najbardziej rozpoznawalna francuska aktorka w dramatycznych okolicznościach postanowiła, że zawsze będzie wybierać życie i miłość. I temu przyrzeczeniu pozostaje wierna.

Juliette Binoche – związki

„Życie to miłość”, deklarowała w dzienniku „Guardian”. Ze związku z nurkiem Andre Halle Juliette Binoche ma syna Raphaela, zaś aktor Benoit Magimel jest ojcem jej córki, Hannah. Była też związana z poznanym na planie „Huzara” Olivierem Martinezem i z producentem, reżyserem i pisarzem Santiago Amigoreną. Podobno ostatnio znowu tworzy parę z amerykańskim aktorem, producentem i muzykiem, Patrickiem Muldoonem. Podobno, bo tego już nie ma ochoty komentować.

Najnowszy film z Juliette Binoche

Choć mówi, że granie to dla niej tylko dodatek do życia, jest jedną z najciężej pracujących europejskich aktorek. Kilka filmów rocznie to dla niej norma. Na polskich ekranach można ją właśnie oglądać w „Między dwoma światami” Emmanuela Carrere’a. Dla zaangażowanej społecznie aktorki udział w takim projekcie był oczywistością. Scenariusz to luźna adaptacja bestsellerowego, wielokrotnie nagradzanego reportażu francuskiej dziennikarki Florence Aubenas. W filmie śledzimy losy Marianne Winkler (Binoche, alter ego Aubenas), pisarki, która chce napisać książkę o kryzysie społecznym na północy Francji.

 

Aby zebrać potrzebne materiały, wybiera się do portowego miasteczka Caen, gdzie zatrudnia się incognito jako sprzątaczka. Z bliska poznaje bolączki i wyzwania ciężko pracujących w tym sektorze ludzi, nawiązuje bliskie relacje z lokalnymi mieszkańcami. Jak zachowają się, gdy odkryją, że Marianne nie jest jedną z nich?

 

PANI: Czy mogłaby pani spojrzeć na własny dorobek jak na swego rodzaju pamiętnik?

 

JULIETTE BINOCHE: Miewałam miłosne relacje z reżyserami lub aktorami, z którymi pracowałam. Ale kiedy pada tytuł filmu, pierwsze wraca do mnie wspomnienie stanu, w jakim byłam, gdy w nim grałam. Pamiętam wrażenia i okoliczności: czy było ciepło, czy zimno, czy swędziała mnie skóra, gdzie mieszkałam. Natomiast nigdy, przenigdy nie pamiętam ani słowa z dialogów. Uczę się ich bardzo szybko i równie szybko zapominam. Pamiętam, jak sześć lat temu Sean Penn odbierał honorowego Cezara i z tej okazji organizatorzy przygotowali materiał zmontowany z jego dorobku. „Nie wiedziałem, że tyle tego było” – wymamrotał pod nosem. Ja pewnie miałabym podobnie.

 

Jakie stany emocjonalne towarzyszyły pani podczas kręcenia ostatnich produkcji?

 

Na plan „Między dwoma światami” przyjechałam chora. Kaszlałam tak, że myślałam, że wypluję płuca. Mój ojciec był już wtedy w bardzo złym stanie, traciłam go. Byłam wyczerpana fizycznie i psychicznie, to był tunel bez światła na końcu. I wtedy mnie olśniło. Zrozumiałam, że muszę podtrzymać ten stan, wykorzystać go na rzecz filmu, jako bramę do wejścia w trudne emocje bohaterów. Ale było jeszcze jedno wydarzenie, które wpłynęło na to, jak zagrałam Marianne. Mniej więcej rok przed rozpoczęciem zdjęć zaproponowałam reżyserowi, że wyprodukuję ten film. Bardzo mi na tym zależało. Odmówił. Powiedział, że tego nie chce, że to zły pomysł. Bardzo mnie ta jego odmowa zraniła. Poczułam się wręcz upokorzona, zastanawiałam się dlaczego – czy nie jestem wystarczająco dobra? Co jest ze mną nie tak? Rozmawialiśmy o tym i uznałam, że może to moje upokorzenie da się jakoś wykorzystać, że pomoże mi zbliżyć się do dyspozycji psychicznej bohaterek – sprzątaczek, które są upokarzane każdego dnia.

 

Co panią najbardziej poruszyło w reportażu Florence Aubenas, na podstawie którego powstał film?

 

Wstrząsnęło mną, że jej bohaterowie są dla społeczeństwa niewidzialni. A przecież to ludzie, do tego służący innym ludziom, którym ich usługi są bardzo potrzebne. Jednak często sprzątaczy i obsługę hotelową traktujemy jak powietrze lub meble. Myśl, że jest się dla drugiego człowieka przezroczystym, zszokowała mnie. Od razu widziałam też, że to pozycja o wielkim kinowym potencjale. Żyjemy w bardzo trudnych czasach, szczególnie trudnych dla najbiedniejszych obywateli. To ich najmocniej dotykają zawsze wszystkie kryzysy, jak choćby zmiany klimatyczne. Temat był ważny zawsze, ale teraz to są już palące problemy.

 

Klasa społeczna, to, mam wrażenie, termin wciąż żywy we francuskim kinie, chętnie w nim podejmowany. Ale najczęściej mówią o tarciach między klasami ci, którzy mają pozycję uprzywilejowaną. Widzę w tym pewien konflikt.

 

Rozumiem, że to może tak wyglądać z zewnątrz, ale od środka, z mojej perspektywy, prezentuje się inaczej. Uważam, że artyści funkcjonują poza społecznymi podziałami i warstwami. Istotą ich misji jest służenie, dawanie. Dysponują sztuką, a ona w świecie pozornie fikcyjnym, wykreowanym jest w stanie uchwycić esencję prawdy. Artyści mogą dać od siebie coś – w moim przypadku jest to dusza – co pozwala tego dokonać. Nieważne, czy trzeba 40 razy krzyknąć, czy 70 razy zapłakać. Dajesz z siebie tak długo, aż tworzywo, twoje aktorstwo, zyska człowieczeństwo. Dlatego nie myślę o kinie w kategorii prawa – że ktoś ma prawo o czymś mówić, a ktoś nie albo że jest jakiś jeden właściwy sposób pokazywania danego tematu. Chodzi o to, by uchwycić prawdę. Pokazać ją w najczystszej z form. A prawda nie ma jednego właściciela, ona nie należy ani do żadnej osoby, ani do żadnej klasy czy grupy społecznej. Prawda jest miejscem w tobie, którego ja chcę dotknąć. To jest poza wiekiem, rasą i klasą. To niewidzialne miejsce. Każdy z nas ma potencjał, by otworzyć do niego drzwi.

Cały wywiad przeczytacie w najnowszym numerze magazynu PANI

Okladka_Pani_08

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również