Gdyby ziemniaki chciały gotować się szybciej, może wtedy spełniałaby się kulinarnie. Ale ona nie usiedzi tak długo w jednym miejscu. Dla Katarzyny Kolendy-Zaleskiej bycie w centrum zdarzeń jest istotą dziennikarstwa. By tematów dotykać bezpośrednio. Nie przez szybę.
Spis treści
– Katarzyna Kolenda-Zaleska sama zapracowała na szacunek, bo ma dorobek, jest profesjonalna, rzetelna, uczciwa. Po prostu solidna firma – chwali dziennikarkę Róża Thun. – Zawsze świetnie przygotowana i miła w obyciu, jednocześnie wyraźnie stawia granice jako osoba wierna pewnym wartościom – dodaje. I to wiele wyjaśnia.
Kiedy poseł Jacek Żalek, gość „Faktów po faktach” stwierdził, że LGBT to ideologia, a nie ludzie, prowadząca Katarzyna Kolenda- -Zaleska grzecznie, acz stanowczo przerwała z nim rozmowę. - Jestem dziennikarzem, gospodarzem programu, więc kiedy ktoś przychodzi do studia i obraża osoby LGBT, ja nie mam wyboru, muszę tak postąpić. Oczywiście po 20 latach pracy w TVN łatwiej mi podjąć błyskawiczną decyzję, bo wiem, że to, co opowiada gość, jest niezgodne zarówno z moimi przekonaniami, jak i z DNA stacji. Zresztą koledzy poparli moją reakcję, nie spotkałam się z żadnym negatywnym odzewem. Nie ma mojej i naszej zgody na wykluczanie ludzi – tłumaczy.
W 2016 roku Katarzyna została prezeską Fundacji TVN „Nie jesteś sam”. - Kandydatura Kasi na moje miejsce wypłynęła ze strony ówczesnych władz stacji – opowiada Bożena Walter, która od początku prowadziła fundację. – Muszę przyznać, że po chwili namysłu wydała mi się bardzo trafiona. A to dlatego, że Katarzyna jest nie tylko świetną dziennikarką ale też osobą wrażliwą na los innego człowieka. Zresztą wspaniały jest pomysł zbudowania centrum psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży oraz kolejne idee, które znam. Jestem zadowolona z tego, jak działa fundacja. Gratuluję wszystkim jej pracownikom.
Po takich słowach tym bardziej nie dziwi deklaracja Katarzyny składana, gdy spotykamy się w siedzibie TVN: - Jestem tu u siebie, świetnie się tu czuję, tu przynależę. Właśnie ostatnio to sobie uświadomiłam, kiedy przyszłam w niedzielę na dyżur i było jakoś pusto, cicho. Nie potrafiłabym być wolnym strzelcem. Jak tlen jest mi potrzebna atmosfera porannych spotkań, dyskusji, kiedy przegadujemy wszystkie tematy. „Fakty TVN” i TVN 24 są moim drugim domem. W domu prywatnym jest mąż, Grzegorz, kiedyś świetny montażysta, obecnie poza zawodem. Mają córkę, Annę, która postanowiła związać zawodową przyszłość z prawem. - Mąż doskonale rozumie charakter mojej pracy i nie zadaje zbędnych pytań, kiedy okazuje się, że nagle muszę lecieć np. do Watykanu, bo papież abdykował – mówi Katarzyna. – Mało tego, dowozi mi na lotnisko torbę z odpowiednimi ubraniami. Ale Ania czasem patrzy na mnie z pobłażaniem, kiedy jestem gotowa przerwać wakacje, bo w polityce dzieje się coś ważnego. Mam to chyba po ojcu. Pamiętam, jak na wakacjach siedzieliśmy na plaży, a tata nagle zastygał, widać było, że jest mocno skoncentrowany na swoich myślach, po czym sięgał po skrawek papieru, notował pomysł czy jakiś wzór i już całe popołudnie nad tym pracował. Chyba nie do końca umiemy być bezczynni. Nie potrafię, jak koledzy, którym tego zazdroszczę (!) wypocząć przez odcięcie się od internetu, co na pewno ma głęboki sens i walor prozdrowotny - mówi i kontynuuje: – Pamiętam sytuację, kiedy byliśmy w Stanach, czekaliśmy na lotnisku, a mama zadzwoniła powiedzieć, że Donald Tusk został szefem Rady Europojeskiej. Oczywiście natychmiast pożałowałam, że coś takiego mnie omija. Wtedy wybawił mnie mój wydawca, który zadzwonił i poprosił, żebym napisała komentarz na stronę „Faktów”. Byłam przeszczęśliwa. Jest środek moich wymarzonych wakacji, a ja z przyjemnością siadam do komputera i piszę. No nic. Pewnie jestem pracoholiczką, ale potrafię też odpuszczać, gdy czuję, że przestaję przyswajać, jestem zmęczona i zauważam, że może do mojej pracy wkracza rutyna. To największy błąd dziennikarza.
Katarzyna nie wyobraża sobie życia w innym tempie. Ani świata bez TVN i nawet gdy nad stacją zawisła groźba zawarta w Lex TVN, nie dopuszczała myśli, że ich telewizja może zostać zablokowana. - Myślę, że najgorsze dla dziennikarza to sytuacja, w której zacząłby się bać, choćby o swoje miejsce pracy – mówi. Ostatnio przeżyła strach o bliskich, kiedy rodzice zachorowali poważnie na covid. - Nie dalej jak wczoraj rozmawiałyśmy z mamą i ona mnie przekonywała, że jestem nadopiekuńcza – przyznaje. Czy mając na koncie tyle sukcesów, Kasia nie boi się, że dobra passa się skończy? - Tak, czasem się tego boję. Próbuję oswajać swoje lęki, ale bez powodzenia – przyznaje. Może też dlatego tak bardzo nie lubi być sama? Chyba że pracuje, wtedy się zamyka w swoim gabinecie, gdzie tworzy istny chaos: książki, wycinki, kartki. Aż mąż nie może się nadziwić, że potrafi się w tym wszystkim połapać. Wady? - Jestem jednak trochę próżna, skoro mam lekki wyrzut sumienia, kiedy zjadam kotlet w kalorycznej panierce. No i jestem niecierpliwa, złości mnie powolność i wtedy niepotrzebnie się wściekam – mówi. Cele niezdobyte? - Nie jest tak, że Kolendzie nie odmawia się. Od lat nie chce przyjąć mojego zaproszenia jeden polityk. To Jarosław Kaczyński.
Cały tekst przeczytacie w najnowszym numerze magazynu PANI