Mówią, że jest za dobrze wychowany. Niedzisiejszy trochę, skupiony na rodzinnych wartościach, historii. Kilka pokoleń pracowało na moją tożsamość, dlatego mam szacunek dla przeszłości – mówi Mateusz Damięcki, który już wie, że gdy nie patrzy się na czubek własnego nosa, widzi się więcej.
Mateusz Damięcki pochodzi z wielopokoleniowego klanu artystycznego. W pierwszym filmie zagrał jako dziesięciolatek. "Na planie jeździłem na skuterze, a koledzy siedzieli na matmie. Trudno się dziwić, że pokochałem tę pracę" – śmiał się po latach. Gdy stanął przed komisją w warszawskiej akademii, znał już połowę egzaminatorów: Jana Englerta, Annę Seniuk i Adama Hanuszkiewicza, bo... z nimi grał. Ale przyjęli go ze względu na talent. Na pierwszym roku dostał rolę Cezarego Baryki w Przedwiośniu Filipa Bajona. Miał 20 lat. Po tej roli został najmłodszym amantem polskiego kina. "Pogodziłem się z tym, że moim atutem jest ładna buzia. I że dzięki niej zarabiam – tłumaczy. – Babcia Irena Górska-Damięcka, która znała się z Zelwerowiczem, mówiła mi: "Ciesz się z tej szuflady, będziesz miał z czego wychodzić!". Właśnie wyszedł! Główną rolą w Furiozie dowiódł, że jest aktorem o wielkich możliwościach. A jakim jest człowiekiem?
Twój STYL: Na świecie pojawiło się kolejne pokolenie Damięckich: czteroletni Franciszek i roczny Ignaś. Co pan czuje, patrząc na synów?
Mateusz Damięcki: ...na ekrany w szedł nowy film z Bondem. Ta postać to paradoks. Wszyscy chcą nim być: pić martini wstrząśnięte nie zmieszane, mieć astona martina. Ja zrozumiałem, że nie chcę być jak Bond, bo on jest skazany na samotność. To jest jego piętno. Ja nie wyobrażam sobie życia bez rodziny, żony i synów. Znalazłem to, co najważniejsze. Kiedy patrzę na moich chłopców, jednocześnie cieszę się każdą sekundą ich życia i... czuję lęk. Wobec tego lęku jestem całkowicie bezbronny. To jest moje piętno. Nigdy nie zapomnę, jak schodziłem w nocy po schodach z kilkutygodniowym Franciszkiem. Wcześniej biegałem po nich milion razy w górę i w dół, a wtedy pomyślałem, co będzie, jeśli teraz się potknę i przewrócę?! Musiałem usiąść na schodku, bo sparaliżował mnie strach. Trzymałem na rękach syna: byłem jednocześnie szczęśliwy i smutny. Paradoks ojca.
TS: Ciekawa jestem, za jakie "cnoty niewieście" kocha pan żonę? Czym jest dla pana miłość?
Dzięki produkcjom, w których gram, mogę odkrywać różne oblicza miłości. Ostatnio zagrałem w trzeciej części serii Planeta singli. Osiem historii, opowiadających o internetowym randkowaniu, miłosnych doświadczeniach, tych wzruszających, zabawnych, a czasem gorzkich. A wracając do mojego życia, żona cierpliwie pomaga mi zrozumieć, że jej intuicja to wielki skarb i nie muszę wyważać otwartych drzwi. Czuję ogromną presję, którą sam sobie narzuciłem, by na każdym kroku udowadniać, że jestem cały dla chłopców i dla niej. I jak to zwykle bywa w życiu, efekt często jest odwrotny do zamierzonego. Zamiast w domu spędzam kilkanaście godzin na planie... I strasznie się na siebie za to wściekam. Paula mi tłumaczy, że tak się zdarza, że każdemu z nas coś nie wychodzi, że to, co robię, też jest ważne i również jest dla rodziny. Kłócimy się. Ja wtedy myślę, że to koniec świata. Po czym Paulina do mnie dzwoni i rozmawia ze mną bez urazy. Jestem w szoku: "Kochanie, dlaczego do mnie mówisz z taką miłością? Zasłużyłem co najmniej na ciche godziny!". Paula na to: "Naprawdę się pokłóciliśmy? Przecież wiesz, że mam pamięć owada". Jest bardzo silna, podziwiam ją za to. Jest moim przyjacielem, skarbem i wielką miłością. Razem piszemy ciąg dalszy historii naszej rodziny...