Wywiad

Piotr Cyrwus o pandemii: "Wierzę, że przez to przebrniemy i będziemy lepsi"

Piotr Cyrwus o pandemii: "Wierzę, że przez to przebrniemy i będziemy lepsi"
Piotr Cyrwus
Fot. AKPA

 

Aktor Piotr Cyrwus twierdzi: „W życiu mimo wszystko jest się z czego cieszyć”. SHOW opowiada o swoich planach i marzeniach, a także rozprawia się z szufladką Ryśka z Klanu.

Ostatnio nie ma dobrej produkcji bez Pana w obsadzie: „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, „Sala samobójców. Hejter”, „Król”, „Żywioły Saszy”…

Rzeczywiście miałem szczęście, a wie pani, ono w aktorstwie jest potrzebne. W ostatnim czasie dostawałem dużo ciekawych i różnorodnych propozycji. Uważam, że o to chodzi w tym zawodzie, żeby dostać interesujący materiał. Im bardziej skomplikowana, niejednoznaczna jest rola, tym ciekawiej. Mam takie szczęście i nieszczęście, że dostaję raz takie role jak Ryszard, który się za mną ciągnie, a raz takie, z którymi nikt by mnie nie skojarzył, a są świetnymi wyzwaniami. Ostatnio się zastanawiałem ze śmiechem, kiedy wreszcie dostanę  normalną propozycję (śmiech).   

Dystans do roli Ryśka z „Klanu” pokazał Pan, śpiewając w reklamie ketchupu o myciu rączek.  

Kiedyś przeklinałem w cichości ducha, że się ktoś do mnie doczepia o to mycie rączek, a teraz się okazało, że to jest walor. Tak to bywa z naszymi życiowymi wyborami – coś się wydaje bez sensu, a wychodzi fajnie i odwrotnie. A wracając do  Ryśka – regularnie słyszę pytanie, czy mi nie ciąży ta rola. A przecież grając go, jednocześnie wcielałem się w wiele różnych postaci w teatrze. To nie aktorzy się szufladkują, to inni szufladkują nas.

Dziś na Instagramie widziałam Pana w gangsterskim wydaniu.

To nowa produkcja pana Kawulskiego. Wczoraj skończyłem pracę na planie o godzinie 3 w nocy. Więcej nie mogę zdradzić. Tak jak pani powiedziała, to dla mnie ciekawy zawodowo czas. Napisano dla mnie nowy wątek w „Pierwszej miłości”. Powstał jeszcze przed słynną aferą z Obajtkiem. Wykreuję wójta – dość niejednoznacznego. 

W „Żywiołach Saszy” gra Pan z kolei komendanta.

Mówią na niego Flaku. To przezwisko nadali mu jego młodsi współpracownicy. Nie jest związane z jego charakterem, bo potrafi być ostry, dosadny, niemiły i nieufny. Chodzi o jego metody działania, które młodsi koledzy chcieliby unowocześnić. Nie dość, że Flaku użera się z nimi, to jeszcze na posterunku pojawia się młoda, piękna kobieta z zagranicy, która zaczyna się szarogęsić. Flaku jej nie ufa. Co prawda później szuka w niej sojusznika, ale nie do końca mu to wychodzi. Sasza też jest zagubiona. Już przy czytaniu scenariusza wyczuliśmy, że to istotny element tego serialu, że bohaterowie mają wpisaną nutkę przeszłości, jakieś niedopowiedzenie. Ta przeszłość u nich determinuje teraźniejszość. 

Ta rola do Pana przyszła czy Pan o nią zawalczył?

Lubię chodzić na castingi, ale ostatnio raczej dostaję propozycje. Z tej naprawdę bardzo się ucieszyłem. To górna półka seriali, bo jest ambitny scenariusz, krótka seria, więcej czasu i poświęconych środków, jest też inna oprawa, niż na przykład w serialach codziennych. Oczywiście tym drugim niczego nie ujmuję i granie w nich też jest ciekawym zadaniem aktorskim, choć innym. 

Kręciliście w czasie pandemii. Co było największym wyzwaniem? 

Zabrakło spotkań. Miałem zdjęcia w Łodzi. Kiedyś na pewno całą ekipą poszlibyśmy na Piotrkowską i posiedzieli przy lampce wina. Aktorzy to bardzo społeczna grupa, lubimy się spotykać, dyskutować, być blisko. Tu nie mieliśmy takiej możliwości. Po pracy rozchodziliśmy się do pokoi hotelowych, a spotykaliśmy się wyłącznie na planie. Pandemia pokrzyżowała plany nas wszystkich i mocno doświadczyła naszą branżę. W teatrze praktycznie nie ma  pracy, zostają działania filmowo-serialowe. Póki jeszcze ich nam nie zabrali. Ciężko jest w środowisku. Sam miałem mieć premierę w Łodzi. Nie odbyła się. Dwa inne projekty, rozgrzebane, czekają na lepsze czasy. To przykre. Zwłaszcza, że wiem, jak bardzo widzowie na nas czekają. Gdy latem było krótkie okno, podczas którego odmrożono teatry, ludzie dopisali, byli wygłodniali sztuki. Teraz znów wszyscy musimy czekać. Pomimo tych trudności, wierzę jednak, że przebrniemy przez to i będziemy lepsi...

W zeszłym roku obchodził Pan 35- lecie debiutu.

Tak? No chyba faktycznie, choć niespecjalnie przywiązuję wagę do dat i jubileuszy. To, ile mam lat i jak duży mam staż w zawodzie, uświadamiają mi młodzi aktorzy, którzy na planie o coś mnie pytają, radzą się. To bardzo miłe. Choć trochę się żenuję, bo kiedyś to ja zachowywałem się tak w stosunku do Jerzego Treli czy Jerzego Stuhra. Dziś bardzo lubię pracować z młodymi ludźmi, a mamy naprawdę zdolnych aktorów młodego pokolenia.

W przyszłość patrzy pan z pozytywnym nastawieniem?

Dziś, kiedy co dwie godziny przepisuję mój kalendarz, czuję frustrację, bo chciałbym coś ustalić. Ten zawód zawsze wymagał dużej cierpliwości, ale teraz, w pandemii, potrzeba jej naprawdę mnóstwo. Projekty nie wypalają, są zawieszane, z kolejnych trzeba rezygnować. Miałem jechać dziś na zdjęcia do Wrocławia ale je odwołali. Po drodze umówiłem się na szczepienie, a to 300 km od domu. Bez sensu. W teatrze miałem grać główną rolę i para poszła w gwizdek. Ale wie pani co? Wierzę, że to się skończy i za jakiś czas zaatakujemy z nową siła.

Nie lubi pan dat ale zbliżającej się 60-tki nie sposób przemilczeć. Czego pan sobie życzy na urodziny?

Więcej optymizmu! Zdaję sobie sprawę, że żyjemy w szczególnych, okrutnych covidowych warunkach ale trzeba mieć nadzieję. Bo w życiu, mimo wszystko, jest się z czego cieszyć. Życzę więc sobie więcej optymizmu żebym nie zgorzkniał.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również