Wywiad

Piotr Witkowski: "Odkąd usunąłem Facebooka, czuję się wolny"

Piotr Witkowski: "Odkąd usunąłem Facebooka, czuję się wolny"
Piotr Witkowski to jeden z najbardziej rozchwytywanych aktorów młodego pokolenia.
Fot. Akpa

Piotra Witkowskiego już wkrótce zobaczymy w kilku kinowych filmach. W sierpniu premierę ma komedia "The End" oraz biograficzny dramat "Mistrz" z jego udziałem. Choć to jego czas, najbardziej rozchwytywany aktor młodego pokolenia ma ogromny dystans do swojego zawodu. "Wystarczy, że mam za co opłacić czynsz i mam co zjeść", mówi Witkowski.  I zdradza, jakie wartości wyniósł z domu oraz dlaczego ucieka od technologii.

Jak nastrój przed premierą filmu "The End"?

PIOTR WITKOWSKI: Jestem bardzo ciekaw odbioru! Niedawno go widziałem i bardzo mi się spodobał, a jestem widzem dość wybrednym. Myślę, że widzom też się spodoba.

Twój bohater ma ego rozbuchane do rozmiarów wieżowca

Grało się to świetnie, zabawa była przednia. Tomek (Mandes, reżyser filmu "The End", przyp. red.) bardzo dobrze wiedział czego chce, a postaci były skonstruowane w bardzo wyraźny sposób. Każdy bohater odpowiadał za określoną cechę - u kogoś była pycha, u kogoś innego agresja. U mnie ego i cynizm, a także zamiłowanie do używek. Wszystko to, cały ten styl życia i poza, to jednak płaszcz, maska, która zakrywa jego prawdziwe uczucia, których on się boi i których nie rozumie i nie chce z nimi mieć kontaktu.

Takie maski nakładane przez ludzi to dość częste zjawisko

Na pewno. Ten film nie jest do końca tylko i wyłącznie o show biznesie. Jest o grupie ludzi, którzy się znają, którzy nawzajem przed samymi sobą świrują. To mogą być nie tylko aktorzy ale i kucharze, dziennikarze. To, jaka to grupa społeczna, ma drugorzędne znaczenie. Wiadomo, że lepiej się ogląda aktorów, bo interesuje nas ten drugi świat, inna, ciemna strona show biznesu, aczkolwiek wydaje mi się, że dulszczyzna była znana od zawsze, w każdym kręgu, w każdym środowisku.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Piotr Witkowski (@piotr_witkowski_)

W filmie w życie bohaterów bardzo mocno wdziera się technologia. Potrafisz bez niej funkcjonować?

Niestety wydaje mi się że nie. Ostatnio byłem z kolegami na wyjeździe. Pojechaliśmy na festiwal rapowy do Sławy. Cały czas nosiliśmy ze sobą telefony i co chwilę ktoś po niego sięgał ale... nie było tam zasięgu. Po chwili stwierdziliśmy, że tak naprawdę do niczego nie są nam te telefony potrzebne prócz pracy, która mniej lub bardziej nas tam dopadała. Okazało się, że to, że nie ma tam internetu, było dla nas zbawienne. Bo cały czas spędzaliśmy ze sobą na rozmowach, śmiechach, dobrej zabawie, a nie siedzieliśmy w Facebookach czy Instagramach. Myślę, że kompletny brak zasięgu sprawił, że ten wyjazd był lepszy niż byłby gdyby zasięg był. Bo prawda jest taka, że sięgamy po te telefony odruchowo. Staram się to rugować z mojego życia. Facebooka już usunąłem ale Instagrama nie, bo to zawodowa część mojego życia. Nie śledzę jednak niczego, nie zajmuje mnie to.

Odkąd usunąłem Facebooka, poczułem się wolny. Nagle zniknęły te wszystkie wojenki, dyskusje, które i tak niczego nie wnoszą, nikogo nie zbawią, nie są pogłębione. Jak sobie chcę coś pogłębić, to sięgam po książkę czy mądry artykuł. Ta technologia w dużej mierze jest bardziej zniewalająca niż pomagająca nam. Oglądamy w sieci głównie memy, kotki i durne filmiki o tym, że się ktoś przewrócił. Nie używamy internetu w celu poszerzania wiedzy, a w każdym razie nie tak często. Uważam, że technologia jest bardzo potrzebna ale nie w każdym aspekcie życia. Nie sądzę, że jest mi niezbędnie potrzebne, żeby moja szczoteczka do zębów łączyła się prze wi-fi i mówiła mi, czy odpowiednio często i dobrze myję te zęby.

Dorastałeś w latach 90- tych, załapałeś się więc na czasy sprzed internetu.

Tak! Do dziś pamiętam ten straszny dźwięk łączenia przez modem, kiedy już internet się pojawił (śmiech). To rzeczywiście był inny świat. Teraz niektórzy próbują do tego wrócić. Mam znajomych, którzy swoje dzieciaki wysyłają na podwórko. W dużym mieście jak Warszawa, raczej nie widzi się biegających grupek dzieci. Ja w każdym razie nigdy tu czegoś takiego nie widziałem. No chyba że na Grochowie. Poza tym to dzisiaj rzadki widok.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Piotr Witkowski (@piotr_witkowski_)

 

Wychowałeś się w Gdańsku. Jakie wartości wyniosłeś z rodzinnego domu?

Trudne pytanie, bo długo by opowiadać. Myślę, że po prostu to, żeby być człowiekiem przyzwoitym. Nawet jeśli to nie zawsze się opłaca. A Gdańsk to miasto które kocham. Uważam, że jest wspaniałe.

Często do niego wracasz?

Jak tylko mogę, choć ostatnio niestety czas mi na to nie pozwala tak często, jakbym chciał.

Twój bohater z filmu "The End" głownie zajmuje się dobrą zabawą. Też miałeś taki moment zachłyśnięcia się sławą? Nocnym życiem stolicy?

Mam wrażenie, że dużo lepiej bawię się w życiu teraz niż jakiś czas temu. A to dlatego, że względnie na więcej mnie stać. Nie zarabiam kokosów, ale po prostu stać mnie na to, żeby o sobie samostanowić w pełnej mierze. Nagle się okazało, że w życiu właściwie chodzi o to, żeby było miło. Te wszystkie spinki wynikające z problemów w stylu - muszę zapłacić rachunek za telefon albo prąd. Kiedy one znikają, jeśli oczywiście jesteśmy zdrowi, powinniśmy się cieszyć. 

Ja nie potrzebuję wiele. Wystarczy, że mam za co opłacić czynsz i mam co zjeść i jestem zadowolony. Nie muszę mieć dużo. A jeśli już coś mamy, to wydaje mi się, że naszym obowiązkiem jest potem się z tego cieszyć i tym się dzielić.

Twoim wielkim przełomem był film "Proceder". Wcześniej zawodowo nie wiodło ci się najlepiej - grałeś głównie drugoplanowe role. Czułeś że ten przełom nadejdzie czy miałeś chwile zwątpienia?

Człowiek zawsze gdzieś tam w głębi duszy wierzy, że może. Wiadomo - silny wpływ ma tu jednak koniunktura. Czasem się nawet coś wygrało na castingu, a i tak się tego ostatecznie nie zagrało. Bywało i tak. Tym razem producent się zgodził żebym to ja zagrał, w dodatku główną rolę, mimo że moim największym wówczas filmowym dokonaniem był "Dywizjon 303". Zaryzykował. Nie wziął znanego nazwiska ani aktora, który grał wcześniej główną rolę i się sprawdził. Dziękuję mu za to. Rzeczywiście od tego momentu jest troszkę łatwiej.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Piotr Witkowski (@piotr_witkowski_)

Teraz grasz jak szalony - „Klangor”, „ALLiN”, „The End”, „Gierek”, „Inni ludzie”, „Krime Story. Love Story”, to produkcje z twoim udziałem tylko z 2021 roku. 

Tak, na cały przyszły rok mam zajęty kalendarz. To bardzo miłe. Można pracować ale nie zapracowywać się. Mam kolegów, którzy strasznie ciężko pracują w serialach codziennych i czują, że się "odartystyczniają". Idą do pracy jak do fabryki. A jeśli ktoś ma jeden projekt, potem czas na przerwę i spokojnie wchodzi w kolejny, można się naładować. Oczywiście nie zawsze tak jest, ale to wielki komfort i chciałbym się tego trzymać. Nie robić wszystkiego. To nie jest tak, że teraz siedzę i przebieram w ofertach. To nie ten etap, nie wiem zresztą czy taki etap istnieje u nas w Polsce, ale jak się czegoś podejmuję, staram się, żeby to było najlepsze jak się da. Nie chcę chałturzyć.

To chyba cienka granica: z jednej strony chcesz jak najwięcej grać ale z drugiej nie chcesz wyskakiwać z lodówki i grać w 10 komediach romantycznych w roku.

Dokładnie. Choć a propos komedii romantycznych to właśnie jestem do jednej z nich castingowany i nie widzę w tym gatunku niczego złego. Chodzi jednak o to, żeby tak samo poważnie podchodzić do tego gatunku jak do każdego innego.

Twój top marzeń?

Jest coś takiego i nawet dosyć realne. Nie mogę jednak zbyt wiele zdradzać. Rzecz dzieje się przede wszystkim za granicą. To sekret trzymany pod kluczem przez najbliższy rok.

Czyli bierzesz udział w zagranicznych castingach? Wysyłasz self tape'y?

Jestem na to otwarty, choć na przykład nie udało mi się dostać do angielskiej castingerki. Może jeszcze się uda. Nie obrażam się, nie zamykam.

2020, który branżę aktorską dość mocno doświadczył, dla ciebie był raczej łaskawy.

To prawda. Zrobiłem wtedy m.in. film "Klangor", dużo pracowałem. Więcej chyba niż w tym roku. Nie mogę więc narzekać.

Wakacyjne plany?

Niestety nie mam. W grudniu kręcę film, do którego przygotowania zajmują 6 dni w tygodniu. To film akcji więc mam prawie codziennie treningi z różnych pól - sztuki walki, akrobatyka, rozciąganie. Chodzi o to, żeby podrasować moje ciało i moje umiejętności. Nie mogę pojechać na wakacje w najbliższym czasie, ale może się uda. Na przykład w... kwietniu przyszłego roku.

 

 

Wywiad ukazał się w magazynie SHOW 15/2021
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również