Istotnym kryterium przy wyborze partnera jest... nasza własna atrakcyjność. I zwykle wiążemy się z osobami, które są mniej więcej tak atrakcyjne, jak my.
Gregory Webster, profesor psychologii na University of Florida i współpracujący z nim naukowcy z Uniwersytetu Yale oraz Stanowego Uniewersytetu Nowojorskiego przeanalizowali dane zebrane od 1300 heteroseksualnych par i 27 pojedynczych osób.
Oryginalnie dane te były zbierane na potrzeby 24 innych badań, których autorzy zgłębiali korelację atrakcyjności osób pozostających w związku. Co ciekawe, najstarsze z tych badań pochodziły z 1972 roku. Webster i jego współpracownicy opracowali jednak nowe metody meta-analizy i są przekonani, że uzyskane przez nich wyniki są jak najbardziej miarodajne w 2024 roku.
Możliwe, że niektóre aspekty atrakcyjności zmieniły się z biegiem czasu, na przykład wraz z rozwojem aplikacji randkowych, w których korzystające z nich osoby mają na początku dostęp tylko do zdjęć – przyznał Gregory Webster. – Z drugiej strony, podstawy tego, co ludzie uważają za atrakcyjne w różnych kulturach i na przestrzeni czasu, jest raczej niezmienne.
Wesbster i współpracujący z nim naukowcy postanowili sprawdzić jak ocena własnej atrakcyjności zmienia się w zależności od tego, jak długo trwa związek. Część badań, których wyniki analizowali, koncentrowała się na parach, które "randkowały", inne zaś dotyczyły małżeństw z długim stażem. Odkryto, że w przypadku par, które były w związku od dłuższego czasu mężczyźni bardziej trafnie niż kobiety oceniali własną atrakcyjność. Według badaczy ta zmiana to efekt zanikania typowej dla młodości nadmiernej pewności siebie – mężczyźni potrzebują po prostu czasu, żeby spojrzeć na siebie bardziej realistycznie.
Zasadniczo jednak – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – dość trafnie oceniają swoją atrakcyjność. A pary są zazwyczaj trafnie dobrane pod kątem atrakcyjności – umawiamy się na randki i wchodzimy w związki małżeńskie z osobami, które są równie atrakcyjne jak my.
Badane osoby były proszone o ocenę własnej fizycznej atrakcyjności. Następnie ich zdjęcia były pokazywane obcym ludziom, którzy mieli ocenić ich urodę. Ocena tych ostatnich była traktowana jako obiektywna. I pierwszym istotnym wnioskiem jakie Gregory Webster i jego współpracownicy wyciągnęli z analizy zebranych badań jest konstatacja, że ocena naszej własnej atrakcyjności jest w dużej mierze zgodna z tym, jak naszą atrakcyjność oceniają obcy. Przy czym, tak jak już wspominaliśmy, mężczyźni dopiero z wiekiem osiągają umiejętność trafnego oceniania swojej atrakcyjności.
Mężczyźni stają się większymi realistami – tłumaczy tę zmianę Webster. – Zwykle przecież nie robimy się z czasem bardziej atrakcyjni.
Z analiz przeprowadzonych przez Gregory'ego Webstera i jego współpracowników wynika, że dobieramy się w pary nie tylko kierując się poczuciem własnej atrakcyjności, ale też wybieramy osoby, które podobnie oceniają własną atrakcyjność. To znaczy, że mężczyzna, który uważa się za atrakcyjnego, umówi się na randkę z kobietą, która samą siebie uważa za równie atrakcyjną.
Przy okazji publikacji badań Gregory'ego Webstera i jego zespołu, warto sobie przypomnieć jakie istotne informacje na temat łączenia się w pary zgromadziła dr Helen Fisher, antropolożka związana z Uniwersytetem Rutgersa. Fisher wyróżniła w miłości romantycznej trzy komponenty: pożądanie, atrakcyjność (powab, przyciąganie) i przywiązanie.
Każdemu z tych komponentów miłości romantycznej towarzyszą inne hormony wydzielane przez organizmy zaangażowanych w relację osób. Oksytocyna – jeden z hormonów wydzielanych w stadium przywiązania – wiąże się z empatią, zaufaniem, aktywnością seksualną i budowaniem relacji, przypisuje jej się właściwości uspakajające i jest nazywana "hormonem miłości". Jak należy rozumieć analizę dr Fisher? Choć związane z atrakcyjnością fizyczną przyciąganie i pożądanie są istotne, to dopiero przywiązanie buduje miłość długoterminową.