Jaka jest tajemnica sukcesu sportowców? Czemu potrafią wyznaczać sobie cele i dążyć do nich, nie zrażają się niepowodzeniami, konsekwentnie realizują plany… Pytamy o to Erika Bertranda Larssena, trenera mentalnego, który pomagał norweskim narciarzom zdobywać złote medale.
Moja przyjaciółka miała marzenie. Chciała odłożyć pieniądze na własną restaurację. Po kilku latach to marzenie się rozmyło. A przecież miała plan. Czemu zrezygnowała?
Erik Bertrand Larssen: Większość z nas rezygnuje. Odpuszczamy, nie motywujemy samych siebie, nie staramy się. Ludzie sukcesu – mistrzowie olimpijscy, ale i biznesmeni, z którymi pracuję – nie są bardziej utalentowani od swoich kolegów po fachu. Po prostu mają lepsze nawyki. Dlatego wygrywają. Bardzo podoba mi się zdanie, które wypowiedział pisarz Mark Twain: „Nie liczy się wielkość psa w walce, ale wielkość walki w psie”.
Jakie zachowania przybliżają nas do osiągnięcia zamierzonego celu?
Po pierwsze radziłbym sprawdzić, czy ten cel jest zgodny z naszą hierarchią wartości. Często pragniemy czegoś, co by nas wcale nie uszczęśliwiło. Miałem kilka lat temu klientkę, chirurga plastyka. Doskonale zarabiała, ale miała wrażenie, że jej życie jest puste. Zaczęliśmy pracę, pytałem ją o marzenia z przeszłości. Okazało się, że zawsze chciała działać na rzecz innych. Nic dziwnego, że kolejny udany zabieg korekcji piersi wcale jej nie cieszył. Spotkałem się z tą kobietą tylko trzy razy. Odeszła z kliniki, zatrudniła się w organizacji dobroczynnej i wyjechała za granicę. Jeśli masz więc cel, co jakiś czas mów mu: „Sprawdzam!”.
W jaki sposób?
Badaj, czy nadal jest zbieżny z tym, co dla ciebie istotne. Druga sprawa: o takim wielkim, nadrzędnym celu trzeba pamiętać codziennie. Jim Carrey, komik, wiele lat temu, gdy zaczynał karierę, wypisał czek na milion dolarów. Nie miał tyle.
Nie rozumiem, po co to zrobił?
Czek nosił w portfelu, widział go za każdym razem, gdy otwierał portfel i przypominał sobie, czego chce. Zarobić milion. Jak często mówimy: „Własna restauracja? Za kilka lat. Awans? Pomyślę o tym jutro. Rodzina? Mam czas”. Życie mija. Odwiedziłem jednego z najbogatszych biznesmenów w Norwegii. Zainteresował mnie ciekawy wygaszacz ekranu na jego laptopie: odmierzał czas do tyłu. Pokazywał, ile lat, miesięcy, dni zostało właścicielowi komputera do śmierci. Długość życia statystycznego Norwega – taki był punkt wyjścia.
Co jeszcze warto zrobić?
Trzeba przyjrzeć się temu, co mówimy o naszych planach, marzeniach. „Niemożliwe to nie fakt. To opinia. Niemożliwe nie istnieje”, powiedział Muhammad Ali, legendarny pięściarz. Mistrzowie sportu są też mistrzami kontrolowania własnych myśli. Bo słowa tworzą naszą rzeczywistość. W mojej pracy często stosuję też wizualizacje. Łączymy w ten sposób „dziś” i „jutro”, moment, w którym spełnia się nasze marzenie. Przed mistrzostwami świata w Oslo-Holmenkollen dałem naszym narciarzom zadanie: mieli dokładnie wyobrazić sobie dzień startu. W jakim nastroju się budzą? Co widzą w restauracji, co jedzą? Wyobrażali sobie, jak przechodzą pod skocznią, widzą tłum kibiców. A potem mieli zobaczyć sam start ze wszystkimi szczegółami. Warto poświęcić czas na tworzenie takiego „filmu” w głowie. Gdy przyjdzie co do czego, z zaskoczeniem odkryjemy, że zachowujemy się swobodniej i odważniej.
Daje mi pan gwarancję, że stosując się do pana rad, schudnę, otworzę wymarzoną restaurację albo dostanę podwyżkę?
Nikomu takiej gwarancji nie dam. Sportowcy też jej nie mają. Dostają narzędzie, które może przyczynić się do zdobycia złota. Mimo wszystko nie zawsze się udaje. Niedawno syna znajomej rzuciła dziewczyna. Znajoma poradziła mu, aby o nią zawalczył – byli parą kilka lat, kochali się. Chłopak podjął próbę i dostał kosza. Jego mama była w rozpaczy: uważała, że jej rada zwiększyła tylko cierpienie syna. „Dałaś synowi ważną lekcję. Powiedziałaś mu, że są w życiu rzeczy, o które warto walczyć, nawet, jeśli ostatecznie poniesiemy porażkę”, powiedziałem. I tak rzeczywiście jest. Nie liczy się jedno zwycięstwo: liczy się to, czy jesteś typem zwycięzcy.