W każdym z nas choć raz zakiełkowała myśl o zemście. Gdy ktoś wyrządza nam krzywdę, to często jedna z opcji, jakie rozważamy. Odruch naturalny, ale… niekorzystnie jest tej pokusie ulegać. Dlaczego? I co warto „zamiast”? – mówi Sylwia Sitkowska, psycholożka i terapeutka.
Wyobrażała sobie, że wysypuje na dach samochodu byłego męża nasiona dla gołębi, a one, dziobiąc je, niszczą lakier. Z pasją czytała o sławnych zemstach, podobała jej się ta wymyślona przez partnerkę kompozytora Michaela Nymana. Mężczyzna kolekcjonował kosztowne afgańskie dywany, a odrzucona kochanka pod jego nieobecność wszystkie obsiała rzeżuchą i podlewała przez kilka dni, by osiągnąć efekt. „Nie mogę przestać fantazjować o zemście. Tak chciałabym mu odpłacić za to, że mnie zdradził!”, powiedziała Laura podczas sesji w moim gabinecie. Wyobrażała sobie, że „zemsta jest słodka”. Ale czy to prawda?
Pragnienie zemsty jest uczuciem pierwotnym i uniwersalnym. Szwajcarscy naukowcy postanowili zbadać, który obszar mózgu za nie odpowiada. W tym celu zaprosili badanych do gry, następnie ich oszukiwali, a potem dali im możliwość rozmyślania o potencjalnej zemście na oszuście, jednocześnie obserwując czynność elektryczną ich mózgów. Okazało się, że pragnienie zemsty aktywizowało tzw. układ nagrody, który odgrywa istotną rolę m.in. w odczuwaniu przyjemności z używania nikotyny czy narkotyków. Zemsta bywa estetyzowana – jak w kinowym hicie z Umą Thurman Kill Bill. Z amerykańskich badań wynika, że jedna na pięć ofiar morderstw to ofiara zemsty. Jest ona też motywem większości strzelanin w amerykańskich szkołach. Czasem zazdrościmy tym, którzy się mszczą skutecznie, ale czy mamy czego? Badania psychologiczne dowodzą, że nie. Nasza kultura wmawia nam, że po dokonaniu zemsty doświadczymy katharsis, czyli ulgi. Ale tak się nie dzieje. Naukowcy zbadali stan emocjonalny osób, które dokonały niewielkiego aktu zemsty, oraz tych, którzy się od tego powstrzymali, i odkryli, że ci pierwsi… czuli się gorzej. Pojawiły się u nich też tzw. ruminacje – obsesyjne, negatywne myśli. Czy zemsta była wystarczająca? Czy przyniosła cierpienie równoważne temu, którego doznał wcześniej mszczący się? Dowiedziono, że ludzie zazwyczaj uważają zemstę, której dokonali, za w pełni usprawiedliwioną, natomiast tę, której są obiektem, za przesadną i krzywdzącą. To może prowadzić do zamkniętego cyklu „odpowiadania pięknym za nadobne”: wymierzania ciosów coraz bardziej bolesnych, jak między skłóconymi małżonkami w Wojnie państwa Rose czy sfrustrowanym robotnikiem i niespełnioną bizneswoman w nagradzanym serialu Awantura. Niestety, znam wiele osób, które dały się wciągnąć w ten zaklęty krąg – często z byłym małżonkiem. Najczęściej zostaje po tym „spalona ziemia” i poczucie klęski.
Co zamiast? Niekoniecznie trzeba „nadstawiać drugi policzek”. Ale zemsta to niejedyna ścieżka. Jej bliskim, a zdrowszym psychologicznie zamiennikiem jest kara. Mścimy się najczęściej osobiście, karę natomiast wymierza często osoba trzecia, bezstronna. Jeśli mąż zdradził Laurę, dobrą karą będzie rozwód z orzeczeniem o jego winie i wszystkimi prawnymi tego konsekwencjami. Jeśli kierowniczka niesprawiedliwie traktuje lub mobbuje pracowników, karą będzie zawiadomienie jej przełożonych lub działu HR. Karą dla sąsiada, który spala w kominku śmieci, będzie wezwanie straży miejskiej. Te akty przynoszą satysfakcję, ale nie noszą znamion personalnej wendety. To wymierzenie sprawiedliwości, a nie zrobienie na złość czy przysporzenie cierpienia – dla zasady. Takie zachowanie nie powoduje obsesyjnych, negatywnych rozmyślań ani wzrostu agresji. Przynosi coś istotnego: poczucie sprawczości.
Innym zamiennikiem zemsty jest fantazjowanie o niej, ale w szczególny sposób. Pewna osoba opowiadała mi o irytującym przełożonym – wzbudzał w niej mordercze instynkty, ale nie chciała dać im ujścia. Była fanką serialu Gra o tron i w trakcie uciążliwych spotkań z szefem wyobrażała sobie, że mówi – jak ekranowa Daenerys Targaryen: „Dracarys!”. To hasło było poleceniem dla smoków, by rozpoczęły palenie wybranego delikwenta żywym ogniem. Wizja brutalna, ale… wyimaginowana. Założeniem takiego odreagowania jest od początku to, że wrogi akt nie przekroczy granic fantazji i da jedynie upust złym emocjom. Inna kobieta wyobrażała sobie swoją opresyjną szefową w komicznych sytuacjach. Pomagało. Zamiast bać się kierowniczki, chciało jej się śmiać na jej widok. Te sposoby są dobre, bo zdejmują z realnej sytuacji ciężar emocjonalny i niwelują strach.
Co jeszcze? Przekieruj uwagę z osoby, na której chcesz się zemścić, na… siebie. Nie dość, że ktoś cię zranił, to jeszcze poświęcasz energię, by zastanawiać się, jak mu dopiec. Pomyśl o sobie ze współczuciem: dlaczego to aż tak boli? Usiądź, zamknij oczy, połóż dłoń na wysokości serca i powiedz: „Współczuję sobie, że mnie to spotkało. Nie zasłużyłam na to. Tak jak wiele innych osób nie zasłużyło na niesprawiedliwość. Zaopiekuję się sobą, żeby uleczyć moje zranienia”. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz. Niektóre rany goją się w jeden wieczór, inne potrzebują tygodni.
Ostatnią opcją jest wybaczenie. By wyciszyło emocje, musi być prawdziwe, głębokie i również wyrastać z samowspółczucia. Co to oznacza? Że wybaczasz nie dla kogoś, kto cię zranił, tylko dla siebie. Robisz to po to, by móc powiedzieć: odpuszczam. Zostawiam to, co mnie spotkało, bo chcę iść dalej. Z perspektywy przyszłości to doświadczenie będzie tylko kolejnym czarnym kamykiem na twojej drodze. Jest ich wiele, ale jaki sens ma siedzenie nad nimi i przekładanie z ręki do ręki? „Zanim wejdziesz na drogę zemsty, wykop dwa groby” – te słowa Konfucjusza przypominają, że ofiarą zemsty, pośrednio, pada też ten, kto ją wymierza. Chyba nie jest to coś, na czym powinno nam zależeć. I chociaż porzucenie fantazji o wyrządzeniu krzywdy komuś, kto nas skrzywdził, zajmuje czasem sporo czasu – w przypadku Laury było to pół roku – nie spotkałam jeszcze nikogo, kto żałowałby, że zszedł z drogi zemsty.