Każdy widzi rzeczywistość w subiektywny sposób, odkształcony przez indywidualną psychikę, doświadczenia, przekonania. Problem pojawia się, gdy odbiór świata staje się niezgodny z prawdą i mało zakorzeniony w faktach. Tworzymy wtedy swoje życie na podstawie czegoś, czego… nie ma.
Stąd wizje, które nie mogą się ziścić, miłości, które nie istnieją, zaniżona lub zawyżona ocena kompetencji. Konsekwencje karmienia się złudzeniami bywają bolesne. Warto je zdemaskować, stanąć oko w oko z prawdą.
Przeglądam album ze zdjęciami z dzieciństwa. Ja w wieku dziewięciu lat z siostrą i szerokim uśmiechem. Ja nad tortem w 18. urodziny, za mną roześmiani rodzice. A przecież gdy miałam dziewięć lat, kłóciłam się z siostrą tak, że dochodziło do rękoczynów. Tydzień przed osiemnastką zaliczyłam próbę samobójczą, na zdjęciu widać nawet bandaż, a na nim – szeroką bransoletkę, która miała go ukryć. Albumy pełne są takich zafałszowań. Pozując do fotografii, upiększamy siebie. Nikt nie robi zdjęć w trakcie kłótni czy cichych dni. Powód jest prosty: chcemy pamiętać dobre chwile, zgodnie z zasadą: szczęście to dobre zdrowie i zła pamięć. Ale nie tylko na fotografiach „poprawiamy” realia, tworząc iluzje, w które chcemy wierzyć. Jak to robimy w życiu?
Gabriela ma 47 lat. Kilkanaście z nich spędziła w korporacjach. Początkowo praca jej się podobała, z czasem mniej. Dotarło do niej, że siedzenie w biurze od rana do wieczora w eleganckim kostiumie nie jest tym, co chce robić. Podczas urlopu w Grecji pojawił się pomysł: „A gdyby tak było na co dzień? Słońce, błękit nieba, wspaniała kuchnia, uśmiechnięci ludzie…”. Zaczęła oszczędzać na dom w Grecji. Wymyśliła, że będzie tam żyć z przyjmowania gości i zdalnych zleceń. Na realizację marzenia pracowała prawie dekadę. Najpierw przeżyła gehennę z remontem domu – nie umiała dojść do porozumienia z greckimi fachowcami, koszty rosły. A gdy zaczęli zjeżdżać „wymarzeni goście”, czyli… nieznajomi z portalu podróżniczego, którzy rezerwowali pobyt online, okazało się, że niektórzy turyści potrafią być bardziej uciążliwi niż najgorszy szef czy klient z dawnej pracy. Harowała od świtu do nocy, gotując, sprzątając i wysłuchując najdziwniejszych pretensji gości. Po dwóch latach zrezygnowała. Sprzedała grecki dom i wróciła do Warszawy. Szuka pracy i zastanawia się: dlaczego rzeczywistość tak bardzo odbiegła od wyobrażeń? Ma wrażenie, że zmarnowała wiele lat na gonienie za iluzją.
Strategię, którą stosowała Gabriela, naukowcy nazywają „cherry picking” (z ang. wybieranie wisienek). Na czym polega? Opętani jakąś wizją i kompletnie na niej zafiksowani potrafimy ignorować fakty, nawet oczywiste, które stoją w sprzeczności z obranym celem, a nawet unikamy wiedzy o realiach przedsięwzięcia. W przypadku Gabrieli teza brzmiała: „Prowadząc pensjonat w Grecji, będę żyć bezproblemowo i szczęśliwie, jak na wakacjach”. Często używamy „cherry picking”, gdy planujemy budowę domu, a nie zawsze jesteśmy na to gotowi. W wyobraźni widzimy szczęśliwą rodzinę w pięknych wnętrzach i ogrodzie. Podszyta emocjami wizja sprawia, że machamy ręką, gdy ktoś próbuje nam opisać prawdziwy rozmiar wyzwania. A gdy ogrom komplikacji nas przerasta, pojawia się frustracja i poczucie przegranej. Uczucia często towarzyszące urealnianiu egzaltowanych wizji.
Innym rodzajem iluzji, w której czasem żyjemy latami, jest wyparcie – gdy nieświadomie odrzucamy trudne treści. Jedną z jego form jest zaprzeczenie. Polega na tym, że dla psychicznego komfortu nie akceptujemy faktów, które są dla nas nieprzyjemne, a oczywiste dla wszystkich poza nami. Albo tłumaczymy je w nierealistyczny sposób, by nie musieć nic zmieniać. Do perfekcji te mechanizmy wykorzystują alkoholicy i inni uzależnieni. Ale nie trzeba być nałogowcem, by wypierać fakty lub im zaprzeczać w sposób, który zdumiewa innych.
Marzena zakochała się w Krzyśku, gdy miała 30 lat. Oboje niezależni, z własnymi mieszkaniami. Tylko że on nigdy nie zapraszał jej do swojego, za to regularnie pomieszkiwał u niej dwa, trzy dni w tygodniu, po czym jechał do siebie „nabrać dystansu”. Marzena tłumaczyła sobie i innym, że Krzysiek jest ekscentrykiem i ma problemy z bliskością. Poza tym było im ze sobą dobrze, więc postanowiła nie wywierać presji. Docierały do niej informacje, że jej chłopak jest widywany na spacerach z jakąś kobietą i niemowlakiem, ale on stanowczo zaprzeczył, więc Marzena oddaliła pokusę, by niespodziewanie odwiedzić partnera w jego mieszkaniu. Obawiała się, że to mogłoby zepsuć ich „idealny układ”. Miała 39 lat, gdy spotkała Krzyśka w towarzystwie kobiety i kilkuletniego dziecka. Okazało się, że… to jego wieloletnia partnerka i ich córka. Próba życia w iluzji skończyła się rozpaczą i depresją. „Serce ma swoje racje, których rozum nie zna” – pisał Blaise Pascal. W przypadku Gabrieli i Marzeny spojrzenie na sprawę w mniej emocjonalny sposób mogłoby oszczędzić rozczarowań. Bo za zaślepiającą mocą iluzji najczęściej stoją wielkie emocje i związane z nimi niezaspokojone pragnienia.
Nie tylko na marzenia o nowym pięknym życiu czy idealnej miłości patrzymy przez różowe okulary, ignorując niepasujące do iluzji fakty. Często widzimy tak również samych siebie, tworząc złudzenia na własny temat. Naukowcy wykazali, że 94 procent profesorów uważa siebie za wykładowców najlepszych w swoim środowisku. A dziewięciu na dziesięciu kierowców sądzi, że radzą sobie za kółkiem ponadprzeciętnie dobrze. Statystycznie to przecież niemożliwe, by wszyscy mieli rację. Często jesteśmy też nierealistycznymi optymistami w ocenie własnych umiejętności. Czy działa to na naszą korzyść?
Psycholog Loran Nordgren odkrył, że spośród długoletnich palaczy próbujących rzucić nałóg szczególnie źle radzili sobie właśnie ci, którzy byli przekonani, że mają silną wolę, więc ich sukces jest gwarantowany. Podobne zjawisko opisali dwaj badacze, Justin Kruger i David Dunning. W serii eksperymentów udowodnili, że najwyżej cenią swoje kompetencje ci, którzy w istocie… reprezentują niższy ich poziom. Tacy ludzie nadużywają sformułowań „to oczywiste”, „nie ma wątpliwości, że…”, „powiem wam, jak jest naprawdę” itp. A eksperci częściej mówią: „sprawdźmy”, „sprawa jest złożona”, „spójrzmy na problem z różnych stron”. Ten paradoks nazwano efektem Dunninga-Krugera. Pycha kroczy przed upadkiem? Często tak, bo jeśli ktoś nie ma wiedzy w jakiejś dziedzinie, ale uważa się za eksperta, nie ma też pojęcia, kiedy błądzi.
Inny rodzaj iluzji badał prof. Peter Schwardmann, ekonomista behawioralny. Odkrył, że podczas rozmów o pracę ludzie kompetentni wypadają gorzej od efekciarzy (mniej doświadczonych, ale przekonanych o własnej doskonałości), bo karmią niekorzystne iluzje na swój temat. Umniejszają siebie, nie uznając faktów o własnych dokonaniach. Tracą przez to cenne szanse. 45-letnia Julia jest ilustracją tej tezy. Przeszedł jej koło nosa awans, choć na niego zasłużyła. Dostała go mniej doświadczona koleżanka, która wyróżniała się tym, że na naradach z dużą pewnością siebie proponowała „proste i pewne” recepty na firmowe problemy. A Julia zazwyczaj przedstawiała kilka rozwiązań i drobiazgowo szacowała szanse na sukces każdego z nich. Koleżanka używała zwrotów w stylu „nie ma wątpliwości…”, Julia mówiła „moglibyśmy rozważyć…”. Psychologowie wiedzą, że ludzie, inwestując pieniądze, posłuchają raczej maklera, który powie, że gwarantuje zysk, a nie tego, który przyzna, że zawsze istnieje ryzyko utraty kapitału. A giełda jest nieprzewidywalna. Pierwszy z maklerów żywi nas iluzjami, drugi jest uczciwy. Dlaczego wybieramy iluzję zamiast prawdy?
Wszyscy bywamy nierealistycznie optymistyczni i przeceniamy własne możliwości. Ale niektórzy robią to stale i mają w umyśle więcej niż inni „krzywych zwierciadeł”. Żyją w gabinecie osobliwości pełnym fantazji o rzeczywistości. Są nimi schematy. Najczęściej są to: schemat porażki, wielkościowości lub nadmiernego krytycyzmu. Ci, którzy tkwią w schemacie porażki, często stosują strategię samoutrudniania, czyli rzucania sobie kłód pod nogi. Boją się klęski, więc paradoksalnie robią wszystko, by ją na siebie sprowadzić. Wtedy mogą powiedzieć: „To nie moja wina, tylko okoliczności”. Gdyby zapewnili sobie najlepsze warunki do sukcesu i by go nie odnieśli, musieliby wziąć odpowiedzialność za siebie albo zweryfikować ocenę swoich możliwości. Przykład autosabotażu?
Dziewczyna poszła na imprezę dzień przed maturą, choć zależało jej na dobrym wyniku. Wróciła nad ranem i na egzamin poszła niewyspana. Koszt? Matura napisana poniżej możliwości. Ale autosabotaż pozwala jej powiedzieć: „Gdybym tylko nie zabalowała, miałabym świetny wynik!”. W domyśle „jestem wyjątkowa!”. Taka iluzja mile łechce, ale przynosi żałosne rezultaty. W pułapce wielkościowości tkwi partner Beaty. Jest zmęczona tym, że jego racja jest „jedynie słuszna”, więc on decyduje, jak ma być. Jej argumenty są unieważniane przez: „daj spokój, ja ci powiem, jak będzie najlepiej!”. Koszt? Jest tak zmęczona, że myśli o rozwodzie. Gdy partner otrzyma papiery od adwokata, będzie za późno na refleksję „racja czy relacja?”. Pomóc mogłaby refleksja, dlaczego zawsze moje zdanie musi być prawdą objawioną? Inny schemat, nadmierny krytycyzm, to problem wielu kobiet z generacji X, przekonanych, że muszą być idealne: jako matki, pracownice i kochanki. Każda aktywność zamienia się u nich w zawody, w których liczy się tylko pierwsze miejsce. Koszt? Wypalenie zawodowe, depresja, przewlekłe zmęczenie. A może nim nadejdzie kryzys, warto zapytać siebie, jaka niezaspokojona potrzeba każe mi karmić się iluzją? I zrozumieć, że… bycie supermenką fajnie wygląda w filmach, ale nie w życiu. Jeśli iluzje stają się okularami, przez które patrzymy na świat, w którymś momencie przychodzi nam za nie zapłacić. Czasem jest to poważny życiowy kryzys. Skonfrontowanie się z prawdą może nas przed tym uchronić, bo choć bywa bolesna, to wyzwala i pokazuje drogę do dobrych dla nas zmian.
Jeśli pojawia się w twoim życiu plan, od którego „wszystko zależy” i emocjonalnie się z nim wiążesz – budowa domu, wyprowadzka za granicę, nowy biznes – zatrudnij kogoś, kto będzie miał za zadanie… zniechęcić cię do tej idei. Poproś o pomoc bliską, ale asertywną osobę. Daj czas, by zebrała argumenty. I wysłuchaj ich, a potem rozważ decyzję, poważnie traktując to, co usłyszałaś. Jeśli adwokatowi diabła nie uda się zasiać w tobie wątpliwości, możesz przystąpić do realizacji planu. Przy dużych życiowych rewolucjach adwokatów warto zaprosić kilku. Sama też możesz wystąpić w tej roli, o ile umiesz zdystansować się do „projektu życia”.
Warto połączyć dwa podejścia: chłodne spojrzenie z przyzwoleniem na kontrolowaną dozę iluzji. Ta strategia pomaga w przypadku problemów zdrowotnych. Badania wykazały, że pacjenci z trudną diagnozą doświadczyli wolniejszego postępu choroby, gdy spodziewali się, że są w grupie osób, których organizm „zaskakująco dobrze” zareaguje na leczenie. Podobny efekt obserwowano u kobiet z diagnozą raka piersi, które skupiły się na intensywnym leczeniu i optymistycznie oceniały szanse na wyzdrowienie. Badania dowodzą też, że pacjenci, którzy nie obawiają się powikłań w trakcie operacji, szybciej dochodzą do sił od tych, którzy zamartwiają się możliwymi komplikacjami. Psychosomatyka potwierdza: optymizm zwiększa twoje szanse na zdrowie, zawsze.
Zastanów się, czy widzisz prawidłowość w jakiejś dziedzinie twojego życia, w której, jak sądzisz, często doświadczasz porażek. Np. czujesz się niedoceniana w pracy, a mimo tego robisz wszystko, by nie przyjąć roli lidera? Jeśli sytuacja powraca, twoim życiem rządzi schemat. Warto porozmawiać z terapeutą. Terapią schematów zajmują się psychologowie, którzy pracują w podejściu poznawczo-behawioralnym, nakierowanym na rozpracowanie szkodliwych wzorców, którym ulegasz dzisiaj (nie skupiają się na analizowaniu przeszłości).