Jestem porządnym człowiekiem. Wpłacam na cele charytatywne i odnoszę nadwyżki jedzenia do jadłodzielni. Ale czy przepuszczę na drodze kierowcę czekającego od wielu minut na wyjazd z parkingu? Czy widząc w sklepie dziewczynkę próbującą zdjąć szampon z najwyższej półki, podam jej go? Czy nie zostawiam śmieci przy stoliku w restauracji? Nie rozmawiam głośno przez telefon w pociągu? Dobro i życzliwość mają wiele twarzy. Poznaj tę znaną w Japonii jako omoiyari. Pomaga lepiej żyć. Innym i tobie!
Spis treści
Jak wygląda parking omoiyari? Jak zagadka. Bo zajęte są na nim miejsca położone najdalej od wejścia do fabryki, galerii handlowej czy budynku. Dla Japończyka wytłumaczenie, co się tu dzieje, jest proste. Pracownicy, którzy dotarli na miejsce najwcześniej, stawiają samochody DALEKO od wejścia do budynku. Dlaczego? By tym, którzy przyjadą później, wygodniej było zaparkować pod samymi drzwiami. Dzięki temu mniej się zestresują i zdążą na czas do pracy. Zdjęcia parkingów omoiyari wzbudziły ostatnio tak wielkie zainteresowanie, że stały się viralem w mediach społecznościowych. O czym mówią miliony odsłon?
Z początku ten koncept wydaje się bez sensu. Przyjeżdżam pierwsza, zajmuję miejsce przy samych drzwiach, bo mogę, prawda? Mam prawo, więc z niego korzystam, a inni – cóż… niech sobie radzą. Nie mój problem! Dlaczego jednak wieczorem jestem wykończona kontaktami z ludźmi? Sąsiad od rana wierci dziury w ścianach – ma prawo. W autobusie stoję całą drogę, bo na miejscach siedzących rozwaliła się młodzież scrollująca ekrany smartfonów – mają prawo. W holu słyszę szczęknięcie drzwi od windy, krzyczę „Proszę poczekać!”, ale winda odjeżdża – sąsiad miał prawo. Czemu miałby zadbać o mnie i stracić pół minuty? W ten sposób wszyscy dla wszystkich tworzymy małe uciążliwości dnia codziennego, które psują humor i tworzą wrażenie, że żyjemy w świecie, w którym każdy gra na siebie. Ale… czy w ten sposób naprawdę budujemy najlepszy z możliwych światów? Czy nie byłoby nam wszystkim łatwiej, gdybyśmy w różnych dziedzinach życia społecznego stosowali podobne zasady, co kierowcy z parkingu omoiyari?
W Japonii omoiyari nie stosuje się jedynie na parkingach. To jeden z centralnych elementów filozofii życia społecznego, która sprawia, że w tej kolektywistycznej kulturze, w przeciwieństwie do naszej indywidualistycznej, ludzie od wieków uznawali życzliwość i szanowanie potrzeb innych za jedne z najważniejszych zalet. Dziś nadal tak jest, choć Japończycy coraz chętniej przejmują zachodni styl życia i powiązane z nim wartości zbliżone do kultu „ja”. A co by było, gdyby sytuację dało się odwrócić i to my stalibyśmy się bardziej omoiyari? Jak tłumaczy ten termin Erin Longhurst, autorka książki Omoiyari: The Japanese Art of Compassion (z ang. Japońska sztuka współczucia)? Nazwa wywodzi się od słów „omoi” – co oznacza myślenie o innych – i „yari” – co oznacza podarowanie czegoś innym ludziom. W skrócie jest to rodzaj empatii, współodczuwania, któremu dajemy wyraz w kontaktach przede wszystkim z obcymi osobami. Teoretycznie brzmi to dość znajomo, wszak empatia nie jest i nam obca. Wpłacamy na charytatywne zrzutki, bierzemy psy ze schronisk i tak dalej. Ale w idei omoiyari zawarte są elementy, które, gdy im się przyjrzymy, jednak nie występują w naszych aktach altruizmu. Jakie?
To kluczowe. Z badań psychologicznych wynika, że w naszej kulturze często akty współczucia czy tak zwane dobre uczynki podszyte są poczuciem wyższości i „lepszości”. Na przykład: Karolina, wielbicielka opery, jest dyrektorką personalną w koncernie, gdzie połowę pracowników stanowią robotnicy z fabryki, a połowę ci z biur. Zarząd przeznaczył sporą kwotę na rozrywkę dla wszystkich zatrudnionych. Mieli zadecydować, co chcą z pieniędzmi zrobić. Karolina zaproponowała utworzenie funduszu na bilety teatralne i operowe. Martyna, pakowaczka, miała inny pomysł: zorganizowanie dwudniowego wyjazdu integracyjnego do hotelu z basenem, z opcją all inclusive w barze i dyskoteką. W głosowaniu wygrał pomysł Martyny. Rozgoryczona Karolina skomentowała sytuację listem do zarządu, w którym napisała, że nie należy mieć pretensji do zatrudnionych w fabryce za wybór „dyskoteki z wyszynkiem”, skoro brak im wyrobienia kulturalnego. I że w przyszłości warto by przeznaczyć środki na edukację kulturalną pracowników, by jednak docenili teatr. Dlaczego Karolina nie jest omoiyari? Bo zakłada, że wie coś, czego reszta nie wie, i chce się tą wiedzą „dobrodusznie” podzielić. Wszak jest wykształcona i ma „lepszy” gust. Co byłoby omoiyari? Pojechanie na imprezę do hotelu, porozmawianie z Martyną, wspólna zabawa na dyskotece i być może zaproszenie jej do teatru na zasadzie: ja zobaczyłam, co ciebie bawi, chcę ci pokazać, co cieszy mnie. Stosując tę filozofię, zakładasz, że drugi człowiek jest równy tobie, choć inny. Że możecie reprezentować odmienne wartości, co nie znaczy, że któreś są gorsze. Jesteście jak lewa i prawa ręka. Różni, a jednak stanowicie część większego organizmu, jedność.
Niezależnie od deklaracji ludziom Zachodu bliżej do altruizmu odwzajemnionego niż szczerej bezinteresowności. Oznacza to, że często oczekujemy nagrody za akt dobroci, nawet jeśli się do tego nie przyznajemy. Chętnie odbieram od kuriera paczki dla sąsiada z nadzieją, że on zrobi to samo dla mnie, gdy będę nieobecna. Pomagam koledze z pracy w nadziei, że gdy sama znajdę się w potrzebie, udzieli mi wsparcia. Takie gesty są ważne i miłe, ale nie są omoiyari. Erin Longhurst w książce podaje przykład czegoś zupełnie innego. Gdy weszła w Japonii do baru i zachwyciła się piękną rośliną doniczkową, przy płaceniu rachunku dostała od kelnerki małą sadzonkę tej rośliny troskliwie zabezpieczoną. Dziewczyna zauważyła jej zachwyt i chciała jej zrobić bezinteresowną przyjemność. Wiedziała, że Longhurst jest przejezdną turystką i nigdy więcej nie pojawi się w tym barze.
To trudna składowa konceptu omoiyari. W naszej kulturze przyzwyczailiśmy się zakładać, że mamy rację także wtedy, gdy chodzi o życie innych ludzi. Dlatego oceniamy ich wybory, wyrażamy opinie, doradzamy, krytykujemy. Bo przecież wiemy, jak być powinno. Ewa dowiedziała się, że jej przyjaciółka jest nieuleczalnie chora. Była zdumiona, usłyszawszy, że mąż i syn Doroty nie mają pojęcia o jej stanie zdrowia. Postanowiła im powiedzieć, bo przecież Dorota potrzebuje wsparcia, a na dodatek jej rodzina ma prawo znać prawdę. To nie jest omoiyari. A co by było? Cóż, Ewa powinna zrozumieć, że u źródła decyzji Doroty leży jej miłość do męża i syna i chęć chronienia ich przed ciężarem sytuacji. Uczucia Doroty nie są mniej ważne od praw jej bliskich. Czasem lepiej milczeć, niż dokonywać „słusznych” wyborów za kogoś. W koncepcji omoiyari mieści się rozmowa o konsekwencjach danej decyzji, ale bez moralizowania i nacisków. Pokazanie różnych punktów widzenia. By np. Dorota sama dostrzegła, że nie mówiąc o chorobie, nie tylko chroni bliskich, ale być może przysporzy im większego cierpienia za jakiś czas.
Można powiedzieć, że omoiyari jest rodzajem świadomej, współczującej życzliwości. Zdaniem samych Japończyków jest to jedna z najważniejszych zasad, którymi chcą kierować się w życiu społecznym. Zgodnie z badaniami ponad 86 proc. rodziców w Japonii oczekuje, że w szkole nauczyciele pomogą wykształcić u ich dzieci postawę omoiyari. Nie asertywność, nie zaradność czy spryt, ale właśnie ten szczególny rodzaj empatycznego altruizmu. Zapewne wiedzą coś, czego my nie wiemy. Bo można zapytać: po co mam być omoiyari, jak miałoby mi się to przysłużyć? Czy nie lepiej dbać o własny interes? Co mi z tego, że będę myśleć o drugich, ustępować i wyprzedzać ich pragnienia? Dla wielu osób ktoś taki to idealny opis… frajera. Okazuje się jednak, że w postawie Japończyków tkwi głęboka mądrość. Z badań wynika, że życzliwość i altruizm zwyczajnie nam się opłacają!
Zgodnie z The World Happiness Report 2025, corocznym badaniem, realizowanym we współpracy z prestiżowym Centrum Badań nad Dobrostanem Uniwersytetu Oksfordzkiego, poziom szczęścia jest bardziej powiązany z ilością aktów życzliwości, których dokonujemy niż… z wysokością pensji. Psychologów to nie dziwi: w pewnym eksperymencie badanym dano kilka dolarów. Połowa z nich miała przeznaczyć tę kwotę na swoją przyjemność, połowa na cudzą. Okazało się, że ci drudzy tuż po zakończeniu eksperymentu mieli lepsze samopoczucie i opisywali siebie samych jako bardziej szczęśliwych ludzi. Amerykańscy psychologowie dowiedli też, że wspieranie innych przekłada się na więcej zachowań prozdrowotnych – im bardziej dbamy o ludzi wokół, tym chętniej troszczymy się też o siebie. Odkryto też inną ciekawą korelację – ludzie, którzy finansowo wspierają mniej zamożnych czy osoby w potrzebie, mają niższe ciśnienie krwi niż ich rówieśnicy, którzy z zasady nie lubią się dzielić. Prof. Sonja Lyubomirsky, psycholożka, wraz z zespołem opisała jeszcze bardziej zaskakujący efekt: ci, którzy regularnie czynią dobro dla innych, doświadczają zmian w ekspresji genów, które skutkują większą odpornością i lepszym funkcjonowaniem układu immunologicznego. Wynika z tego, że dobro nie tyle powraca, co po prostu czyni życie lepszym. I zdrowszym!
Naukowcy badający japońską koncepcję empatycznej współpracy doszli do wniosku, że aby ulepszyć swoje życie zgodnie z filozofią omoiyari, warto trzymać się jeszcze kilku zasad, które pomagają zwiększyć pozytywny wpływ aktów życzliwości na nas samych. Oto one:
Nie wszystkie dobre uczynki są dla nas samych równie pozytywne. Lepiej wrzucić pieniądze do puszki kwestującego, niż zrobić przelew online. Lepiej przyjechać i posprzątać mieszkanie chorej przyjaciółki, niż zamówić jej serwis sprzątający i za niego zapłacić. Jak twierdzi prof. Lara Aknin, psycholożka z Simon Fraser University, „kontakt osobisty z sytuacją, na którą chcemy mieć dobry wpływ, otwiera dla nas worek z rozmaitymi benefitami altruizmu”.
Chcesz skłonić współpracowników, by wsparli finansowo kolegę zmagającego się z trudnościami? Zorganizuj zbiórkę internetową i roześlij link do niej. Pozwól, by każdy sam zdecydował, ile i czy w ogóle chce wpłacić. Jeśli będziesz chodziła od biurka do biurka z listą, ewentualny akt dobra zostanie tak naprawdę dokonany pod społeczną presją, a przez to… nie przyniesie uczestnikom wiele pożytku.
Psychologowie opisali zjawisko, nazywane empathy gap (z ang. luka w empatii), polegające na tym, że generalnie nie doceniamy życzliwości i dobra w innych ludziach. We wspomnianym już The World Happiness Report 2025 przebadano mieszkańców 147 krajów, oceniając m.in. poziom ich wiary w życzliwość innych ludzi. Sprawdzano to, pytając o… zagubiony portfel. Czy wierzymy, że odda go sąsiad, policjanci, obca osoba? Wyniki sklasyfikowano. Polska znalazła się na 90 miejscu, jeśli chodzi o wiarę w to, że portfel odda nam obcy (najbardziej wierzymy policji, ale i tak jesteśmy w tym rankingu na 43. miejscu). Prym w zaufaniu do innych wiodą Skandynawowie, w tym – Finowie, uznani w tym roku po raz kolejny już za najszczęśliwszy naród na Ziemi. Tymczasem w rzeczywistości – to dowiedzione naukowo, w tym celu badacze „zgubili” 17 tysięcy portfeli w 355 miastach świata – odsetek zwrotów zagubionego portfela, nawet z pieniędzmi, jest w Polsce bardzo wysoki. Znaleźliśmy się w pierwszej dziesiątce najuczciwszych krajów świata. Wraz ze wspomnianymi Skandynawami, a także Niemcami i Czechami. Jaki z tego wniosek? Inni są lepsi, niż sądzisz. Ale nie przekonasz się o tym, dopóki… nie poprosisz o pomoc, wierząc, że masz na nią szansę. Gdy poczujesz, jak wiele bezinteresownego dobra okazać ci mogą inni ludzie, uwierzysz w siłę omoiyari. Jej wielką tajemnicą jest to, że wyzwala wzajemność. „Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca. Czasem opłaca się być nieuczciwym, ale nigdy nie warto”, powiedział prof. Władysław Bartoszewski. Z naukowego punktu widzenia zawsze opłaca się być uczciwym, życzliwym i uważnym na innych. To długoterminowa inwestycja we własny dobrostan.