Chcesz zacząć ćwiczyć, ale jesteś na diecie? Nie masz sportowych ubrań? Nie wiesz co i gdzie? Ponieważ sport to moja miłość, napiszę wam, czego nie musicie / nie powinniście robić, jeśli chcecie go uprawiać.
Umawiamy się z koleżankami na rowery. Dystans ma być słuszny, powyżej 100 km, czyli 3 - 4 godziny jazdy. Szykuje się konkretne zmęczenie i wydatek energetyczny - zegarek pokazuje zazwyczaj ponad 1000 spalonych kalorii. Trzeba zjeść potężne śniadanie (ja zazwyczaj stawiam na “bogatą owsiankę” z suszonymi owocami albo jajka z warzywami), wziąć ze sobą banany, żele energetyczne, batoniki, dużo izotoniku do picia. Spotykamy się, jedziemy. Po 20 - 30 km któraś zaczyna zostawać, ewidentnie nie ma siły. Hm, nie jesteśmy nawet w połowie! Pytam o śniadanie. Ona mi mówi, że niewielkie, bo jest na poście Dąbrowskiej. NIE! I jeszcze raz NIE! Drukowanymi literami! Nie fundujemy sobie dużego wysiłku fizycznego, kiedy jesteśmy na ostrej diecie tudzież w czasie postu! Chcesz schudnąć, dostarczasz dziennie organizmowi 1000 kalorii - idź na spacer. Daruj sobie wielogodzinne bieganie czy tabatę. Delikatne ćwiczenia, spokojna joga - być może. Sport potrzebuje kalorii i węglowodanów. Inaczej możesz zrobić krzywdę sobie, a innym kłopot, bo np. zemdlejesz z wyczerpania. To niemożliwe? Lepiej tego nie sprawdzać.
Żeby zacząć uprawiać sport, nie potrzebujesz ani specjalistycznych ubrań, ani butów, ani tych wszystkich zegarków, które badają tętno, liczbę kroków i pokazują trasę. Tak, gadżety są super, sportowe ubrania zazwyczaj wygodne, oddychające, grzejące, chłodzące, ale… to nie one robią trening. Można zacząć ćwiczyć w czymkolwiek, nawet w bawełnianej podkoszulce i trampkach. Tak, wiem, buty do biegania są wygodne, amortyzują, oddychają, ale jeśli jeszcze ich sobie nie kupiłaś i tak możesz iść pobiegać. Jako dziecko trenowałam lekkoatletykę w czasach, kiedy nikt nie wiedział, że jest coś takiego jak buty do biegania. Nie było też legginsów z fajnego szybkoschnącego i nieobcierającego streczu. Ćwiczyło się w bawełnie, która nasiąka potem i w której za chwilę jest zimno, a biegało w pepegach (ktoś jeszcze pamięta pepegi?). Z rowerem jest podobnie - chcesz sprawdzić, czy podoba ci się jazda na góralu albo na szosówce? Dobre sklepy wypożyczają sprzęt. Za kilkanaście złotych można się przejechać, zobaczyć jak jest. Nie masz gdzie wypożyczyć? Na początek kup używany, tańszy, pojeździsz, spodoba się - zainwestujesz. Zacznij od sportu, a jak ci się spodoba, dokupisz co trzeba. Na to zawsze przyjdzie czas. Boisz się, że bez gadżetów na pewno ci się nie spodoba? Obawiam się, że i gadżety nie pomogą, jeśli nie będzie ci się chciało…
Skoro napisałam, że właściwie nie potrzebujesz niczego, żeby zacząć biegać, chodzić na fitness czy jogę do klubu, to tym bardziej nie musisz czekać na odpowiedni dzień albo godzinę. Nie musi to być poniedziałek, nie musi pierwszy czwartek miesiąca, tym bardziej nie musi to być nowy rok. Zaświtało ci w głowie? Cudownie! Jeśli chcesz iść pobiegać - zakładasz coś wygodnego i idziesz. Jeśli chcesz iść na zajęcia do klubu - szukasz najbliższego, zapisujesz się, idziesz. Basen? To samo. Dlaczego najbliższego? Od lat powtarzam, że kluczem do tego, żeby regularnie chodzić na fitness / basen jest bliska odległość klubu / pływalni od domu. Odpadają argumenty: “nie chce mi się jechać”, “szkoda czasu / benzyny na dojazd”, “deszcz pada”, “za gorąco”, "uciekł mi autobus". Idealna odległość? Do 10 minut pieszo. Ja wiem, że na takie luksusy można sobie pozwolić jedynie, kiedy się mieszka w dużym mieście, ale jeśli już mamy tę przyjemność, nie wybierajmy klubu hen, hen, daleko, bo… to się nie uda. Chyba, że znajduje się przy pracy i mamy zamiar wpadać tam przed lub po robocie.
Tak, bardzo możliwe, że bieganie uznasz za nudne, a tabatę za zbyt wyczerpującą. Ale to jeszcze nie znaczy, że nie lubisz sportu! A może pływanie? A może rower? A może aerobic? A może siłownia? A może kalistenika? A może joga? A może taniec brzucha? A może … (tu wpisz sobie co chcesz). Dyscyplin jest wiele. Jest z czego wybierać. Każdy rodzaj ruchu jest dobry. Im go więcej, tym lepiej. A może, jak moja koleżanka, kupisz sobie psa i po prostu będziesz z nim chodziła na spacery? Byle na długie, byle codziennie. Oczywiście można i bez psa, ale jest świetnym motywatorem - codziennie musi wyjść na dwór. I raz mu nie wystarczy. Pamiętaj - niewiele potrzeba, żeby zacząć!