Walentynki – dzień, który w kulturze masowej urósł do rangi święta miłości, romantyzmu i spełnienia emocjonalnego. Czerwone róże, czekoladki, kolacje przy świecach i obietnice wiecznej miłości zdają się być obowiązkowym elementem tej daty. Jednak dla wielu osób Walentynki to nie święto miłości, ale iluzji – iluzji idealnych związków, głębokich uczuć i romantycznej harmonii, która często istnieje tylko na poziomie wyobrażeń.
Dominik (35 lat) trafił na terapię po kolejnym rozstaniu. Jego związki kończyły się zawsze w podobny sposób – najpierw intensywna fascynacja, potem spadek emocji, a na końcu rozczarowanie i zerwanie. – Walentynki to dla mnie koszmar. Wszyscy wokół zdają się być szczęśliwi, a ja czuję się, jakbym był niepełnowartościowy, bo moje relacje nigdy nie wyglądają tak, jak na filmach czy w reklamach – mówił.
Podczas pracy nad sobą odkrył, że jego oczekiwania wobec miłości były silnie kształtowane przez kulturę romantyczną. Uważał, że jeśli uczucie nie jest spektakularne i pełne wielkich gestów, to znaczy, że jest niewystarczające. Tymczasem prawdziwa miłość często składa się z codziennych, małych aktów troski, które rzadko wpisują się w walentynkowy scenariusz.
Maria (29 lat) zawsze marzyła o idealnej miłości. Gdy była singielką, Walentynki przypominały jej o tym, jak bardzo pragnie być w związku. – Czułam się wtedy najgorzej. Jakbym była niekompletna, niewidzialna. Więc gdy ktoś mnie zapraszał na randkę w lutym, miałam wrażenie, że muszę się zgodzić – lepiej być z kimś niż samemu.
Z czasem Maria zrozumiała, że wchodziła w relacje nie z potrzeby bliskości, ale z lęku przed samotnością. Utrwalała w sobie iluzję, że miłość „naprawi” jej poczucie pustki. Na terapii pracowała nad budowaniem satysfakcji z własnego życia, niezależnie od statusu związku.
Kamil (42 lata) i jego żona Marta od lat przeżywali kryzys. Na co dzień unikali rozmów o swoich problemach, ale co roku w Walentynki starali się stworzyć iluzję szczęśliwego małżeństwa – rezerwowali stolik w restauracji, kupowali sobie drogie prezenty. – To były nasze „jednodniowe” Walentynki. Przez chwilę udawaliśmy, że wszystko jest dobrze, ale następnego dnia wracaliśmy do chłodu i dystansu między nami – opowiadał Kamil.
Dzięki terapii oboje zrozumieli, że jednorazowe gesty nie zastąpią autentycznej pracy nad związkiem. Walentynki stały się dla nich nie świętem udawanej miłości, ale momentem refleksji nad tym, co naprawdę wymaga poprawy w ich relacji.
Iluzja Walentynek polega na tym, że narzuca nam gotowe wzorce miłości – spektakularnej, uzdrawiającej i idealnej. Tymczasem prawdziwa miłość nie zawsze jest romantycznym fajerwerkiem. Bywa trudna, wymaga wysiłku, a czasem oznacza samotność, z której możemy czerpać siłę, zamiast traktować ją jako porażkę.
Walentynki mogą być przyjemnym dniem, ale nie powinny być fundamentem postrzegania miłości. Bo prawdziwa bliskość rodzi się nie z wielkich gestów, ale z codziennej troski, zrozumienia i akceptacji – bez względu na datę w kalendarzu.