Partnerzy

Nareszcie łatwo jest mówić: "Kocham". O miłości opowiadają Ewa i Paweł Rurak-Sokal

Nareszcie łatwo jest mówić: Kocham. O miłości opowiadają Ewa i Paweł Rurak-Sokal
Paweł Rurak-Sokal z żoną Ewą
Fot. Aldona Karczmarczyk

Zobaczył jej zdjęcia i uparł się, że musi ją poznać. Było warto - dziś Paweł Rurak-Sokal mówi o żonie, że go odmieniła i że nikt nigdy go tak nie zafascynował. "Wiedziałam od początku, że będziemy tworzyć rodzinę", dodaje Ewa.

Poznali się na lekcji angielskiego. Okazało się, że Paweł zapisał się na nie podstępem. Chciał ją poznać. 

Kim jest Ewa Adamczyk (Rurak-Sokal)? 

Ewa Adamczyk (Rurak-Sokal) – właścicielka Klubu Językowego „English Club” wykładowczyni akademicka (język angielski, chorwacki), tłumaczka i bizneswoman. Absolwentka filologii angielskiej i Bussiness English na Uniwersytecie Śląskim.

Kim jest Paweł Rurak-Sokal?

Paweł Rurak-Sokal – kompozytor, założyciel zespołu Blue Café, multiinstrumentalista. Absolwent Akademii Muzycznej w Łodzi w klasie skrzypiec. Wraz z zespołem laureat wielu nagród (m.in. Platynowe Płyty, Fryderyk, pięć SuperJedynek). Odznaczony Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. 

EWA ADAMCZYK (Rurak-Sokal) o związku z Pawłem

Istnieje co najmniej kilka wersji naszego poznania. Ale naprawdę wydarzyło się to, kiedy Paweł podstępnie zapisał się do mnie na lekcje języka angielskiego. (uśmiech) Prowadzę butikowy Klub Językowy w Dąbrowie Górniczej. Mam wielu uczniów online, z całej Polski, więc akurat ta prośba Pawła mnie nie zdziwiła. Po kilku konsultacjach językowych zorientowałam się jednak, że nie chodzi wcale o naukę. Paweł zna angielski. Mimo że rozmawialiśmy przez ekrany komputerów, zaiskrzyło. Jednomyślnie stwierdziliśmy, że „czas nie będzie na nas czekał”, jak brzmią słowa piosenki Blue Café.

Na żywo zaiskrzyło

Spotkaliśmy się po raz pierwszy na żywo w Krakowie, dokąd teraz chętnie wracamy. Od tamtej pory właściwie się nie rozstajemy. Cieszy mnie, że tak często bywam na koncertach z Pawłem i jego zespołem. Uwielbiam obserwować pracę artystów od kuchni, wywiady, przygotowania do występów, spotkania z fanami.  Czy miałam obawy, że może to tylko przygoda? Żadnych. Wiedziałam od początku, że będziemy tworzyć rodzinę. Pierścionek zaręczynowy dostałam podczas koncertu zespołu w Afryce, gdzie pomagałam jako tłumaczka. Udowadniamy, że nasze dwa odrębne światy mogły połączyć się w jeden. Z jednej strony mamy do czynienia z muzykiem, który jest totalnym kompozytorem i artystą, liderem zespołu Blue Café, osobą publiczną. A z drugiej strony jest pasjonatka z Dąbrowy Górniczej, która prowadzi szkołę językową. Studiowałam w Holandii, mieszkałam i pracowałam w Anglii. Jestem nauczycielką języka angielskiego, wykładowczynią akademicką, tłumaczką. Mieszkając poza Polską, stworzyłam model biznesowy mojego Klubu Językowego, w którym postawiłam na niestandardowe metody nauczania języków obcych. To mój kawałek nieba na ziemi… Taki mały Londyn w Dąbrowie Górniczej. A przy okazji centrum egzaminów międzynarodowych i biuro tłumaczeń. Urządziłam tam Pawłowi studio nagraniowe. Chętnie w nim gra i komponuje. Kursanci dopytują o niego, proszą o zdjęcie i autograf. Ja najbardziej lubię twórczość Blue Café w języku angielskim: często na bazie tych piosenek prowadzę zajęcia językowe.

Każda chwila razem

Parę dni w tygodniu spędzamy w Dąbrowie Górniczej, a potem przemieszczamy się do Łodzi. Do tego dochodzą jeszcze częste podróże i wyjazdy służbowe. Nie uznajemy żadnej, choćby chwilowej rozłąki. My po prostu chcemy być ze sobą. To główny cel naszego życia. Jesteśmy różnymi osobami, ale też jesteśmy… tacy sami. Tytani pracy. Cechuje nas chęć rozwoju, interesują nas zdrowe odżywianie, sport i podróże. Oboje odnieśliśmy w swoich dziedzinach sukces i wiemy, że dla nikogo nie można rezygnować z pasji. Wspólnie trenujemy. Wspinamy się na ściankach, chodzimy na basen i siłownię. Za namową Pawła zaczęłam się uczyć chińskich sztuk walki. Bardzo lubimy dbać o siebie. Poza tym jesteśmy zorganizowanymi, dość pedantycznymi osobami. Kłócimy się głównie o poduszki w sypialni. A mówiąc całkiem serio, naprawdę nie mamy poważnych sprzeczek. Możemy mieć inne zdanie, ale i tak ja mam rację. (śmiech)

Piękne wesele, wyjazdy i spokój

Ślub wzięliśmy w sierpniu 2025 roku, w Łodzi. Wesele odbyło się w zaprzyjaźnionym tapas barze, w gronie najbliższych. Już kilka dni później wielka publiczność zaśpiewała nam głośno „Sto lat” podczas Top of the Top Sopot Festiwal. Paweł z prowadzącą Dorotą Wellman zaprosili mnie na chwilę na scenę tuż przed występem Blue Café. Wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Nigdy tego nie zapomnimy. Wiem, że Paweł to moja druga połówka, podróżujemy po świecie, ale chętnie zaglądamy też w swoje zakamarki duszy, bardzo dużo rozmawiamy. Ja zabieram Pawła regularnie do Londynu, choćby na weekend, a on mnie porywa do Nowego Jorku. Raz poprosił, abym wybrała kierunek wakacyjny: Tajlandia, Malediwy albo… niespodzianka? Bez wahania wybrałam to trzecie. I co? Wylądowaliśmy na Time Square w Nowym Jorku. Zachwyciło mnie to.

Z Pawłem czuję się bezpiecznie i stabilnie. Wiem, że to mężczyzna, który zawsze będzie przy mnie. Miłość Pawła umacnia mnie jako kobietę. Czuję, że daję mu równowagę w życiu prywatnym. A jednocześnie, dzięki codzienności, naszym licznym zajęciom i wielu podróżom, możemy tworzyć we dwoje własną historię. 

 

PAWEŁ RURAK-SOKAL o związku z Ewą

W kwestii miłości przestałem żartować. Kiedy poznałem Ewę, zrozumiałem od razu, że czekałem na tę miłość całe życie. To kobieta z pasją. Silna, zarazem eteryczna, charyzmatyczna i piękna. Ona jest jak dyrygentka. Kiedy pracuje, całe ciało jej się uruchamia. Ma niezwykłą energię. Wystarczy posłuchać, jak prowadzi zajęcia w swojej szkole. Wiem, co mówię, bo nieraz siedzę w sali obok, tworząc muzykę. To tam, w zaaranżowanym dla mnie studiu, powstał materiał na nową płytę, którą nazwałem „Bezsenność”.

Tytuł nie jest przypadkowy – mało śpię, wiecznie myślę, układam piosenki. Zrywam się z łóżka zwykle o szóstej rano i działam. Trzeba przyznać, że album "Bezsenność" nie jest charakterystyczny dla stylu Blue Café, choć na płycie zaśpiewa oczywiście nasza wokalistka Dominika Gawęda, a także paru innych, międzynarodowych artystów. To album muzycznie osadzony pomiędzy jawą a snem, w stylu etno. Poza tym w marcu 2026 roku ruszamy w trasę po Polsce z projektem „Grechuta”: zaczynamy w Bielsku-Białej, w rodzinnym mieście Dominiki. Ewa będzie nam w tej trasie towarzyszyć, nie ma innej opcji. Myślę o tym wszystkim z ekscytacją i spokojem. Bo to właśnie Ewa stworzyła mi idealne warunki do pracy. Zaopiekowała się mną totalnie.

Opieka ale i... zachwyt

Nie jest łatwo mnie zachwycić. Sporo już w życiu przeżyłem i widziałem. Zjeździłem świat. Poza tym pochowałem wielu przyjaciół, bliskich osób, oboje rodziców. Wychowałem się na literaturze, muzyce, sztukach wizualnych. Nadal silnie fascynują mnie tacy twórcy, jak Franz Kafka, Jan Sebastian Bach, Witold Gombrowicz czy Helmut Newton. Ten ostatni, choć bywał twórcą drapieżnym, w istocie kochał kobiecość, sensualność i zmysłowość. Ewa od początku przypomina mi kobiety ze zdjęć Newtona. Trudno mi również zaimponować. To musi być cholernie prawdziwe, piękne, ponadczasowe i zmysłowe.

Czas nie poczeka...

Wszystko jest zapisane w gwiazdach, jak przeczytałem w „Kubusiu Fataliście” Diderota. Wierzę, że właśnie tak było ze mną i z Ewą. Najpierw zobaczyłem gdzieś jej zdjęcia. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Poczułem pierwszy raz, że to osoba, o której marzyłem przez całe życie. Fascynująca, niepowtarzalnie piękna, nosząca w sobie kobiecą mądrość. Pomyślałem też, że przecież „czas nie będzie na nas czekał”… Musiałem dowiedzieć się za wszelką cenę, kim jest ta kobieta, czym się zajmuje, gdzie mieszka itd. Kiedyś, przed laty, też uruchomiłem wielkie siły, żeby stworzyć mój wymarzony zespół Blue Café. Mało kto we mnie wówczas wierzył. Teraz już wiem, że w większości sytuacji osiągam to, czego bardzo pragnę. Zaryzykowałem. Użyłem różnych wytrawnych forteli i wreszcie dostałem numer telefonu Ewy, oczywiście po wyrażeniu przez nią zgody. Minęło jednak sporo czasu, nim wykonałem pierwsze połączenie.

Wyczekany moment okazał się najlepszym

Ewa pojawiła się w momencie, w którym czułem, że już zasypiam. Tkwiłem w znajomym kokonie show-biznesu i dobrobytu. Odkąd się zjawiła, pobudza każdą moją komórkę do życia. Kiedy zaczynasz zauważać mijający czas, przestajesz kalkulować. Myślę, że głównym powodem zła, które dzieje się na świecie, jest to, że ludzie zapominają o tym, iż są śmiertelni. Ja nie chcę już tracić czasu na nic, co zbędne. Wiem, że muszę i chcę komponować i trenować. Wiem także, że pragnę miłości. Związek z Ewą jest moją osobistą gwarancją na długowieczność. Tym bardziej że podróżujemy sensualnie niczym w filmie "9 i pół tygodnia". (uśmiech) Natomiast podróżujemy też przyjacielsko: z empatią, zrozumieniem. I to jest niesamowite.

Już umiem mówić "Kocham cię"

Muszę przyznać, że wcześniej przez wiele lat byłem „wilkiem stepowym”, który lubił chadzać swoimi drogami. Nie sądziłem, że ktoś mnie kiedykolwiek tak zafascynuje jak Ewa. Dlatego po raz pierwszy opowiadam o miłości publicznie. Chcę się naszym szczęściem podzielić. Nigdy aż tak się nie czułem. Kiedyś nie lubiłem mówić „kocham cię”. Przy żonie nauczyłem się wyznawać miłość. Jest to tym łatwiejsze, że o poranku oraz wieczorem otrzymuję od Ewy desant całusków. (uśmiech) Po prostu wiem, że my będziemy ze sobą. Na dobre i na złe. Jedynym moim marzeniem jest to, abyśmy z Ewą spotkali się jeszcze później, w innej czasoprzestrzeni. 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 01/2026