Partnerzy

Jolanta Fraszyńska i Tomasz Zieliński: "Przy Tomku uczę się, jak kochać siebie i mężczyznę, z którym tworzę związek"

Jolanta Fraszyńska i Tomasz Zieliński: "Przy Tomku uczę się, jak kochać siebie i mężczyznę, z którym tworzę związek"
Fot. Filip Zwierzchowski/DAS Agency

Aktorka i inżynier, trener rozwoju osobistego. Po raz pierwszy w PANI opowiadają o swojej miłości. – Oboje musieliśmy przejść długą drogę, pokonać własne ograniczenia i spotkać się gdzieś pośrodku – mówi o swoim związku aktorka Jolanta Fraszyńska.  

Zagłosuj na tę parę w plebiscycie Srebrne Jabłka PANI 2021. Głosowanie trwa do 16 grudnia 2021.

Jolanta Fraszyńska o swoim partnerze Tomaszu Zielińskim:

To było ponad 12 lat temu. Trudny dla mnie czas i trudne decyzje, rozstawałam się z drugim mężem (Grzegorz Kuczeriszka, reżyser, operator filmowy – red.), mieliśmy małe dziecko. Czułam wewnętrzny chaos. Kiedyś wybrałam się do przyjaciółki Ninki Portnickiej-Boras i dzięki niej trafiłam na warsztaty rozwoju osobistego. Szkolenie prowadził długowłosy, wysoki trener. To był Tomek. Miał ksywę Wódz, był poważny i trochę usztywniony. Zainteresował mnie, bo miał w sobie łagodność, aurę tajemnicy i niesamowicie dobre oczy. Żadna strzała Amora od razu nas nie dosięgła. Wiedziałam, że chcę rozwijać się duchowo i od zawsze pociągała mnie psychologia. Po jakimś czasie zdecydowaliśmy się stworzyć z Tomkiem związek. W dzieciństwie Tomek uległ zakażeniu wirusem HBV, który zniszczył mu wątrobę. Musiał przejść przeszczep. Wspierałam go w tym czasie. 

Tomek jest bardzo silny, uparty, konsekwentny. Nie znam drugiej tak zdeterminowanej, pracowitej osoby. Angażuje się w każdy projekt na tysiąc procent. Jeszcze przed operacją spełnił swoje marzenie, które zwykle odkłada się na później, zorganizował rejs i opłynął przylądek Horn, był na Antarktydzie. Potrafi przebiec maraton, 42 kilometry. Często mocno się eksploatuje, ale ma wypracowane sposoby regeneracji.  Jego mocarność to sposób na kondycję, a przez hart ducha słabość przekuwa w moc.

Przy Tomku zrobiłam kwantowy skok, jeśli chodzi o poznanie siebie i moją duchowość. Uczę się partnerstwa, zaufania. Ponieważ czułam brak ojca w dzieciństwie, poszłam w świat bez umiejętności bycia z mężczyzną, z męską energią, miałam "złość" na mężczyzn. Zamiast odpuścić, walczyłam o to, żeby "moje" było na wierzchu.

Przy Tomku uczę się, jak kochać siebie i mężczyznę, z którym tworzę związek. Początkowo chciałam, żeby Tomek był zawsze blisko, żeby jeździł ze mną tam, gdzie ja lubię – nad ciepłe morza. Po jakimś czasie zobaczyłam, że miło, jeśli tak się stanie, jednak umiem i akceptuję także to, co jest dla niego ważne. Bywałam zazdrosna o czas, który Tomek – pracując z ludźmi – dawał innym, zwłaszcza kobietom. Na początku "przeganiałam" je, ale zaczęłam intensywniej pracować nad swoimi emocjami. Wciąż głęboko było we mnie przekonanie, że muszę zasłużyć na miłość. Tak jakby nie wystarczyło rozsiąść się przy mocnym facecie jak cesarzowa i po prostu być.

Długo uważałam, że to ja mam więcej do zrobienia, "naprawienia" w sobie. Pięknym odkryciem i ulgą dla mnie było zdanie sobie sprawy z tego, że się od siebie uczymy, rozwijamy się, że jesteśmy dla siebie nawzajem nauczycielami. Ja czuję silną potrzebę pobycia samej, respektowania moich granic, zaznaczenia własnej przestrzeni. Tomek jest otwarty na ludzi. Jego dom rodzinny w Siedlcach to trzy kondygnacje, na których mieszkają rodzice Tomka oraz jego wujkowie z rodzinami i dziećmi. W święta Bożego Narodzenia do stołu zasiada ponad 30 osób. Kiedy studiował na politechnice, mieszkał w akademiku, więc był przyzwyczajony do ludzi, ja natomiast mieszkałam sama na stancji. 

Tomek czasami bywa impulsywny, ja z kolei przeżywam wszystko wewnątrz, dłużej trzymam w sobie emocje. Ale oboje przeszliśmy drogę do siebie, pokonaliśmy własne ograniczenia i spotkaliśmy się pośrodku. Na początku Tomek mierzył się z moim rodzinnym patchworkiem i trudno było mu odnaleźć się w takiej rzeczywistości. Przeprowadził się do domu, gdzie Grzesiek, tata Anieli, był i jest obecny. Tomek starał się sprostać oczekiwaniom domu, ludzi wokoło, a także temu, że jestem popularna. Moje życie zawodowe zawsze było intensywne. Dostawałam role w teatrze i telewizji, ale unikałam  bywania. Mieszkamy poza Warszawą, cenimy bycie ze sobą i to jest dla nas ważne. Wybraliśmy uważną obecność wobec siebie, rodziny, bliskich przyjaciół, domu, własnej przestrzeni. Lubimy podróżować kamperem, razem z przyjaciółmi byliśmy w Norwegii. Tęsknimy za tamtą dziką i surową przyrodą. 

Tomek jest wyjątkowo kreatywny i multidziedzinowy. Potrafi ugotować zupę, wydostać wystającą drzazgę, stworzyć stronę internetową, nakręcić film, poprawić umowy prawne w firmie, być budowlańcem na czas przebudowy lokalu, który kupił, trenerem rozwoju osobistego. Jest pełen pasji, nowych wizji, twórczy, dla niego wszystko jest możliwe.

Był taki czas, kiedy zagubił tego swojego Wodza po operacji, musiał przebudować się na nowo, na szczęście to już przeszłość. Ja potrzebuję życia w stabilności i komforcie, on umie zaryzykować, rozwijając własną działalność. Jest odpowiedzialny, uczciwy i to w nim kocham. 

Ponieważ ważna jest dla nas ochrona środowiska naturalnego, wspólnie stworzyliśmy spółkę akcyjną OZE Rentier. Mamy bezpośredni wpływ na to, jak poprowadzimy tę działalność dla dobra wszystkich(kilka lat temu padliśmy ofiarą oszustwa, straciliśmy pieniądze, dobre imię i część przyjaciół). Możemy też być więcej ze sobą. Wiem, że razem możemy wszystko.

Jolanta Fraszyńska – aktorka, absolwentka wrocławskiej PWST (1991). Współpracowała z największymi reżyserami teatralnymi: Jerzym Jarockim, Krystianem Lupą, Grzegorzem Jarzyną, Eugeniuszem Korinem. Znana z seriali, m.in. „Ekstradycja”, „Na dobre i na złe”, a ostatnio „Leśniczówka”, oraz filmów, m.in. „Skazany na bluesa” Jana Kidawy-Błońskiego. Ma dwie córki: Nastazję z małżeństwa z Robertem Gonerą oraz Anielę z drugim mężem Grzegorzem Kuczeriszką.

Tomasz Zieliński o partnerce Jolancie Fraszyńskiej:

Jola jest kochającą, opiekuńczą i wrażliwą kobietą. Umie dbać o ognisko domowe, w którym doświadczam ciepła, spokoju, poczucia bezpieczeństwa i bliskości. W pracy jest profesjonalistką, zawsze przed zdjęciami przygotowuje się do roli. Jej zawód wiąże się z obciążeniem psychicznym, wchodzeniem w skomplikowane role. Trudno zejść ze sceny i wrócić do domu z uśmiechem. Ale jej udaje się oddzielić emocje w mistrzowski sposób. Bywają ludzie, którzy grają ciągle role lepszych, mądrzejszych. Zdarza im się traktować innych z góry, ale nie Jola, ona ma dużo pokory i skromności.

Gdy się poznaliśmy, byłem już na liście oczekujących na przeszczep wątroby, a nie było po mnie widać, w jak złym stanie jestem. Po dwóch latach moje zdrowie pogorszyło się. Przeszedłem operację. Jola okazała mi wtedy niezwykłe wsparcie, była aniołem, opiekowała się mną z miłością, pomogła w zdrowieniu.

Otworzyła mi oczy na zdrowe żywienie, a jej świadomość i wiedza na ten temat są ogromne. Po moim przeszczepie promuje ideę transplantacji organów. Wzięła udział w kampanii uświadamiającej, czym jest depresja.

W domu to Jola głównie gotuje, bo lubi. Jest artystką w kuchni, wszystko, co robi, jest pyszne, ekologiczne i wege, ponieważ z powodów etycznych 10 lat temu wybraliśmy dietę bez mięsa. Jola to estetka, więc w domu wszystko jest posprzątane i czyste. Kiedy zamieszkaliśmy razem, bywało to źródłem nieporozumień. Kilka lat żyłem sam i zostawienie kubka po kawie z talerzem przy wannie nie było dla mnie problemem. Ale wypracowaliśmy kompromis i dzisiaj dzielimy się domowymi obowiązkami.

Lubimy wspólne celebrowanie śniadań – jedzenie i rozmowa to dobre połączenie. Czasami jest z nami Aniela, ale coraz rzadziej – wchodzi w dorosłość i woli sama sobie przygotowywać posiłki. Jej pasją są skoki na koniu – niedawno wróciła z pucharem za drugie miejsce w zawodach. Jesteśmy z niej dumni. Jola kocha obie córki i ma do nich świetne podejście. Starsza, Nastka, mieszka osobno. Jola wypracowała z nią piękną, przyjacielsko-matczyną więź. Gdybym miał własne dzieci, chciałbym mieć z nimi takie relacje.

Mimo że kilka lat temu oszukano nas, działamy wspólnie, bo trudne rzeczy albo niszczą związek, albo go spajają. Dzięki naszej umiejętności wyciągania wniosków to bardzo bolesne doświadczenie wzmocniło nas i zbliżyło.

Jola dużo czyta, rozwija się, wspiera innych. Ważna jest dla niej rodzina, ale także otaczający świat: zwierzęta, przyroda, kondycja naszej planety. Dla tej idei postanowiliśmy razem pracować, aby ratować planetę. Boli nas świadomość tego, co robimy Ziemi. Pracując na politechnice, zajmowałem się katalizatorami samochodowymi, aby zmniejszyć degradację środowiska. Teraz, wykorzystując zdobytą wiedzę i umiejętności, wspólnie z przyjaciółmi aktywnie pomagamy planecie. Stworzyliśmy firmę OZE Rentier, aby na farmach fotowoltaicznych produkować energię ze słońca. Chcemy budzić świadomość ludzi, propagując ideę, że każdy ma wpływ na środowisko i każdy może stać się współwłaścicielem elektrowni słonecznej. Teraz w stu procentach jesteśmy sami odpowiedzialni za spółkę i możemy spędzać ze sobą więcej czasu. Film Davida Attenborough "Życie na naszej planecie" stanowi bardzo trafny przekaz tego, o czym myślimy i co robimy. Chcemy zostawić przyrodę w lepszym stanie dla przyszłych pokoleń, niż jest obecnie. Nie wystarczy o tym mówić, my aktywnie działamy. Łączy nas świadomość, że wszystko ma ślad węglowy, więc zanim coś kupimy, sprawdzamy, czy naprawdę tego potrzebujemy. Zaczynamy kierować się minimalizmem, żeby nie szkodzić planecie. Gdy Jola, z racji zawodu, potrzebuje na premierę nowej sukienki, torebki czy butów, najczęściej wypożycza. Traci na to więcej czasu niż na zakupy, ale warto.

Mnie kręci bieganie, bo po nim się dobrze czuję, Jola woli rower, więc gdy ja biegnę, ona często jedzie obok. To niby drobna rzecz, ale kolejna, która łączy. Oboje uwielbiamy naturę, ja mam szklarnię, w której sadzę warzywa, a Jola kwiaty, wysokopienne róże. Lubi też atmosferę dużych miast. Ja jestem ich ciekawy przez kilka godzin, później najchętniej uciekłbym tam, gdzie rzeka, las. Oboje jesteśmy w horoskopie Majów spod znaku Solarnego Słońca oznaczającego bezwarunkową miłość. Ludzie spod tego znaku starają się zmieniać siebie i świat w energię miłości, dobra – i to też nas łączy. 

 

Choć mamy podobne zainteresowania, jesteśmy różni. Ja wolę plecak i namiot, dla Joli musi być jeszcze pięknie, dlatego lubi klimatyczne hoteliki. Największą zaletą naszego związku jest wyszukiwanie tego, co nas spaja. Szukamy szczęścia i spokoju w sobie, aby tworzyć dobre relacje z innymi. Pracujemy na warsztatach rozwoju, medytujemy. Mamy wciąż niedosyt siebie, dlatego wspólnie odkrywamy rzeczy, które nas do siebie zbliżają. Po 12 latach związku jesteśmy najbliżej siebie, odkąd się poznaliśmy. Wierzę, że tak będzie nadal, bo siła miłości, naszego nastawienia i pozytywnych myśli jest wielka. 

Tomasz Zieliński – inżynier, absolwent Politechniki Warszawskiej, gdzie pracował przez 7 lat, trener rozwoju osobistego, hipnoterapeuta, uzdrowiciel duchowy, motywator. Ukończył kilkanaście maratonów oraz ultramaratonów, w tym górskich. Opłynął przylądek Horn, był na Antarktydzie na zorganizowanym wspólnie z przyjaciółmi rejsie „Od Hornu do Hornu”. Kocha przyrodę i z pasją realizuje misję ochrony Ziemi.

JABŁKO_zdjęcie

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 02/2021
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również