Z trójką dzieci, pracą na pół etatu i domem na głowie naprawdę trudno wygospodarować chwile dla siebie. A jednak mi się to udało: siedziałam w samolocie, lecąc do domu ze spotkania w Londynie z trójką moich przyjaciół ze studiów...
– Musisz jechać, Kasiu – nalegał kilka tygodni wcześniej Bernard, mój mąż. – Tak za nimi tęskniłaś. Możemy przecież sięgnąć do oszczędności – zasugerował wspaniałomyślnie. Babski weekend w Londynie do tanich nie należał. – Ostatnio nie byłaś sobą, Kasiu. Straciłaś cały swój wewnętrzny blask. Może Londyn by cię ożywił?
Oferta była kusząca. Tak kusząca, że zadzwoniłam do Kamili i powiedziałam jej, żeby się mnie spodziewała.
– Wezmę wolne w piątek, żeby zająć się dziećmi, rezerwuj lot – zaproponował Bernard.
Uścisnęłam go.
– Dzięki za to – powiedziałam.
– Nie ma sprawy. Potrzebujesz tego i zasługujesz na to.
Mój weekend był wspaniały. W piątek wieczorem wyszliśmy do klubu, w sobotę poszliśmy na długi spacer po West Endzie, a niedzielę spędziliśmy czas u Kamili. Nadszedł czas powrotu do domu.
– Wspaniale było cię zobaczyć – zapewniła przyjaciółka, machając do mnie na pożegnanie. Następnym razem zostań dłużej!
Przytaknęłam, czując lekkie ukłucie w sercu. Z każdą chwilą byłam coraz bliżej swojej codzienności: sterty brudnego prania, kłócących się dzieci i zlewu pełnego naczyń.
Tymczasem Kamila szykowała się do pracy. Jako bezdzietna singielka miała sporo wolnego czasu, aby usiąść w kawiarni z filiżanką kawy i dobrą książką, obejrzeć film, który nie był animacją rodzinną, albo pójść potańczyć...
Kochałam moją rodzinę, oczywiście, że tak. Ale musiałam przyznać, że spora część mojego dzisiejszego życia była prawdziwą harówką.
Nawiązałam rozmowę z siedzącą w samolocie obok mnie dziewczyną. Mówiła z lekkim akcentem.
– Ile masz dzieci? - zapytała.
Była ładna. Wysoka jak Bernard i nasze dzieci. Opalona, jakby właśnie wróciła z dalekiej podróży.
– Troje – odpowiedziałam. – Chociaż czasem wydaje mi się, że co najmniej dwa razy tyle. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak radzą sobie większe rodziny.
– Pracujesz? – dopytywała.
– Mogę pracować tylko wtedy, gdy są w szkole – wyjaśniłam. – Inaczej nie ma szans.
Dziewczyna skinęła głową.
– Chciałabyś pracować więcej? Gdybyś miała wybór?
Jej dociekliwość była zastawiająca.
– Bardzo! Kiedy spędzam tyle czasu w domu czuję, że się kurczę. Staję się porywcza i zrzędliwa, a dzieciom trudno jest do mnie dotrzeć.
– Więc idealnie byłoby, gdyby pojawił się ktoś, kto zająłby się domem, miał oko na dzieci i przygotował obiad, a ty w tym wieczorami robiłabyś te wszystkie miłe rzeczy, np. granie w planszówki czy wspólne pieczenie smakołyków.
– Brzmi jak marzenie, ale niestety jest poza moim budżetem.
– Niekoniecznie – przekonywała.
– Sprawdzałam, nie kalkuluje się.
– Być może, gdybyś zdecydowała się na zatrudnienie pełnoetatowej niani. Ale czy kiedykolwiek myślałaś o skorzystaniu z usług au pair?
– Au pair? – nie mogłam uwierzyć, że sama nigdy na to nie wpadłam.
– Dokładnie. To ktoś, kto chętnie w zamian za wyżywienie i dach nad głową zajmie się domem i przejmie opiekę nad dziećmi, bo chce poznać inną kulturę od podszewki.
Domyślam się, że oryginalne au pair były Francuzkami i chciały nauczyć się lub podszlifować swój angielski.
Nigdy nie pomyślałam o tym na poważnie. Nie znałam też nikogo innego, kto miałby au pair. Czy to naprawdę możliwe, że mogliśmy mieć – jak by nie patrzeć - darmową pomoc w zamian za umożliwienie korzystania z sypialni i posiłki?
– Chyba nie wiedziałabym, gdzie szukać informacji na ten temat – przyznałam.
– Niedaleko – zapewniła nie z uśmiechem młoda kobieta. Tak się składa, że ja jestem au pair. Właśnie spędziłam pół roku w Szwajcarii i planuję podjąć dalszą pracę w nowej rodzinie.
Wyciągnęła do mnie długą, elegancką dłoń.
– Jestem Danni – przedstawiła się. – Może spędzisz ten lot na rozmowie ze mną, a jeśli uznasz, że mogłabym pomóc tobie i twojej rodzinie, to mamy umowę.
Wielkie nieba! Okazja do wymarzonej zmiany mojego życia na lepsze była na wyciągnięcie ręki, bliżej niż kiedykolwiek.
– Jestem Kasia – powiedziałam. – Mój mąż to Bernard, a nasze dzieci to Franka, Józek i Ania.
Powiedzieć, że Bernard był zaskoczony, kiedy wróciłam z Londynu z nowym domownikiem, to jak nie powiedzieć nic.
– Ale my jej w ogóle nie znamy! – protestowały dzieci, kiedy poszła do łazienki.
– Poznałam ją w samolocie - tłumaczyłam. – Jest młoda, ale nie jest głupia. Od trzech lat pracuje jako au pair na całym świecie. Pokazała mi mnóstwo zdjęć w swoim telefonie i na wszystkich otoczona jest uśmiechniętymi szczęśliwymi ludźmi. Do tego, jak nikt inny rozumie, że najlepiej funkcjonuję, gdy mam możliwość wykonywania pracy, w której jestem dobra, zamiast codziennie mierzyć się z nadmiarem obowiązków domowych. Spróbujmy przez miesiąc, a jeśli to nie zadziała, poprosimy ją, żeby się wyprowadziła – zapewniłam.
– I twój szef na to przystanie? Zatrudni cię z powrotem na pełny etat na okres próbny?
– Myślę, że tak.
Bernard zmarszczył brwi.
Franka i Ania będą musiały dzielić pokój.
– Czy to nie szczęście, że Franka ma piętrowe łóżko?
Mąż nie był przekonany. Widziałam to na jego twarzy.
– Czy to nie ty mówiłeś mi, że powinnam odzyskać swój blask? - przypomniałam mu. – To może być sposób, aby to zrobić.
Te pierwsze kilka tygodni, kiedy Danni z nami zamieszkała, całkowicie przerosły nasze oczekiwania.
Lubiła wstawać wcześnie i zaczynać dzień od joggingu. A to oznaczało, że zanim my podnieśliśmy się z łóżek, ona dawno była na nogach i szykowała dla wszystkich śniadanie.
Sama zwykle podawałam dzieciom szybką miskę płatków zbożowych i szklankę soku pomarańczowego. Danni robiła to całkiem inaczej: szykowała dla każdego porcję domowej owsianki, jajka i tosty.
– Nie lubię owsianki – skrzywiła się Franka.
– Obawiam się, że to prawda - dodałam.
– To przez te grudki - wyjaśniła córka.
– Grudki! – Danni się obruszyła. – Przepraszam, ale w mojej owsiance nie ma grudek. Spójrz, sama zobacz. Jeśli znajdziesz choćby jedną, masz ode mnie piątaka.
– Piątaka? – zainteresował się Józek.
Wkrótce cała trójka dzieci badała jedną miskę po drugiej, ale owsianki Danni faktycznie były bez skazy.
– OK, to może spróbuję – Franka się poddała i zjadła swoją porcję pierwsza.
Wkrótce Danni dostała własne kluczyki do naszego auta i to ona wzięła na siebie podwożenie i odbieranie dzieci ze szkoły.
Nie musiałam już stresować się pakowaniem dzieciom drugiego śniadania i nie obawiałam się, że znowu wrócą z nim do domu. Teraz Danni przejęła również ten obowiązek. Szykowała kanapki, myła winogrona i jagody. Sprawiła nawet, że dzieci zaczęły jeść jogurt naturalny z granolą, zamiast sztucznych batonów, na których zakup nalegały.
Była znacznie lepszą gospodynią domową niż ja kiedykolwiek. Kiedy razem z Bernardem wracaliśmy wieczorami do domu, mieszkanie pachniało domową kuchnią.
– Miałaś rację – mąż wyznał, gdy razem opadliśmy na sofę, która nie była usiana klockami Lego, ubraniami czy okruchami ciastek. – Obecność Danni robi ogromną różnicę.
Pierwszy miesiąc z nową domowniczką minął błyskawicznie i szybko przyzwyczailiśmy się do nowej rutyny. Wszystko chodziło jak w zegarku. Bernard postanowił nawet zacząć pracować trzy dni w tygodniu zdalnie, oszczędzając na benzynie.
– Zgadnij, co robiliśmy dziś po południu? – zagaił Józek, gdy pewnego wieczoru weszłam do domu.
– Nie wiem - odpowiedziałam z uśmiechem. – A co?
– Poszliśmy do lasu i bawiliśmy się w chowanego. To było genialne!
– Danni cię zabrała? – zapytałam.
– Tak, i tatę – syn potwierdził.
– Tata wziął wolne popołudnie na zabawę? – zastanawiałam się. Nigdy wcześniej tego nie robił.
– A na podwieczorek mamy ciasto - dodał Józek. – Ale nie takie z supermarketu. Danni zrobiła prawdziwe. A ja wymieszałem polewę.
Czy czułam się trochę urażona, że moje dzieci spędziły popołudnie bawiąc się w lesie z moim mężem i naszą au pair? I trochę zazdrosna, że ona sama szykuje potrawy, które ja zawsze kupowałam?
Głupio byłoby mieć jej to za złe. Przecież to było to, czego sama chciałam - więcej czasu na kreatywną pracę, podczas gdy sprawy domowe były załatwione.
To było dokładnie to, czego pragnęłam. Prawda?
Minęło kolejnych kilka tygodni, a Danni zapoznała dzieci z jeszcze większą różnorodnością potraw i do tego nauczyła ich gier karcianych, które sprawiały, że dosłownie ryczały ze śmiechu.
– Ona jest niesamowita, prawda? powiedział Bernard, trochę zbyt entuzjastycznie jak na mój gust.
– A wahałeś się, czy w ogóle powinniśmy ją przyjąć - przypomniałam mu.
– To prawda. Ale teraz widzę same korzyści i żałuję, że nie zrobiliśmy tego wcześniej.
– Z pewnością jesteśmy teraz w lepszej sytuacji finansowej - przyznałam.
– Może powinniśmy zacząć jej płacić? - kontynuował mąż. – To nie w porządku, że dajemy jej tylko kieszonkowe, skoro dostajemy tak wiele w zamian.
– Być może - zgodziłam się. – Ania, czas do łóżka, chodź, poczytam ci bajkę na dobranoc.
– Danni mi poczyta – odparła córka nie mając pojęcia, jak bardzo mnie to zraniło.
– Jestem pewna, że jest zmęczona po długim dniu - zauważyłam.
– W porządku - powiedziała Danni, podchodząc do nas. – Chętnie poczytam.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Obracałam się z boku na bok, próbując uporządkować myśli.
Danni była zabawna, atrakcyjna i młodsza ode mnie. Wydawało się, że moje dzieci wolą ją ode mnie. Czy Bernard zaczynał czuć to samo?
Następnego dnia, podczas przerwy na lunch, zadzwoniłam do Kamili do Londynu.
– Czy ona podważa twój autorytet u dzieci? – zapytała.
– Nie.
– Czy "pożycza" twoje rzeczy i używa ich jak swoich?
– Nie!
– Czy wprowadza własne zwyczaje sprzeczne z twoimi w kwestii manier, odrabiania lekcji czy czegokolwiek w tym rodzaju?
– Też nie.
– Więc myślę, że nie ma o co się martwić. Ona nie próbuje cię zastąpić, Kasia, ona cię wspiera. Dzieci przez jakiś czas będą lgnąć do kogoś nowego, ale kiedy ta „nowość” minie, zawsze będą najbardziej kochać swoją mamę.
– Mam nadzieję.
– A co z Bernardem? Czy ona z nim flirtuje?
– Nie wydaje mi się. Ale czasami, w dni, kiedy pracuje w domu, wychodzą na kawę lub lunch.
– Tylko we dwoje?
– Tak.
Kamila milczała przez chwilę.
– Chyba bym go do tego nie zachęcała. Bernard kocha cię do szaleństwa, ale kiedy dwoje ludzi pozostawionych jest samych sobie, dzień po dniu… – Kamila potwierdziła moje obawy.
Czyli jednak nie przesadzam martwiąc się, że mój mąż będzie spędzał czas z naszą au pair pod moją nieobecność.
Będę musiała coś powiedzieć. Ustalić zasady. Może Bernard pracujący w domu razem z Danni to proszenie się o kłopoty.
– Nie mogłabyś bardziej się mylić - powiedział mąż z wyraźną irytacją w głosie. Za kogo ty mnie masz, Kasia? Myślisz, że do niewierności wystarczą mi pusty dom i atrakcyjna młoda kobieta?
– W takim razie uważasz ją za atrakcyjną.
– Danni jest bystra i bardzo elegancka. Ale dla naszych dzieci jest jak zabawna starsza siostra. Nie patrzę na nią w żaden inny sposób.
Zacisnęłam usta. Próbowałam tylko chronić swoje małżeństwo, ale wmawiano mi, że problem tkwi tylko w mojej głowie.
Bernard spojrzał na mnie.
– Myślałem, że sobie ufamy - powiedział.
– Naprawdę ci ufam.
Naprawdę? A czy ufałam także Danni?
Bernard westchnął.
– Słuchaj, widuję się z nią, kiedy pracuję w domu, a dzieci są z nią każdego dnia. Może i ty powinnaś nawiązać z nią bliższą więź? Może zrobicie razem coś wyjątkowego w ten weekend? Sprawcie sobie przyjemność. Teraz, gdy pracujesz na pełny etat, możemy sobie na to pozwolić.
To mnie zaskoczyło, ale nie w negatywny sposób. Jeśli rozważał romans z Danni, raczej nie zachęcałby mnie, żebyśmy zostały przyjaciółkami.
Być może miał rację. Może gdybym spędziła z nią trochę czasu w cztery oczy, mogłabym pielęgnować przyjaźń tutaj, we własnym domu.
Tęskniłam za Kamilą i dziewczynkami, a Danni, choć młodsza, była wyraźnie dojrzała. Może faktycznie mogłaby zostać moją bratnią duszą zamiast rywalką.
Danni i ja siedziałyśmy w cichym zakątku hotelu spa. Miałyśmy za sobą luksusowy dzień peelingów, masaży i zabiegów na twarz. Kończyłyśmy kolację.
– A więc, dlaczego ja? Dlaczego my? Dlaczego mój mąż? – zapytałam ją.
Danii spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
– Nie jestem pewna, czy rozumiem - odpowiedziała.
– Myślę, że rozumiesz doskonale. Namierzyłeś nas, kiedy spotkałyśmy się w samolocie. Wybrałaś mnie i przygotowałaś cały plan, by ukraść moje dzieci i męża.
– Kradzież to taki brzydkie słowo, Kasiu.
Jej oczy zabłysły.
– Ale to prawda. Teraz chcę tylko wiedzieć dlaczego – ciągnęłam.
Danni wzruszyła ramionami.
– Bo mogłam.
– Postanowiłeś zabrać mi całą rodzinę tylko dlatego, że było to możliwe?
Zaśmiała się.
– Tak.
– Więc przyznajesz, że chciałaś mnie wyeliminować.
– Dlaczego nie? Życie jest nudne, jeśli grasz według zasad. Jest o wiele bardziej interesujące, jeśli tego nie robisz.
– I jakie masz dalsze plany?
– Bardziej zbliżyć się do twojego męża. Nie spieszyłam się z nim, zdobywam go krok po kroku, tak jak podejrzewasz. Ale nadejdzie właściwy czas. Wtedy ja wejdę, a ty, Kasiu, opuścisz scenę.
– Nasze małżeństwo jest silniejsze. Bernard nigdy by mnie nie zdradził.
– Naprawdę tak myślisz, czy tylko masz nadzieję, że to prawda?
– Może i miałam wcześniej swoje obawy, ale kiedy puszczę mu nagranie rozmowy, która właśnie odbyłyśmy, sam cię spakuje i wyrzuci.
Danni uśmiechnęła się do mnie, wyciągnęła rękę i podniosła mój telefon.
– Umieściłaś to tutaj, to było raczej oczywiste, po co. Więc kiedy poszłaś do łazienki, sprawdziłam go i zobaczyłam, że jest ustawiony na nagrywanie. Wyjęłam baterie. Szach mat!
Teraz była moja kolej na uśmiech.
– Niezupełnie. – Sięgnęłam do torby i wyjęłam z niej dyktafon. – Przezorny zawsze ubezpieczony. I jeszcze jedno, przyglądałam się twojej przeszłości.
To Kamila podsunęła mi ten pomysł.
– Sprawdź jej paszport, by upewnić się, że używa prawdziwego nazwiska – zasugerowała przez telefon.
Kiedy Danni wyszła na poranny bieg, zakradłam się do jej pokoju i znalazłam dokument w górnej szufladzie. Okazało się, że ma inne nazwisko niż to, którym się posługiwała. Kamila miała niezłego nosa.
Na podstawie referencji wystawionej Danni przez rodziny, u których była zatrudniona, udało mi uzyskać kontakty do jej poprzednich pracodawców. Ustaliłam, że zawsze działała według tego samego schematu: wkradała się w łaski kobiety, która ją zatrudniła i zyskiwała sympatię jej dzieci i męża. A potem niepostrzeżenie zajmowała ich miejsce...
Robiła to za każdym razem - zawsze, jak się wydawało, tylko dla dziwnej potrzeby rozbijania rodziny.
Nie było to przestępstwo, ale coś naprawdę paskudnego.
Nigdy nie pracowała w Szwajcarii, jak nam wszystkim powiedziała. Jedna z oszukanych mam domyśliła się, że był to przewrotny żart, w którym odnosiła się do krainy zegarów z kukułką, ponieważ sama była nikim innym jak właśnie kukułką w gnieździe.
Ją samą musiało spotkać w życiu coś naprawdę strasznego, że robiła coś takiego innym. Ale mnie to już nie obchodziło. Oszukała nas, zdradziła i chciała nas zrujnować.
– Wracam teraz do domu, by spędzić trochę czasu z mężem i dziećmi - powiedziałam jej. – Swoje rzeczy możesz odebrać w biurze rzeczy znalezionych w poniedziałek.
Kiedy wróciłam do domu taksówką, dzieci spały, a Bernard relaksował się przy filmie.
– Przepraszam, jeśli ci przeszkadzam - powiedziałam. – Ale muszę z tobą w tej chwili porozmawiać.
Nacisnął przycisk "off".
Opowiedziałam mu wszystko i odtworzyłam nagranie głosowe.
Mąż wydał z siebie niski gwizd.
– To po części moja wina, bo to ja nalegałam na sprowadzenie jej do naszego domu - powiedziałam.
– Szczerze mówiąc, była bardzo przekonująca - odparł mąż. – Ale daję ci słowo, że sam nigdy nie wplątałbym się w tak okrutną aferę. Kocham cię, Kasiu. I kocham nasze życie z dziećmi. Nigdy nie zrobiłbym czegoś, co mogłoby nam zagrozić.
Kiedy spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że mówi prawdę.
– Więc myślę, że to dla mnie powrót do pracy na pół etatu, bałaganu w domu i pospiesznych śniadań – podsumowałam.
– Niekoniecznie - odpowiedział Bernard. Kiedy cię nie było, zadzwoniła moja mama. Powiedziała, że teraz, gdy jest na emeryturze, chciałaby częściej widywać wnuki i zaproponowała, że będzie się nimi opiekować w poniedziałki, środy i piątki. A poza tym znasz ją: jak już tu będzie, wstawi pranie i najpewniej chwyci też za ściereczkę do kurzu. A w weekendy moglibyśmy się bawić, bawić, bawić - tylko nasza piątka.
Dzieci były trochę smutne, że straciły Danni, ale Franka i Ania wkrótce świętowały powrót do swoich pokoi, a Józek był zachwycony, że zwyczaj włączania go do zmywania po posiłkach, który zaprowadziła opiekunka, właśnie oficjalnie przeszedł do przeszłości.
– Może nie jesteśmy najlepszymi rodzicami na świecie, nie mamy najładniejszego domu ani nie podajemy najbardziej wyszukanych obiadów, ale jesteśmy szczęśliwą rodziną –podsumowałam.
Słowa Danii o tym, że mogliśmy mieć darmową pomoc tylko za udostepnienie jej sypialni, nabrały nowego sensu.