Recenzje

Dlaczego dorośli ludzie oglądają seriale o smokach? 6 powodów, aby dojrzały widz włączył "Ród smoka"

Dlaczego dorośli ludzie oglądają seriale o smokach? 6 powodów, aby dojrzały widz włączył "Ród smoka"
Fot. Max

W czasie przesytu serialami ciężko znaleźć tytuły, o których słyszeli wszyscy. Jednym z nich jest "Gra o tron", która na dobre wpisała się do popkultury i jej kontynuacja, a właściwie prequel, "Ród smoka". Co powoduje, że seriale, które wydają się stworzone dla nastolatków kochających gry komputerowe, pokochały całe pokolenia? 

Kto może pokochać serial, w którym jednym z głównych bohaterów są smoki? Odpowiedź wydaje się oczywista - dzieci. A jednak w 2017 roku serwis poświęcony filmom i serialom Rotten Tomatoes zapytał na zlecenie Business Insider, jaki jest ulubiony serial widzów z ostatnich 20 lat. Zarówno starsi widzowie, należący do Generacji X (urodzeni w latach 1965-80), jak i młodsi Milenialsi (1981-1996) odpowiedzieli tak samo: "Gra o tron". Zwróćmy uwagę, że obydwie te grupy miały wtedy już bliżej czterdziestu i pięćdziesięciu lat niż nastu. Jak więc się stało, że całe pokolenia pokochały ten serial fantasy?

Na początku  studiów miałam koleżankę studiującą matematykę. Ona i jej koledzy z wydziału uwielbiali serial „The Big Bang Theory” (w Polsce znany jak "Teoria Wielkiego Podrywu"), o grupie geeków-fizyków, zakochanych w sci-fi i fantastyce. Ani serial, ani ta tematyka mnie nie interesowały, mimo to kilka lat później wyrobiłam w sobie nawyk. Brałam stos prania, rozstawiałam deskę i prasowałam przez godzinę oglądając jak leci wszystkie seriale na Comedy Central. Jednym z najczęściej powtarzanych była właśnie „Teoria wielkiego podrywu”. Abstrahując od głównej tematyki, wciągnęła mnie fascynacja głównych bohaterów światem fantasy. Słuchając drobiazgowego omawiania tego czy innego wątku zaczęłam ciekawić się filmami i książkami, które wcześniej nie zwracały mojej uwagi.

Zbiegło się to również z popularnością „Gry o tron”. Kilka pierwszych serii ominęłam, niezainteresowana „serialem ze smokami”. Wciąż jednak ktoś pytał, czy oglądam „GoT” lub trafiałam na artykuły o królewskich intrygach. W końcu się ugięłam. I wsiąkłam. Historia rozgrywek o władzę w celu zdobycia Żelaznego Tronu w fikcyjnym Westeros w wzorowanych na średniowiecze czasach uwiodła mnie świetnymi postaciami, zróżnicowanymi historiami oraz niesamowitymi zwrotami akcji. I wbrew pozorom smoków było tutaj bardzo niewiele. Kiedy spytałam moją 60-letnią mamę, znaną z zasypiania na filmach fantasy, czemu obejrzała całą „Grę o tron”, podsumowała to krótko: nigdy nie wiadomo, kto zaraz zginie. Kiedy w 2019 roku zakończył się serial „Gra o tron” powstała pewna wyrwa, którą HBO oczywiście chętnie zasypało. W ten sposób otrzymaliśmy „Ród smoka” sequel do „Gry o tron”, umiejscowiony 200 lat przed wydarzeniami z „GoT”. Teraz smoków mamy kilkanaście, ale czy nadal warto oglądać walkę o panowanie nad Żelaznym Tronem?

6 powodów, aby obejrzeć „Ród smoka”

Zanim przejdę do omawiania, czemu warto obejrzeć „Ród smoka” mam wyznanie – 1. sezon mnie nie zachwycił. Poszczególne odcinki dokonywały kilkuletnich przeskoków czasowych,  przez co ciężko było przywiązać się do bohaterów, imiona większości postaci brzmiały bardzo podobnie, a sama intryga zawiązywała się powoli. Nic więc dziwnego, że chociaż premierowy odcinek „Rodu smoka” w 2022 roku miał rekordową oglądalność, to powoli ubywało widzów. Jednak serial wrócił latem 2024 roku z 2. sezonem i, na bogów, jak wrócił. Każdy odcinek trzyma na krawędzi, zaś widz wygląda i boi się kolejnych, coraz okrutniejszych, zwrotów akcji.

Dobre historie o ludziach

Większość książek i filmów opowiada wciąż na nowo te same historie. Jak ta o ojcu, w tym wypadku królu Viserysie I Targaryenie, który musi zdecydować, kto zostanie jego następcą. Najstarsza córka - Rhaenyra (Emma D’Arcy), żądny władzy brat Daemon Targaryen (Matt Smith), a może zrodzony z kolejnego małżeństwa z młodą żoną Alicent Hightower (Olivia Cooke) Aegon (Tom Glynn-Carney)? Kwestie dziedziczenia budzą emocje przynajmniej od "Króla Leara" Szekspira. W "Rodzie smoka" chodzi o władzę nad 7. królestwami, ale równie dobrze mogła być to ziemia pod Warszawą (chociaż tu skonfliktowana rodzina zwykle nie posiada w swojej jaskini smoka gotowego zniszczyć pół królestwa). To również historia o religijności: Alicent stara się żyć bogobojnie, zaś jej czyny, często straszne w skutkach, niejednokrotnie wynikają z poczucia wyższości moralnej. Wszystkie te historie dobrze znamy z Szekspira czy „Sukcesji”, tutaj jednak są przedstawione w quasi średniowiecznej scenerii z dodatkiem smoków. To jednak nie zmienia faktu, że wybuch zakazanej miłości czy rozpacz związana z utratą dziecka nadal intensywnie wpływa na emocje widza.  

Konieczność koncentracji

Podobno żyjemy w złotej erze telewizji, a na pewno w czasie nadprodukcji streamingowej. Nie mamy nabożnego stosunku do kolejnych odcinków, zaś seriale pochłaniamy oglądając je w komunikacji publicznej, podczas długich lotów czy nawet czekając w kolejce w poczekalni u lekarza. Sama puszczam sobie lekki serial podczas gotowania, ale to nie działa w przypadku „Rodu smoka”. Tutaj spojrzenie rzucone w czasie królewskiej rady czy cień szpiega podsłuchującego intymną rozmowę w alkowie może mieć kolosalne znaczenie dla kolejnych zdarzeń, nie można go więc przegapić, bo akurat sieka się cebulę. Ten serial wymaga skupienia i ja to cenię, podobnie jak telewizyjny format, w którym nowy odcinek ukazuje się co tydzień. Przy ciągle zmieniających się układach, taka przerwa pozwala na snucie domysłów co do kolejnych ruchów bohaterów, co jest przyjemnością samą w sobie.

Niespodziewane zwroty akcji

HBO zaczynało w Stanach Zjednoczonych jako telewizja kablowa. Dzięki temu ich programy mogły być ostrzejsze niż te dopuszczone w telewizji publicznej. HBO wciąż przesuwało granice opowiadania o seksie i przemocy takimi produkcjami jak „Seks w Wielkim Mieście” czy „Rodzina Soprano”. Nie inaczej miała się rzecz w „Grze o tron”. Jednak nawet tam związek między królową Cersei a jej bratem Jaimem Lannisterem budził odrazę. Rozgrywający się 200 lat wcześniej „Ród smoka” uznaje takie relacje w obrębie rodu Targaryen (wywodzących się z innej kultury niż serialowe Westeros)  za normalne i służące utrzymaniu czystości krwi. Kuzyni żenią się między sobą, wzmacniając ród władających smokami. Serial nie boi się również intensywnych scen przemocy. To powoduje, że nigdy nie wiadomo co za chwilę się wydarzy. Ślub między kuzynami? A może dzieciobójstwo? "Ród smoka" nie boi się zaskakiwać widza, zaś zazwyczaj postać, która budzi największą sympatię, jest w największym niebezpieczeństwie. 

Silne kobiece postacie i niejednoznaczni bohaterowie 

Popierasz czarnych (Targaryenów) czy zielonych (Hightowerów) pyta Max promując 2. sezon. Na szczęście nie łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Serialowe postacie nie są jednoznaczne, zaś ich motywacja bywa skomplikowana. Chociaż świat "Rodu smoka" jest mocno patriarchalny (jak kwestia dziewictwa czy dziedziczenie tronu przez kobiety), to głównymi postaciami są silne kobiety. Osią konfliktu jest właśnie relacja Rhaenyry i Alicent, które w świecie ograniczającym wpływy kobiet muszą uciekać się do sprytnych ruchów, aby osiągnąć swoje cele. Każda z nich zabiega o pozycje i bezpieczeństwo swojej rodziny, ale jednocześnie stara się postępować moralnie i z korzyścią dla królestwa, co jest pewną odmianą po żądnych władzy mężczyznach z "Gry o tron". 

Zapierające dech w piersi pejzaże

Od momentu, kiedy zaczęto kręcić „Grę o tron”, Irlandia Północna zarobiła ponad 260 milionów funtów na serialowej turystyce. A mówimy tylko o jednej lokalizacji serialowej. Sama zwiedziłam Belfast i okolice śladami Jona Snowa, mogę więc szczerze przyznać, że to ciekawy sposób na poznanie nowych miejsc.

Serialowi scoutci odpowiedzialni za szukanie najlepszych planów znają swój fach. Nieskażona, dzika przyroda, tajemnicze miasta oraz różnorodność to z pewnością jeden z atutów serialowych lokalizacji. Dzięki „Grze o tron” turyści masowo ruszyli na Islandię, do Irlandii Północnej, na Maltę i do Chorwacji. „Ród smoka” przedstawił nam z kolei piękne plenery Cáceres w Hiszpanii, Kornwalię, Peak Distict w Wielkiej Brytanii oraz Walię w drugim sezonie.

Historia, która prawie się wydarzyła

Akcja „Gry o tron” była luźno oparta o XV-wieczną Wojnę Róż na Wyspach Brytyjskich. Z kolei „Ród smoka” wywodzi się z XII-wiecznej opowieści o walce o tron po śmierci Henryka I, która wprowadziła Anglię w okres chaosu. Henryka I stracił jedynego syna w katastrofie statku, w związku z czym król wyznaczył na swoją następczynię ostatnie dziecko z prawego łoża, córkę Matyldę i wymógł na swoich baronach zaakceptowanie jej jako dziedziczki tronu. Podobnie jednak jak serialowa Rhaenyra, Matylda nie została w pełni zaakceptowana przez możnych, zaś po śmierci ojca tron przypadł jej kuzynowi, co doprowadziło do szeregu konfliktów i okresu wojny domowej znanego jako Anarchia. Rzecz jasna „Ród smoka” nie uzurpuje sobie prawa to ukazywania historycznej prawdy, wiadomo jednak że G.R.R. Martin, na podstawie którego książek powstał serial, chciał przedstawić w swoich powieściach brudne średniowiecze w opozycji to wyidealizowanej wizji innego pisarza fantasy – J.R.R. Tolkiena.

Moja przyjaciółka czyta Żeromskiego i uwielbia Karla Ove Knausgårda, ale również przeczytała całą sagę "Pieśni lodu i ognia" George R. R. Martin, na podstawie której powstała "Gra o tron" i "Ród smoka". "Chodzi przecież o dobrze opowiedzianą historię", kwituje odpalając kolejny odcinek. I właśnie dlatego tak długo nie ma znaczenia czy w historii jest smok czy go nie ma, póki z zapartym tchem przeżywamy dramaty głównych bohaterów. 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również