Nie ma wątpliwości: zdrada jest zła.Ale chyba ma swoje wytłumaczenie? Mówimy o tym z psychoterapeutką Anną Bal.
Twój STYL: Dlaczego my, kobiety, zdradzamy?
Anna Bal: Na przykład dlatego, że jesteśmy rozczarowane. Kiedy się poznaliśmy i braliśmy ślub, on miał cechy, które nam imponowały, zaspokajał nasze potrzeby – dawał poczucie bezpieczeństwa, wspierał nas, uzupełniał. Jednak związek nie stoi w miejscu. Z czasem potrzeby zostają zaspokojone, fascynujące cechy powszednieją. Jeśli nie dojrzeliśmy do bycia z partnerem w takich „okolicznościach”, czujemy zawód. A osoba, która oczaruje nas czymś nowym, da znowu coś, co wygasło, staje się bardziej pociągająca niż mąż.
W wielu przypadkach kobiety, które zdradziły, mówią, że mąż już nie „dmucha im w skrzydła”. To działa na naszą obronę?
Byłabym ostrożna w przerzucaniu odpowiedzialności na partnera. Bo może to my same pogrzebałyśmy swoją samoocenę? Na przykład w imię poświęcenia dla rodziny odpuściłyśmy pasje, rozwój, nie miałyśmy siły, ale też ochoty na wyjście z roli dobrej żony. Warto się temu przyjrzeć, zanim poszukamy dowartościowania poza związkiem.
Na przykład w sytuacji, gdy na razie to tylko „zdrada mentalna”?
Tak, choć ona też sygnalizuje niezaspokojoną potrzebę, np. bliskości. Zdrada zawsze jest sygnałem, że czegoś w relacji brakuje. Tylko że ten brak nie zawsze sobie uświadamiamy. Czasem ludzie zjawiający się na terapii są zdziwieni, że zakochali się w kimś trzecim. Co się stało? Przecież moje małżeństwo w sumie jest udane. Nie jest, tylko nie chcemy tego zobaczyć. Unikamy konfliktów, boimy się, że napięcie w związku wzrośnie, że trzeba będzie podjąć jakieś kroki, a może nawet się rozstać.
Nie troszczymy się o swój związek?
Tak. Albo zostawiamy go takim, jaki jest, a osobę trzecią traktujemy jak wentyl, sposób rozładowania emocji, pragnień. Nie mogę zrealizować swoich seksualnych aspiracji z mężem? Zrobię to z kochankiem, a w domu dam spokój. Nie dostaję potwierdzenia, że jestem świetna? Wystarczy, że usłyszę to od kochanka... To ucieczka od konfrontacji z prawdziwymi problemami w związku. Ale nie chcę oceniać, że to jest jednoznacznie złe. W dzisiejszych czasach boimy się stracić partnera, żyjemy szybko, nie pochylamy się nad relacjami, a jednak zależy nam na ich utrzymaniu.
Zdradzamy, bo się pogubiłyśmy?
To brzmi jak usprawiedliwienie. Nie, nie usprawiedliwiajmy zdrady, bo ona zawsze oznacza czyjąś krzywdę. Ale nie musi oznaczać końca świata. Są związki, które przechodzą przez nią, traktując ją jak najpoważniejszy kryzys. Nie ma złotych, uniwersalnych zasad, że zdrada na pewno nas pogrąży albo że wierność jest gwarantem szczęścia w małżeństwie. Związek jest żywym organizmem. Trzeba sobie zadawać pytania: po co jesteśmy razem, co nas połączyło? Do partnerstwa dojrzewamy i czasem trwa to bardzo długo.