Stworzony na podstawie powieści Eleny Ferrante film "Córka" to przejmujący obraz macierzyństwa zdjętego z piedestału i odartego ze złudzeń w reżyserii debiutującej w tej roli aktorki Maggie Gyllenhaal. „Córka” w brawurowym wykonaniu Olivii Colman i Jessie Buckley zbiera nominacje do Oscarów, udowadniając jak bardzo potrzebujemy w przestrzeni publicznej rozmowy o nieszczęśliwym macierzyństwie i wypaleniu matek. Oto nasza recenzja filmu "Córka" w reżyserii Maggie Gyllenhaal.
Spis treści
Na swój reżyserski debiut Maggie Gyllenhaal wybrała powieść włoskiej pisarki Eleny Ferrante, tworząc z niej filmowy majstersztyk, który do końca ogląda się niczym dobry thriller. Zaczyna się sielsko, od przyjazdu Ledy, 48-letniej profesor literatury i tłumaczki (w tej roli Olivia Colman) do jednej z greckich miejscowości położonych nad brzegiem morza. Malownicze miasteczko usytuowane z dala od popularnych kurortów z wąskimi uliczkami, willami ukrytymi za bujną roślinnością i maleńkimi plażami gwarantuje intymność, jakiej wydaje się, że szuka introwertyczna Leda.
Od początku widać, że kobieta dobrze czuje się w swoim towarzystwie i nie zamierza wchodzić z nikim w relacje. Trzyma na dystans nawet poczciwego Lyle'a (Ed Harris), więc kiedy wybiera się na plażę, to tylko po to, żeby rozkoszować się lekturą i pejzażem. Niestety jej spokój burzy pojawienie się prominentnej, hałaśliwej rodziny, która szybko zaczyna narzucać plażowiczom swój rytm wypoczynku. Wydaje się, że zniesmaczona Leda czym prędzej opuści miejsce i poszuka czegoś spokojniejszego. Nic bardziej mylnego!
Pani profesor tylko czeka na pierwsze starcie i zaciera ręce na myśl o kolejnym. Jej sprzeciw budzi zaskoczenie i złość drugiej strony, a z czasem nawet agresję, ale Leda nie ustępuje. Jest w jej zachowaniu coś niepokojąco perwersyjnego. Zachowuje się tak, jakby zderzenie z brutalnością i bezkarnością wyrwało ją z długiego letargu. Niektórzy tną się, żeby cokolwiek poczuć, Leda prowokuje. I o ile w pierwszej chwili sądzimy, że jej reakcje wynikają z poczucia sprawiedliwości, o tyle później gra, którą prowadzi zaczyna przyprawiać o dreszcze. Dokąd ona zmierza? Pytamy z każdą kolejną sceną, a napięcie rośnie. Także za sprawą Niny (Dakota Johnson), młodziutkiej matki zdanej na rodzinę męża, wyraźnie zaintrygowanej turystką. I tu dochodzimy do sedna filmu.
Wypalenie matek nie jest niechlubnym wyjątkiem od reguły. Podobnie jak nieszczęśliwe i niespełnione macierzyństwo, czego doświadcza na naszych oczach młodziutka Nina. Zmęczona nieustanną opieką nad trzyletnią córeczką, samotna wśród ludzi, kontrolujących każdy jej ruch z weekendowym mężem pragnie zapomnienia. Ucieczki od codzienności i chwili dawnego szaleństwa. Życia z czasów przed byciem matką, gdy wydawało się, że ma tak wiele możliwości. Leda widzi zagubienie w jej oczach, a każda niecierpliwa reakcja dziewczyny budzi kolejne wspomnienia przeszłości, gdy sama wyczerpana opieką nad dwiema córeczkami doszła do kresu wytrzymałości.
Reżyserka filmu "Córka" Maggie Gyllenhall po mistrzowsku rozgrywa sceny między kobietami i retrospekcje z życia młodziutkiej Ledy. W tej roli wystąpiła doskonała w każdym calu, przejmująca Jessie Buckley. I tu też początkowo nie wiemy, jakiego rodzaju poczucie winy dręczy akademiczkę. Spodziewamy się najgorszego, więc oddychamy z ulgą, gdy przyparta do muru "tylko" porzuca rodzinę. Ale to "tylko" opowiedziane jest w tak dramatyczny, a zarazem ludzki sposób, że czujemy je każdą częścią ciała. Rozdarcie Ledy, jej potrzebę akceptacji, wyrażenia siebie w inny sposób, niż tylko poprzez macierzyństwo, pragnienie bycia podziwianą i pożądaną jako młoda i wciąż atrakcyjna kobieta. Leda odważyła się na coś, czego wydaje się, że pragnie Nina. Widzimy jak losy kobiet się zazębiają, ale kiedy już myślimy, że karty zostały rozdane, Gyllenhaal wykonuje zaskakującą woltę.
Zepsułabym zabawę streszczeniem pozostałych wątków pokazanych w filmie "Córka". Faktem jest, że potrzeba talentu, aby w tak płynny sposób zmienić narrację i pokazać, że to, co czasem wydaje się dramatem bywa jedynie chwilowym znużeniem. Trzeba szoku, jak w przypadku Niny czy pójścia na całość i sprawdzenia, co znajduje się po drugiej stronie lustra Ledy, żeby zrozumieć, że choć wypalone macierzyństwem wciąż czujemy się odpowiedzialne za powierzone nam życie.
Nie musimy być doskonałe, wystarczy, że będziemy dość dobre. Nieoddane bez reszty, ale na tyle, ile możemy zaoferować. Nieidealne, lecz w sam raz i nawet jeśli się zagubimy czy rozczarujemy pełnioną rolą, to zawsze możemy się zatrzymać i napisać ją po swojemu.
Dlaczego wróciłaś? – pyta Ledę Nina.
Bo jestem matką – opowiada.
Dlaczego się do nas nie odzywasz? Czy w ty w ogóle jeszcze żyjesz? – chichocze w telefonie młodsza córka, gdy Leda wreszcie odbiera.
Umarłam, ale mam się dobrze – śmieje się całą sobą, jakby na greckiej plaży narodziła się na nowo.
Odpuściła sobie przeszłość, a tym samym i teraźniejsze gierki.
Czy warto obejrzeć film "Córka" Maggie Gyllenhaal? Tak! Zwłaszcza w gorszych momentach macierzyństwa, bo Maggie Gyllenhal nie moralizuje. Przeciwnie daje kobietom prawo do życia po swojemu, na równi z mężczyznami. "Teraz ty się nimi zajmij" - mówi mężowi Leda, która latami spędzała z dziećmi sama długie miesiące. W jej słowach pobrzmiewa pewna zaciętość, a nawet chęć odwetu, ale w końcu jest tylko człowiekiem i wypaloną matką, nie świętą.