Tobie obcięli pensję, on pracuje na zlecenie. Pandemia zmieniła rynek pracy na niekorzyść – a to wpływa na nasze relacje. Co robić, by kłopoty finansowe nie zniszczyły naszej rodziny?
Zanim Winston Churchill został premierem i wypowiedział słynne zdanie „Nigdy nie marnujcie dobrego kryzysu”, stracił wszystkie pieniądze. Widział tę stratę na własne oczy, stojąc w Czarny Czwartek 1929 roku w loży dla VIP-ów nowojorskiej giełdy i patrząc, jak wartość akcji, które kupił kilka miesięcy wcześniej, leci na łeb, na szyję. W ciągu jednego roku stracił stanowisko w rządzie i zasoby finansowe rodziny. Świadkowie mówili, że najpierw płakał, a potem pił.
Według psychologów, choć dziś nie doświadczamy kryzysu na miarę krachu gospodarczego z lat 30. XX wieku, jednak jako ludzie przeżywamy wielki stres ekonomiczny. Dane pokazują niewielki spadek PKB, praktycznie niezauważalny wzrost bezrobocia. Jednak część z nas doświadcza obniżek pensji, zmiany umowy o pracę na mniej korzystną. Niektórzy drobni przedsiębiorcy walczą o przetrwanie, wielu wstrzymuje inwestycje. A wszyscy doświadczamy wzrostu niepewności. Badania czasów wielkiego kryzysu pokazują, że nagły spadek dochodów wprowadza do relacji złość i wrogie reakcje oraz brak konsekwencji w wymaganiach wobec dzieci i rozmywanie domowych reguł. Współcześni badacze dodają, że pieniądze to obok zdrady i alkoholu jedna z najczęstszych przyczyn rozwodów.
Co więc dobrego zobaczył w kryzysie Churchill? – Kiedy popatrzymy na grecki źródłosłów tego słowa, odkryjemy, że kryzys nie oznacza krachu, lecz decyzję – tłumaczy dr Lidia Czarkowska, coach i psycholog z Akademii Leona Koźmińskiego. Niezmarnowany kryzys to taki, w którym dostrzegamy okazję do dokonania nowych wyborów. Churchill szybko odkrył w swojej stracie zachętę do zmiany modus operandi: stracił stanowisko i pieniądze, ale pozostała mu rodzina i talent literacki. Przez następne lata utrzymywał pierwsze, parając się drugim: wydał cztery książki, publikował w gazetach. Był zadowolony, gdy napisał dwa tysiące słów dziennie – oszacowano, że w kryzysowych czasach umiał zarobić pisaniem równowartość dwustu tysięcy funtów rocznie. Codziennie grał z żoną w gry planszowe (uwielbiali tryktraka), podtrzymywał kontakty z przyjaciółmi, oddawał się pasji malarstwa. Tuż przed powrotem do polityki powiedział: „Czasem, gdy fortuna marszczy brwi, przygotowuje dla nas najbardziej olśniewające prezenty” (…)
Cały tekst znajdziesz w najnowszym numerze PANI. Już w sprzedaży!