Wywiad

Jak żyć? Andrzej Stasiuk celnie odpowiada. Wywiad magazynu PANI.

Jak żyć? Andrzej Stasiuk celnie odpowiada. Wywiad magazynu PANI.
Fot. Grzegorz Bukala/REPORTER

Niełatwo wywabić Andrzeja Stasiuka z jego domu w Wołowcu w Beskidzie Niskim. A jeszcze trudniej namówić go na rozmowę. Nam się jednak udało. Wybitny pisarz nie oparł się pokusie, by opowiedzieć o... swej nowej płycie "Opla Stasiuk Trzaska".

Andrzej Stasiuk: Wyjechałem ze wsi, od siebie, jestem teraz pod Gorlicami. Za chwilę stanę, będę patrzył na zaśnieżony krajobraz i rozmawiał z panią. Uwielbiam jeździć samochodem. Potrafię zrobić kilka tysięcy kilometrów, jak idiota jakiś, w zachwycie. To jest jak medytacja, przestrzeń nagle się rozpęka, a potem zrasta z tyłu. Wszystko widzę tylko raz, przez sekundę. I ta nostalgia, gdy patrzę w lusterko i wiem, że to już zniknęło, ale chcę więcej, mocniej, dalej, w nicość. To cudowne doznanie.

PANI: Żyjemy dziś w ciągłym zagrożeniu. Boi się pan czasem?

Oczywiście, że się boję, ale zaszczepiłem się trzeci raz przed paroma dniami, więc żyję w znacznie większym komforcie niż na początku pandemii. Poza tym izolacja jest dla mnie czymś naturalnym. Nigdy nie prowadziłem światowego życia. Świat jest dziś tak zaludniony, rozjeżdżony i rozlatany, że pewnie będziemy żyli w nieustannym zagrożeniu pandemią. To nam pozwoli przysiąść na łapach, trochę mniej niszczyć przyrodę. Ja w każdej chwili mogę wyjść z domu i pójść gdzieś, gdzie nie spotkam żywej duszy, zwłaszcza o tej porze roku.

Czasem jednak trzeba się z ludźmi spotkać.

Dzisiaj zmieniałem opony na zimowe i obok mnie siedziały dwie dziewczyny, które nie odrywały się od telefonów. Wszędzie tak jest. Już nie patrzymy na świat. Użyłem skrótu, bo w przyszłości już nie będziemy pewnie potrafili doświadczać świata niezapośredniczonego. Zawsze będziemy musieli mieć przy sobie ekran taki, owaki, inny. Może nie będzie już zimy, bo nie będzie doświadczenia chłodu, przemoczenia butów, zmęczenia. Będziemy musieli sobie to wszystko wyświetlić. Jeżeli to będzie nam jeszcze potrzebne. Bo kto chce mieć przemoczone buty, kto chce przemarznąć, kto chce jechać kilkaset kilometrów samochodem? Jedynie wariaci. Co możemy zrobić? Musimy zgodzić się na to. Poza okrucieństwami, strasznymi rzeczami ze wszystkim innym można żyć.

Wiedziemy z żoną życie samotnicze, bo możemy pracować w samotności. W dodatku strasznie to lubimy, być tutaj sobie ze sobą i robić swoje rzeczy przeciwko temu piep**onemu światu. Bo co możemy robić w sytuacji bezradności? Tylko robić swoje.

Wyjechałem dzisiaj z domu o ósmej rano w zachwycie, była mgła, a teraz jest ta cudowna biel śniegu. Ona zmieniła kształty, kolory i światło, które zaraz zniknie. Mnie interesuje dzisiejszy poranek, codzienność i próba zatrzymywania tego w literaturze. To wszystko, co mogę zrobić, nic więcej nie mogę, no, może oprócz tego, żeby próbować być dobrym człowiekiem.

 

Zatrzymał pan samochód?

Stoję i patrzę na biały pejzaż, proszę pani. Przez ostrość dachów, spadzistość białych płaszczyzn krajobraz zrobił się teraz nieco geometryczny.

Zabrzmiało jak początek książki. To prawda, że pisanie zaczyna się od szukania odpowiedniego tonu?

Zawsze tak myślałem. Pierwszy dźwięk, od tego zaczyna się pisanie. To może być obraz, może być słowo, ale tego się nie da wymyślić, to musi przyjść. Większość książek tak zaczynałem. Problem później polega na tym, żeby nie wypaść z rytmu, utrzymać tonację. Mam nawyk sprawdzania frazy, czy jest rytmiczna, czy nie ma dysonansu. Muzyka jest dla mnie czasem ważniejsza od sensu, bo jest najbardziej zmysłową sztuką. Strasznie lubię występować z muzykami na estradzie, chociaż żaden ze mnie muzyk. Ale kiedy graliśmy z Haydamakami Mickiewicza na koncertach i wchodził bas z perkusją, to się dostaje w lędźwie takie uderzenie, jakby ziemia się osuwała albo drżała. Trzeba było skakać, nie dało się inaczej. Ale chyba nie było najgorzej, bo moja córka Tośka jest dość krytyczna i krótko mnie trzyma. Kiedy zszedłem ze sceny, powiedziała mi: „Tata, ja nie wiedziałem, że ty się tak pięknie ruszasz”.

Miał pan marzenia o rockandrollowaniu w czasach szkolnych?

Miałem, proszę pani, ale ja byłem piep**ony leń. Miałem też kumpli muzyków i oni mieli na mnie największy wpływ. Ale nigdy nie przysiadłem fałdów, jak się to mówi, i nie zacząłem ćwiczyć regularnie. Nie miałem tej iskry. Poza tym chciałem być perkusistą, a to drogi instrument, nie stać mnie było na niego. Moi kumple muzycy prawie nie czytali książek. Trochę się wstydziłem, że ja to robię, więc się nie przyznawałem. 

Jak powstała płyta „Opla Stasiuk Trzaska”?

Jechaliśmy kiedyś z Piotrem Bukowskim, moim nie do końca formalnym zięciem, i puściłem mu oszałamiającą muzykę, zupełnie dziką, przepojoną artystyczną wolnością. To były nagrania skrzypków ludowych z południowego Mazowsza, z kolekcji wybitnego artysty Andrzeja Bieńkowskiego. Piotrek słuchał tej muzyki i widać było, że zrobiła na nim wrażenie. Jest jednak chłopakiem dyskretnym, więc dopiero później okazało się, że z przyjacielem, perkusistą Hubertem Zemlerem, nagrał swoje wariacje na temat oberka. Nie jakiegoś tam poloneza, którego szlachta po dworach tańczyła kompletnie wyalienowana. Polonez to jakieś pitu, pitu. Oberek to dzikość, żywioł, słowiański taniec derwisza. Taniec, który pozwalał uwolnić się od niewoli, od potwornego życia, odlecieć gdzieś w kosmos. Dlatego muzycy weselni grali go po dwadzieścia godzin nakręcani alkoholem, żeby nie paść. A potem improwizowali do tego opętanego rytmu następnego dnia i następnego. A potem, gdy Piotr z Hubertem Zemlerem i Mikołajem Trzaską zrobili muzykę, w jakimś sensie objawiła mi się Matka Boska. Jako jeszcze jeden biegun polskości, zwłaszcza ludowej. Przypomniałem sobie z dzieciństwa litanię do Matki Boskiej Loretańskiej, jedną z najpiękniejszych, najcudowniejszych modlitw, i pomyślałem, żeby pożenić, spiąć te dwa bieguny. Zrobiliśmy u nas w górach kilkudniową sesję w moim szałasie, gdzie pracuję, i tak powstała płyta.

Na zdjęciu z tej sesji widać, że graliście w obecności figury Matki Boskiej.

Przywiozłem ją z Lichenia. Jeżdżę tam, jak tylko mi po drodze. Pierwszy raz pojechałem tam po to, żeby sobie bekę robić, może ironizować, ale bardzo szybko mi przeszło. Tam w podziemiach wisi trzymetrowy landszaft z historią Polski od Chrobrego czy Mieszka. Jest nawet Wałęsa, postać teraz wyklęta, a on sobie tam twardo wisi i podpisuje swoim gigantycznym długopisem Porozumienia Sierpniowe. Dla mnie Licheń jest antytezą Torunia. Toruń jest polityczny, zepsuty, diabelski. W Licheniu jest niewinność. No i mają imponujący wybór Matek Boskich.

W trakcie jednej z tras autorskich kupiłem tam ponadmetrową Matkę Boską, dokładnie taką, jaką zapamiętałem z dzieciństwa. Musiałem zatrzymywać się później w hotelach, więc zawijałem figurę w koc i wchodziłem z nią do pokoju, żeby nie leżała w samochodzie samotnie. Panie z recepcji patrzyły ze zrozumieniem, bo nie zostawia się świętej samej. I mam teraz swoją Matkę Boską.

Bóg może być kobietą?

Wie pani co, powinien być, żeby ten świat został zbawiony. Katolicy boją się nieustannie bluźnierstwa tak, jakby Panu Bogu jakieś bluźnierstwo mogło coś zrobić.

Nie tylko w niebie, ale też tu na ziemi baby będą rządzić. Już sobie lepiej radzą, bardziej się załapują na rzeczywistość, bardziej w niej uczestniczą. Nie obrażają się jak faceci. Te czasy są dla facetów trochę nieprzychylne, ale sami sobie winni, jeśli zbudowali taki mało zniuansowany model męskości. Cierpią teraz, bo się nie mogą przystosować do świata, który się zmienia. Tu po tych wsiach to widać. Co drugi jest alkoholikiem, bo się nie wyrabia.

Jak się pojedzie do takiej Rosji, jak się pojedzie na Ukrainę, to jest ogromna różnica między kobietami i mężczyznami. Kobiety są na swój wschodni sposób zadbane, piękne po prostu. Niech to będzie nawet wyzywające, niech to będzie jakieś tureckie piękno, ale idą w tych, kur**, złotych szpilkach przez ten rozpiep**ony świat, który im faceci zafundowali, przez te trotuary, przez to bagno, a te głupole w dresach stoją, dłubią w nosie albo ważą po dwieście kilo i jeżdżą jakimiś potężnymi samochodami. A prawdziwa męskość, moim zdaniem, w dużej części składa się z kobiecości. Bo co to za męskość, która boi się utraty? Dlatego faceci są dzisiaj tacy wysterylizowani, poblokowani. Wystarczy spojrzeć na narodowców.

Kościołem też powinny rządzić kobiety. Żeby go ocalić. Mam znajomego zakonnika, jest dosyć mądry, więc zapytałem go kiedyś, co z tym Kościołem. A on się zamyślił i mówi: „Tylko upokorzenie i upokorzenie”. Dlatego kobiety powinny wypiep**yć tych starych facetów, którzy nie mają pojęcia o życiu, o miłości, poza miłością teoretyczną albo perwersyjną, wysterylizowaną. Wróciłbym na łono takiego Kościoła natychmiast.

A teraz w co pan wierzy?

Na pewno mam jakieś elementy naszej katolickiej wiary, których nie mogę się pozbyć, a też nie chcę. Ale Matka Boska nie jest dla mnie zjawiskiem religijnym, a jeżeli już, to cudownie pogańskim. Tak ją sobie wyobrażam, nie jako Matkę Boską, tylko jako boginię. Klękał przed nią mój dziadek, twardy chłop, który w domu odprawiał majowe, klękałem i ja jako dziecko. Jak reszta mężczyzn naszego kraju w cywilu, mundurach, sutannach. Jest w tym trochę erotycznej perwersji, bo przecież Matka Boska przedstawiana jest jako dojrzewająca dziewczyna bez bioder. Jak byłem małym chłopcem, nie mogłem przestać myśleć o tym, co ma pod bladoniebieską suknią. Chłopcy już wieku sześciu, siedmiu lat odczuwają te wszystkie wibracje. To jest nieuświadomione oczywiście, zupełnie pozbawione seksualności, ale to jest erotyzm, podziw, jakaś siła, która przyciąga. Ja coś takiego odczuwałem. I o tym też jest ta płyta. Trans i mantra. Monotonne modły do kobiety, którą ze strachu z kobiecości odarto. Polska.

Jak dźwigać ten narodowy plecak na co dzień?

Co mnie pani pyta o takie rzeczy? Wiadomo, jak się weźmie w trasę za duży plecak, to jest przerąbane. Trzeba część wyrzucać albo umierać ze zmęczenia.

Ja nigdy się nie chciałem z tego kraju wyprowadzać, broń Boże. Polskość jest fajna. Popiep**ona cudownie. Nieoczywista, histeryczna, ciekawa po prostu. Ja jestem stąd. To jest gdzieś we mnie. Polskość ulepiła mnie, zrobiła mnie.

Oczywiście wierzgałem, broniłem się, dawałem jej po łapach, żeby za bardzo mnie nie dobiła, ale przecież to jest fajny kraj, nie wyobrażam sobie, że można by było wybrać inny, zwłaszcza w moim wieku. Chociaż ludzie to robią, jeśli potrafią, dlaczego nie? Myślę, że z tego plecaka trzeba wypiep**yć wszystko, co przeszkadza. Po co to nosić, jak droga daleka i pod górkę? Wtedy zobaczymy, co zostanie. Pani mnie słucha jak jakiegoś mędrca, bardzo mi się to podoba.

 

Bo gdy tak pana słucham, zastanawiam się, kto pana inspirował, od kogo się pan najchętniej uczył?

Wielu pisarzy podziwiałem, ich dzieła, ale nie byli moimi mistrzami. Bob Dylan był dla mnie i jest do tej pory mistrzem. Jako taki archetyp artysty. Zwyciężał, przegrywał, podnosił się, ale zawsze robił swoje. Może dwa razy dał du*y i to były najgorsze pomyłki w jego życiu. A teraz proszę, mimo osiemdziesiątki wydaje świetne płyty i walczy dalej. Przypomniał mi się jeszcze Waldemar Marszałek. Wie pani, kto to jest? Ścigał się łodziami, całe życie. Takimi, co zapiep**ają dwieście kilometrów, a jak ktoś się wywraca, to jakby o beton walnął. Zdaje się, że pod koniec życia wszystko miał już powymieniane, przechodził jakieś operacje, ale dalej wsiadał na tę swoją potężną łódź i grzał po wodzie.

Ma pan jeszcze do wydania jakieś płyty?

Z Mikołajem Trzaską nagraliśmy jedną lub dwie w jego małym, bardzo awangardowym wydawnictwie, które nazywa się Kilogram Records. Bardzo lubię z nim współpracować, bo tak jak ja cenię jego muzykę, tak on czyta moje książki. Funkcjonujemy jako artyści, w ogóle o tym nie gadając. On ma taką fajną cechę, że nie ma nabożeństwa do literatury. Potrafi moje teksty, które ja nagrywam do jego muzyki, jakieś wariackie, zupełnie kosmiczne, pociąć i posklejać nożyczkami. Sensu tam nie ma żadnego, są dźwięki. A literatura też jest dźwiękiem, kiedy jest mówiona, recytowana, czytana.

Ja się upieram, że także pisana, choć pewnie nie każda.

Ale ja się godzę na to! Można także opowiadanie na przykład potraktować jak dźwięki. Mikołaj ma wariackie pomysły i za to go kocham. Jak mieliśmy ostatnio koncert w bardzo modnym klubie, wypełnionym po brzegi, to przyjechaliśmy parę godzin wcześniej. Siedzimy, nie pijemy alkoholu, więc nuda. Piotrek z Hubertem, gitarzysta i perkusista, pytają Mikołaja, czy jakąś próbę zrobić, a on na to: „Popiep**yło was? Całe życie chciałem grać to, co chcę, teraz nareszcie mogę. Jaka próba? Idziemy i zobaczymy, co będzie”. To jest młodzieńcze i bardzo mi się w Mikołaju podoba. Musiał zagrać dużo kapitalnej muzyki, żeby dojść do tego „zobaczymy, co będzie”. Tak jak mały chłopak robi jakąś psotę i jest bardzo ciekawy, co się stanie. Na scenie go uwielbiam, bo wychodzi na front i robi wykrok z saksofonem, wykrok boksera, jakby chciał za chwilę komuś przyłożyć z prawej pięści. I wysuwa lewą nogę, jakby mówił: teraz was rozwalę. A potem dmucha w tę swoją trąbę. Tak to jest, trzeba być chłopcem do końca, a wtedy może się coś uda. To jest najważniejsze w życiu?

 

To jest najważniejsze w życiu?

Tak naprawdę proste rzeczy są w życiu najważniejsze. Kombinujemy, biegamy, potem się okazuje, że najważniejszy jest poranek, który nam świat daje. Dlatego, jak mnie pyta młodzież, co jest najważniejsze w życiu, to mówię, że wiara, nadzieja, miłość.

A gdy pytają, skąd to wziąłem, to im mówię, że z Pisma Świętego. Ja w życiu robiłem tylko te rzeczy, które mnie interesują. Nikt nie jest w stanie mnie zmusić do robienia czegoś, co mnie nie obchodzi. Kompletny egoizm i lenistwo. Do szkoły nie chodziłem, bo umierałem z nudów. Do wojska - proszę bardzo, ale mnie znudziło, więc szybko z niego wyszedłem. Świat jest zbyt piękny i zbyt krótko trwa, więc rób tylko to, co chcesz. Kochaj to, co robisz, i nie trać czasu na duperele. Kochaj świat, nawet jak cię zdradzi, to i tak będzie piękna miłość. Co ja gadam, co ja gadam?

Wszystko to bardzo pięknie brzmi, ale są momenty w życiu, po których ciężko jest się pozbierać, na przykład śmierć bliskich.

Mnie kilka lat temu umarła mama i poczułem się dorosły. Poczułem, że jestem sam na świecie i muszę sobie dawać radę. Cierpiałem. Potem po prostu przyschło. Ból znika, bo inaczej byśmy zwariowali. Po prostu przysycha jak strupek, a potem odpada. Możemy o tym myśleć, wspominać, możemy napisać o tym kawałek książki, ale nie można żyć w nieustannej żałobie. Tak mi się wydaje. Są też cudowne uczucia w żałobie, czułość się budzi, delikatność, wspomnienia, pewien żal, że nie zrobiło się wielu rzeczy, które powinno było się zrobić, ale to z czasem słabnie. Można o tym opowiadać, ale tego już nie ma w takim natężeniu.

Tak jak umarł mi przyjaciel najbliższy, o którym napisałem jedno z ładniejszych opowiadań w swoim życiu. Bohatersko umierał, pięknie, bo chociaż cierpiał bardzo i wiedział, że umrze, nie histeryzował. Do końca pisał piosenki, jedną w połowie śmierć mu przerwała. Potem jeździłem do niego, bo tutaj go rozsypaliśmy nielegalnie pod lasem. Tak sobie zażyczył. Piłem tam alkohol, a potem jeździłem coraz rzadziej. To normalne, że gdy ktoś najbliższy odchodzi, próbujemy nadać temu wszystkiemu sens, boimy się, że inaczej zwariujemy. A kto to wie, jak jest naprawdę? Nie wiemy. Myślę o nim teraz, mam jego zdjęcie przy komputerze, patrzę na niego, jak jeszcze był szczęśliwy. A żałobę przeżyłem, pisząc ten kawałek. Pisałem i płakałem, a teraz podobno ludzie płaczą, jak to czytają. I to jest, kur**, zwycięstwo literatury.

Ruszyłem właśnie samochodem do siebie, teraz skręcam w jakieś ostępy, ostrzegam, że mogę stracić zasięg.

Andrzej Stasiuk – prozaik i eseista, rocznik 1960. Autor wielu znakomitych książek, m.in. „Mury Hebronu”, „Opowieści galicyjskie” ,„ Wschód”, „Kroniki beskidzkie i światowe”, a ostatnio „Przewóz”. Laureat wielu nagród, m.in. Nagrody Literackiej Nike 2005 za „Jadąc do Babadag”. Jego książki są tłumaczone na niemal wszystkie języki europejskie, a także na koreański. W 2018 r. z ukraińskim zespołem Haydamaky nagrał album studyjny „Mickiewicz – Stasiuk – Haydamaky”. Kolejny „Opla Stasiuk Trzaska” miał premierę w listopadzie 2021 r. Pisarz od lat mieszka w Beskidzie Niskim, gdzie prowadzi z żoną Moniką Sznajderman wydawnictwo Czarne.

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 02/2022
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również