Była lekomanką i alkoholiczką. Wdawała się w dziesiątki romansów, a życie zakończyła w szpitalu psychiatrycznym. Ale losy Jane Bowles to tylko pozornie historia kobiecej słabości. Jedna z największych pisarek XX wieku musiała mieć niezwykłą siłę, by opisać wszystkie swoje lęki. Nasze lęki.
Nie szczędzono jej komplementów. Dla Trumana Capote’a była geniuszem, zaś Tennessee Williams wytrwale starał się podrobić jej frazę. Poeta John Ashbery nazwał ją „jedną z najlepszych pisarek współczesnych, jakie tworzą we wszystkich znanych ludzkości językach”. Carson McCullers, autorka słynnej powieści „Serce to samotny myśliwy”, pisała do niej: „Twój osobliwy i dowcipny styl zawsze był dla mnie źródłem rozkoszy”. Aż trudno uwierzyć, że Jane Bowles zapracowała na te zachwyty, pisząc zaledwie jedną powieść, jeden dramat i sześć opowiadań zebranych w tomie „Proste przyjemności”. Prawie wszystkie utwory powstały we wczesnych latach 40. ubiegłego wieku, a później Jane Bowles zamilkła. Przyjaciołom powtarzała uparcie: „Muszę pisać i nie mogę pisać”. Gdy zaś była w lepszym humorze, dodawała: „Zawsze uważałam pisanie za najbardziej obmierzłą ze wszystkich czynności i nadal tak uważam”. Tylko mężowi Paulowi wyjaśniała, że to nie jest lenistwo, ale „blokada woli, prawdziwa udręka dla ludzi, którzy na to cierpią”.
Twórczość nie była jedynym powodem fascynacji, jaką wzbudzała i wzbudza Jane Bowles. Równie intrygujące było jej życie. Niepokojące i burzliwe jak jej sześć opowiadań. Urodziła się 22 lutego 1917 roku w Nowym Jorku jako Jane Auer, jedyne dziecko zamożnego małżeństwa niepraktykujących Żydów. Matka ją rozpieszczała („Jesteś moim maleństwem wartym milion dolarów”), ojciec lekceważył („Przestań wciąż wyolbrzymiać i dramatyzować”). Dalsze otoczenie wprawiała zaś często w zakłopotanie.
Jej przyjaciółka z dzieciństwa wspomina: „Wyglądała jak elf o dużych, świetlistych oczach i nosie jak skocznia narciarska. Jej magiczna wyobraźnia potrafiła mną całkowicie zawładnąć. Ale nigdy nie rozumiałam przyczyn jej gniewu i zmiennych humorów graniczących z depresją”.
Te stany pogłębiły się po śmierci ojca, który odszedł, gdy trzynastoletnia Jane była na wakacjach. Wtedy zaczęła bać się ognia, wody, gór, wind, pustyni i dużych ryb. Lęk wywoływała w niej też każda, najmniejsza nawet, decyzja. Jeden z jej bliskich znajomych, Oliver Smith, ujął to tak: „Jane żyła w przerażeniu, ale w przerażeniu zamaskowanym. Wciąż walczyła w niej potężna siła autodestrukcji i równie mocna wola życia”. Jej mąż Paul Bowles wykazał się większym talentem literackim: „Każdy wybór był dla Jane osądem moralnym o kosmicznych wręcz rozmiarach. Nawet kiedy wybierała pomiędzy fasolką szparagową a groszkiem”. To Jane zrobiła z Paula pisarza. On, nałogowy podróżnik, pokazał jej zaś świat pełen gór, pustyń, wody i dużych ryb.
Kiedy Jane Auer w 1938 roku wyszła za młodego kompozytora Paula Bowlesa, ich znajomi nie kryli zdziwienia. Po pierwsze, ta znajomość zaczęła się dość nieszczęśliwie. Wspólna podróż do Meksyku okazała się katastrofą. Wiodąca do tej pory spokojne życie w Nowym Jorku Jane była przerażona światem, jaki pokazał jej Paul. Nie wytrzymała tam długo, już czwartego dnia wybiegła z rozklekotanego autobusu z okrzykiem: „Pomocy, gdzie jest hotel Ritz?!”. Po drugie, trudno wyobrazić sobie bardziej niedobraną parę niż Jane i Paul. Ona była ekstrawertyczna, on zamknięty. Ona bała się wszystkiego, on był głodny niebezpieczeństw. Ona piła nałogowo i nie cierpiała haszyszu, on uznawał narkotyki za ważną część procesu twórczego. „Nie pasujemy do siebie tak bardzo, że powinno się nas pokazywać w muzeum”, podsumowywała sytuację Jane.
Dlaczego więc wzięli ślub? Oddajmy głos Paulowi: „Jane i ja często snuliśmy fantazje o tym, jak zabawnie byłoby się pobrać i wszystkich tym przerazić, zwłaszcza nasze rodziny. A od fantazji do rzeczywistości prowadzi krótsza droga, niż się na ogół wydaje. Zanim zdążyliśmy o tym pomyśleć, płynęliśmy poślubieni do Panamy na pokładzie statku Kano Maru”. Były też inne powody tej decyzji niż tylko chęć zagrania na nosie rodzinie. Jane i Paul mieli jednak ze sobą coś wspólnego. Oboje nie byli heteroseksualni. Wkrótce po ślubie wrócili do swoich starych przyzwyczajeń. Korzystali ze swobody, jaką dawał im fakt, że byli małżeństwem. Mogli na przykład bez przeszkód razem podróżować. Za odziedziczone pieniądze przemierzyli Amerykę Południową, Azję i Afrykę. Nie kryli jednak swoich skłonności.
To wtedy Jane zaczęła przedstawiać się nowym znajomym w sposób, który przeraziłby niejedną rodzinę: „Jestem Żydówką, komunistką i lesbijką. Aha, byłabym zapomniała, jestem też kulawa”. To ostatnie również było prawdziwe. Jane przeszła w dzieciństwie niebezpieczną gruźlicę kości i fatalny upadek z konia.
Byli w awangardzie obyczajowej tamtych czasów. Na początku lat 40. XX wieku zamieszkali na Brooklynie w niezwykłej artystycznej kolonii. W jej skład wchodzili między innymi: wielki poeta W.H. Auden, wybitny kompozytor Benjamin Britten, czarnoskóry pisarz Richard Wright, syn Tomasza Manna, Golo, oraz znana striptizerka Gypsy Rose Lee. Już wtedy Jane i Paul zostawiali sobie pełną swobodę. Przyjaźnili się i romansowali z największymi osobowościami XX wieku.
Ale nie był to tylko układ biznesowy. Bowlesów łączyła prawdziwa więź, która z czasem stała się wręcz rodzajem uzależnienia. Paul nigdy nie zasnął, zanim Jane nie wróciła ze swoich nocnych eskapad. Ona go z poświęceniem pielęgnowała, gdy zachorował na tyfus albo po raz kolejny padł ofiarą udaru słonecznego. Kiedy pracowała nad swą jedyną powieścią, mąż był zawsze przy niej. „Czytaliśmy »Dwie poważne damy« z Jane po wielekroć, dopóki każdy detal nie podobał się nam obojgu. Obecność przy powstawaniu dzieła wydawała mi się szczególnie fascynująca i obudziła we mnie pragnienie, by stworzyć coś samemu… Nigdy nie czułem z nikim takiej bliskości”, wspominał po latach Paul Bowles, wtedy już uznany pisarz. Niestety rozwój jego kariery literackiej sprawił, że Jane stała się bardziej niepewna własnego talentu. Coraz częściej powtarzała: „Muszę pisać i nie mogę pisać”.
W 1947 roku Paul postanowił zamieszkać na stałe w Tangerze. Zabrał się do pisania powieści „Pod osłoną nieba”, która przyniosła mu sławę i została po mistrzowsku zekranizowana przez Bernarda Bertolucciego. To historia młodego małżeństwa, które udaje się w podróż po Algierii. Ale równorzędnym bohaterem jest Sahara. Paul Bowles wspominał: „Chciałem opisać, co pustynia może zrobić z nami… Wydarzenia w tej powieści rozgrywają się jednocześnie w dwóch planach: na rzeczywistej pustyni i w pustyni wewnętrznej, którą każdy z nas nosi w sobie”. Trudno wyobrazić sobie bardziej ironiczny tytuł. W debiutanckiej książce Paula niebo nie jest w stanie nikogo ochronić. Mąż zdradza żonę, żona zdradza męża. Mąż umiera na tyfus, żona – uwięziona i zgwałcona – popada w obłęd. Motyw zagubionej w świecie pary, która nieuchronnie zmierza w kierunku katastrofy, powracał potem często w jego twórczości. Ciekawe, kogo Paul Bowles miał na myśli…
Podczas gdy jej mąż pisał, Jane wdała się w jedną z najdziwniejszych historii swego życia. Ślepo zakochała się w Cherifie, marokańskiej wieśniaczce, która pracowała na miejscowym targu. Cherifa była lesbijką i uchodziła za czarownicę. Miała parę złotych zębów, nie rozstawała się z brzytwą. Jane obsypywała ją prezentami, wielbiła, bała się jej i nie mogła bez niej żyć. Truman Capote tak opisywał ten zaskakujący związek: „Świętej pamięci pani Bowles mieszkała w miniaturowym domku ze swoją marokańską kochanką, nieokrzesaną starą wieśniaczką tak szorstką w obejściu, że tylko geniusz równie dowcipny i oddany skrajnym osobliwościom, jak pani Bowles, mógł to znieść”.
Jane rozpaczliwie chciała przeniknąć do świata Cherify, a ta ją nieodmiennie odpychała. Znawczyni twórczości Bowles, Elizabeth Young, pisze: „W centrum zainteresowań Jane, tak w rzeczywistości, jak i w prozie, leżała fascynacja ukrytym życiem pozornie zwyczajnych kobiet w średnim wieku”. Amerykańska badaczka uważa, że właśnie to czyni twórczość Bowles tak niezwykłą.
Na równi z mistrzowską umiejętnością ukazania różnych form lęku czy nieuchwytnego zagrożenia, które przenikają z jej utworów niemal podprogowo.
Young daje nam też niezwykłą lekcję: „Trudno jest dziś sobie uzmysłowić, jak bardzo osobliwe w czasach, w których żyła, było to zainteresowanie. Aż do lat 70. XX wieku starsze kobiety lekceważono i otaczano wzgardą. Pod względem poziomu umysłowego klasyfikowano je razem z dziećmi, ale, w odróżnieniu od dzieci, kobiety stanowiły obiekt prawie wszystkich żartów z repertuaru komediowego. Uważano je za banalne, plotkarskie, próżne, ślamazarne i bezużyteczne. Kobiety były widoczne w świecie rzeczywistym, świecie mężczyzn, tylko do czasu, gdy stanowiły obiekt seksualnego pożądania. Potem znikały”.
Sytuację tę doskonale odmalowuje przykład z życia samej Jane Bowles. Pewien znany angielski neurolog był łaskaw zwrócić się do niej w następujący sposób: „Pani zwyczajnie sobie nie radzi, droga pani Bowles. Niech pani wraca do swoich garnków i patelni i spróbuje dawać sobie radę”. Problem w tym, że Jane Bowles nie cierpiała kuchni i rondli. Chciała za to przywrócić głos niemym do tej pory kobietom. Osobiste koszta, jakie miała za swój upór ponieść, nie grały dla niej roli.
W 1957 roku pisarka doznała wylewu. Jego efektem były: lekki paraliż, częściowa utrata wzroku i rozmaite dolegliwości neurologiczne. Jeden z lekarzy miał wtedy powiedzieć: „Gdybyście mieli opracować najlepszy sposób podkopania umysłu pisarza, nie zdołalibyście wymyślić nic lepszego”. Według literackiej legendy wylew ten był efektem działania trucizny, jaką miała podać Jane Cherifa. Ale czemu złotozęba Cherifa miałaby to zrobić? Przecież cały swój majątek pani Bowles i tak dawno jej przepisała. Bardziej należałoby tu winić nadciśnienie, na które Jane cierpiała od wielu lat, oraz jej postępujące uzależnienie od leków i alkoholu.
Następne szesnaście lat autorka „Dwóch poważnych dam” spędziła w piekle. Cierpiała na depresję i upiorne bóle głowy. Lęki, których nie mogła już zagłuszyć rozrywkami młodości, przyczyniły się do kolejnych prób samobójczych. W końcu Jane naprawdę oszalała. Wtedy mąż umieścił ją w szpitalu psychiatrycznym w hiszpańskiej Maladze, gdzie zmarła w 1973 roku.
Paul Bowles nazwał śmierć Jane najgorszą rzeczą, jaka go spotkała: „Od tego czasu jestem jakby odłączony od życia. Mój stopień zainteresowania czymkolwiek zbliżył się prawie do zera. Nie mam już dla kogo pisać”. W takim stanie dotrwał do 1999 roku. Stał się lokalną atrakcją Tangeru. Każdy turysta o szerszych horyzontach chciał przecież zobaczyć, jak wygląda człowiek, który poznał największe osobowości minionego wieku.
W ten smutny sposób skończyła niezwykła para, o której Gore Vidal napisał: „Razem czy osobno byli niezmiennie podziwiani… Choć nieznani szerszej publiczności, Bowlesowie zawsze byli sławni pośród tych, co sami cieszyli się sławą”.