To właśnie za to lubimy ją najbardziej: choć jej uroda z wiekiem tylko zyskuje, sama Jennifer Garner ma do kwestii wyglądu niebywały dystans. Dziś prawie się nie maluje, za to z przymrużeniem oka wspomina to, co zafundowała swojej skórze będąc studentką.
Spis treści
Jennifer Garner ma całkiem spory aktorski dorobek, ale jest też inny powód, dla którego jest jedną z bardziej lubianych hollywoodzkich gwiazd: twardo stąpa od ziemi i nigdy nie dała się ponieść sławie i popularności. Nawet jako niegdysiejsza partnerka jednego z najgorętszych nazwisk Hollywood, czyli Bena Afflecka, pozostawała zaskakująco zwyczajna, a życie prywatne starała się wieść z dala od mediów.
Nie pozwoliła także na to, by wyśrubowane kanony urody panujące w filmowej branży wpłynęły na jej życiowe wybory. Niezmiennie zachwyca naturalnością: na moment przed 50. urodzinami uwodzi urodą, którą – jeśli poprawia – to z niezwykłą klasą i bardzo subtelnie.
Blisko ziemi trzyma ją nie tylko rodzina, ale przede wszystkim to, co sama wyniosła z rodzinnego domu. To za sprawą wartości, w duchu których wzrastała i dość surowego jak na dzisiejsze standardy chowu Jennifer Garner ma do siebie niebywały dystans i odpowiednio ustawione priorytety: wychowana z dwiema siostrami w bardzo religijnej rodzinie, jako nastolatka nie miała raczej przestrzeni do eksperymentów, szczególnie tych związanych z wyglądem: nie malowała paznokci, nie farbowała włosów i nie przekłuwała uszu, a skromne kieszonkowe musiało przede wszystkim pokryć podstawowe potrzeby, w tym m.in. codzienną garderobę.
Wyświetl ten post na Instagramie
Dlatego gdy mówi o tym, jak o siebie dbać, jest wiarygodna. W jednym z wywiadów aktorka przyznała, że na co dzień rzadko się maluje, w czym dorastające dzieci bardzo jej kibicują (i uwielbiają, gdy po powrocie z pracy zmywa makijaż, bo wtedy na powrót staje się „ich” własną mamą.) Nie dziwi więc oszczędność w doborze kosmetyków do makijażu na co dzień: korektor, tusz do rzęs, róż do policzków, ewentualnie „coś na usta” – ot i cała kosmetyczka.
Ale jeśli zapytać Jennifer Garner o konkrety, przyznaje się do słabości do kilku marek: jeśli korektor, to tylko od Westman Atelier, czyli marki założonej przez Gucci Westman, makijażystkę gwiazd, która hołduje idei clean beauty. Jeśli szampon, to tylko fenomenalny Virtue, z którym zapoznał ją Adir Abergel, długoletni stylista fryzur (i który jest do kupienia także u nas). A jeśli naturalny rumieniec, to tylko taki, który można wyczarować przy pomocy kosmetyków Stila – marki cruelty free, która zachęca do tego, by trendy z wybiegów ćwiczyć na sobie na własną modłę.
Wyświetl ten post na Instagramie
W jednej z ostatnich rozmów gwiazda otworzyła w kwestii urodowych wpadek:
Kiedy byłam na studiach i na pewno tuż po, z pasją odtwarzałam ciężki teatralny makijaż, taki, jaki noszą tancerki baletowe, np. w „Dziadku do Orzechów”. Moją twarz pokrywała gruba warstwa bardzo jasnego podkładu, który sprawiał, że linia odcięcia twarzy od szyi była bardzo wyraźna. To było coś okropnego!', wspomina ze śmiechem.
I dodaje, że zdjęcia z tamtego okresu są „nie do oglądania”: do eksperymentów z podkreślaniem urody używała produktów przeznaczonych to tworzenia makijażu scenicznego, które z definicji nie nadają się do stosowania na co dzień: tworzą rodzaj maski, która ma by widoczna z daleka. Dodatkowo przeznaczone są do tego, by nosić je krótko, w czasie trwania przedstawienia, a nie przez cały dzień - ich formuły są ciężkie i nie tylko pozbawione pielęgnacyjnych składników, ale też nie pozwalające skórze "oddychać".
Choć dziś Jennifer Garner nie przywiązuje wielkiej wagi do makijażu przyznaje, że nie bardzo lubi momenty, gdy natknie się w sieci na swoje wyjątkowo niekorzystne zdjęcia: doskonale wie, jak wygląda na co dzień (i wcale nie ma do tego zastrzeżeń), ale ma też świadomość, że praca paparazzi w dużej mierze polega na uchwyceniu najgorszego możliwego ujęcia. Na swoim Instagramie chętnie za to publikuje nie tylko migawki całkowicie saute, ale także takie, które dowodzą, że potrafi spojrzeć na siebie z przymrużeniem oka.
Wyświetl ten post na Instagramie
Dla innych, a przede wszystkim dla samej siebie, na gorsze momenty ma jedną radę: odwrócić się do lustra i zająć czymś, co skutecznie poprawi samopoczucie. Sama chętnie wybiera aktywność fizyczną (szczególne upodobanie ma do treningu siłowego i biegania), która nie tylko poprawia nastój (a przy tym i wygląd skóry), ale pozwala uciec od gonitwy myśli - czego by ona nie dotyczyła.
Zgodzicie się, że podejście do swojej urody (a także sam makijaż Jennifer Garner) jest warte skopiowania jeden do jeden?