Historie osobiste

Co czuje ofiara, gdy umiera oprawca? Ulgę, gniew, żal, poczucie winy. Sprzeczne uczucia są normalne

Co czuje ofiara, gdy umiera oprawca? Ulgę, gniew, żal, poczucie winy. Sprzeczne uczucia są normalne
Śmierć kogoś, kto ranił, wywołuje sprzeczne uczucia
Fot. Agencja 123rf

Po śmierci byłego senatora Roberta Smoktunowicza, jego była żona, która oskarżała go przemoc, napisała: "Nie byłeś łatwym człowiekiem, nie byłeś idealnym mężem. Jesteś ojcem naszych dzieci. Reszta to już historia. Spoczywaj w pokoju". Zofia Ragankiewicz zachowała niezwykły umiar. Nie każdy zdobyłby się na taką klasę. "Śmierć osoby, która nas skrzywdziła, często wywołuje skomplikowaną i złożoną mieszankę emocji", tłumaczy psychoterapeutka traumy, Marlena Ewa Kazoń. Doświadczyły jej bohaterki tej opowieści.

Ewa, lat 55

Kiedy odebrałam telefon od córki, że jej tata, a mój były mąż, miał zawał i zmarł w trakcie reanimacji, zalała mnie fala żalu. Tyle lat życzyłam mu śmierci, wstydzę się tych uczuć, ale to prawda. Przepłakałam przez niego wiele lat będąc jego żoną, kiedy wracał wieczorami po imprezach i wszystko budziło w nim agresję. Zarzucał mi niewierność, albo lenistwo, albo niezainteresowanie domem, wszystko po to, by znaleźć kolejny pretekst do awantury. A awantura kończyła się szarpaniną, krzykami i, niestety, czasami szedł w tym dalej. Nazajutrz płakał i przepraszał. A ja czułam się coraz gorzej. Zamykałam się przed światem, nie mówiłam co się dzieje. O ucieczce zdecydowała jedna chwila, kiedy w trakcie sprzeczki weszła zaspana córeczka i zobaczyła jak on mnie dusi. Tej nocy postanowiłam, że to koniec. Od tamtego dnia minęło ponad dwadzieścia lat, a ja wciąż mam dreszcze na wspomnienie tych emocji. Kiedy umarł popłynęły łzy. Nie ze współczucia. To pokazało mi ostatecznie, że zadośćuczynienie nie przyjdzie nigdy. Zamknęła się ta furtka. Czy jego słowa po latach pomogłyby mi? Zwróciły tamte lata? Pewnie nie, ale od rozwodu nigdy nie przyznał się co mi robił, a córce wmawiał, że to nieprawda. I teraz został już tylko jeden świadek mojego cierpienia - ja sama.

Monika, lat 48

Ojciec odszedł do innej kobiety, gdy miałyśmy z siostrą 5 i 7 lat. Mieszkał z nią na tej samej ulicy, a my nagle przestałyśmy się liczyć. Idąc do szkoły mijałam jego dom i widziałam, że pojawił się wózeczek, synek. Czasem słyszałam, jak mama płacze i opowiada babci, że ukrył majątek i komornik nie może nawet alimentów z niego ściągnąć. Z czasem zostawił także tę kobietę i to ona samotnie chodziła po naszej ulicy z rosnącym synem, który nie wiedział o istnieniu sióstr. Poznałyśmy się z nim na pogrzebie, o którym poinformowała babcia od strony ojca. Ona jeszcze przez jakiś czas, pewnie ze wstydu za syna, utrzymywała kontakt z mamą. Raz odwiedziła nas nawet przed Gwiazdką i przywiozła po sweterku zrobionym na drutach. Stałam na pogrzebie nie czując nic. Moja siostra nie przyjechała. Powiedziała, że go nienawidzi. Ja nie wiedziałam co czuję. Miałam całe życie żal, tęskniłam i potrzebowałam go. On nie potrzebował mnie. Zaważyło to na całym moim życiu. Zrozumiałam to dopiero w gabinecie psychologa. Uznałam, że pojadę na pogrzeb by zamknąć ten etap. A był to etap fantazjowania o tym, że ojciec kiedyś zrozumie swój błąd i się odezwie. Nigdy się tak nie stało. Nie czuję już nic.

Katarzyna, lat 45

Moja matka nie powiedziała mi dobrego słowa przez całe życia. A może nie pamiętam, a przecież pamiętam wszystko od czasów szkoły. Siedziała po nocach i czytała rosyjskie powieści, paląc do świtu. Ojciec chodził wokół niej na palcach. To on chciał mieć dziecko, ona łaskawie się zgodziła. Niestety na tym koniec. Nie poczuwała się do macierzyństwa. Tata chodził na zebrania, pomagał w lekcjach, żartował z koleżankami. Nawet wytłumaczył mi czym jest menstruacja, gdy przyszedł czas. Ojciec zmarł jako pierwszy, a ona nie okazywała żalu. Miała bóle kręgosłupa i potrafiła mi powiedzieć, że oczekuje mojej pomocy. Czułam gniew. Wiedziałam, że nie kochała mnie nigdy (podobnie jak ojca) i wizja tego, że się nią zajmuję przyprawiała mnie o mdłości. I wtedy, gdy jej żądania zaczęły się nasilać, nagle upadła. Straciła przytomność w karetce i nigdy jej nie odzyskała. To był obszerny wylew. Mąż zapytał, jak się z tym czuję... Pierwszą emocją była ulga. Po kilku tygodniach stałam się nerwowa i okropna dla bliskich. Moja przyjaciółka spojrzała i powiedziała: "Co, nie na Marka się wściekasz, prawda? Na matkę? Że była jaka była i nie miałaś szans nic naprawić?". Miała rację. Wtedy zaczęłam płakać. Nad sobą, która pragnęła mieć dobrą, kochającą mamę i nad tatą, który tak bardzo zasługiwał na miłość. Nie tęsknię za nią. Jestem na nią zła.

Sprzeczne uczucia są normalne, tłumaczy psychoterapeuta

"Śmierć osoby, która nas skrzywdziła, często wywołuje skomplikowaną i złożoną mieszankę emocji. W takich momentach możemy doświadczać sprzecznych uczuć, które trudno jest pogodzić. Z jednej strony pojawia się ulga – ulga, że relacja, która była źródłem cierpienia, dobiegła końca i już nie będzie nas krzywdzić. Może to być również moment, w którym odczuwamy swoistą wolność od przeszłości i bólu, który był z nią związany", tłumaczy Marlena Ewa Kazoń, terapeutka traumy i dodaje, że ulga nie zawsze oznacza całkowite uwolnienie się od trudnych emocji. "Często towarzyszy jej poczucie żalu i smutku, choćby z powodu utraconych możliwości na naprawienie relacji czy zadośćuczynienie. Może pojawić się gniew, że osoba ta nigdy nie poniosła konsekwencji swoich działań, a my zostaliśmy z ranami, które niełatwo się goją".

Często występuje również ambiwalencja – mieszanka miłości i nienawiści, żalu i ulgi, bólu i nadziei. "Zdarza się, że pojawia się poczucie winy za myśli lub uczucia, jakie żywimy wobec zmarłej osoby. Z drugiej strony, brak jakichkolwiek emocji lub chłód emocjonalny w obliczu śmierci takiej osoby także może być trudny do zaakceptowania i zrozumienia", dodaje terapeutka.

Śmierć osoby toksycznej, przemocowej lub porzucającej często zamyka pewien rozdział w naszym życiu, ale nie oznacza automatycznego zamknięcia procesu wewnętrznego uzdrawiania. "Konfrontacja z przeszłością, szczególnie w obliczu śmierci, może być trudniejsza niż wcześniej, bo nie ma już możliwości konfrontacji z tą osobą. Moi pacjenci często mówią mi czuję ulgę, zaraz później po uldze pojawia się rozpacz i lęk - jest to bardzo trudne, aby te emocje przeżyć i pomieścić", dodaje Marlena Ewa Kazoń.

Tym bardziej porusza pełne klasy wyznanie byłej żony senatora. O cierpieniu opowiedziała już wcześniej. Dziś nazywa emocje spokojnie. Faktycznie "reszta to już historia".

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również