Portret

Mateusz Damięcki o miłości, swoich synach i feminizmie

Mateusz Damięcki o miłości, swoich synach i feminizmie
Mateusz Damięcki w serialu "Przyjaciółki"
Fot. mat. prasowe

Kończy właśnie czterdzieści lat, z czego trzydzieści spędził na planach filmowych. 10 lat temu poznał kobietę, która dziś jest jego całym światem.

Latami ukochany zawód był dla niego najważniejszy. Ale po narodzinach pierwszego synka Frania i niedawnym przyjściu na świat drugiego potomka – Ignacego, Mateusz Damięcki wie, że owszem, praca jest ważna, ale to jego wspaniała żona i synkowie stanowią najlepszy powód, by chcieć te sukcesy odnosić.

Nazwisko bez imienia

Nosi bardzo znane w świecie aktorskim nazwisko. Aktorami byli dziadkowie, są – jego tata oraz stryj, a także siostra Matylda i stryjeczny brat Grzegorz. „Mówi się, że »masz to w genach«, ale ja to mam bardziej z obserwacji i z miłości do tego. (...) Od małego słyszałem, że ja mam łatwiej, bo mam nazwisko. Starałem się stawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej, jak zrozumiałem, że mam nazwisko, a nie mam imienia”, wyznał kilka lat temu w „Gali”. Wcześnie zrozumiał, co chce robić. Jako ośmiolatek wybrał się do teatru na spektakl (bynajmniej nie dla dzieci) – „Kubuś Fatalista i jego pan” ze Zbigniewem Zapasiewiczem – wrócił olśniony. Nie minęło wiele czasu i mały Damięcki zadebiutował w serialu dla młodzieży „Wow”. Z miejsca zakochała się w nim większość polskich nastolatek. Kolejnym hitem z jego udziałem był  popularny serial „Matki, żony i kochanki”, gdzie poznał bliżej m.in. Jana Englerta. Po latach wspominał, że gdy zdawał do szkoły teatralnej w Warszawie, musiał przestawić się z „Janek” na „panie profesorze”.

Błagam, tylko nie odkurzacz!

Dziś gra i w filmach, i w serialach, i w teatrze. Nie tylko w Polsce, bo dzięki rolom w międzynarodowych produkcjach jest rozpoznawalny w Rosji, Chinach, Japonii czy Niemczech. Podobno to nadmiar pracy był przyczyną fiaska jego pierwszego małżeństwa z tłumaczką Patrycją Krogulską. Na szczęście zaledwie pół roku po rozwodzie, spotkał swoją obecną żonę: choreografkę Paulinę Andrzejewską. Zakochali się w sobie, gdy aktor doznał kontuzji nogi, a Paulina otoczyła go opieką. Dziś są po ślubie cywilnym, ponieważ, choć oboje są wierzący, sąd biskupi nie chciał unieważnić poprzedniego małżeństwa aktora. Ale nawet bez formalności para wydaje się wyjątkowo dobrana i szczęśliwa. W ich domu panuje równy podział obowiązków, co jest niezwykle ważne przy dwójce małych dzieci.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Mateusz Damięcki (@mateuszdamiecki)

Mateusz robi to z przekonania, bo wspiera też kobiety w walce o ich prawa, a ostatnio nawet opublikował filmik z odezwą do innych facetów, by za żadne skarby świata nie kupowali żonom tak stereotypowego prezentu, jak np. odkurzacz. „On nie mieści się w kategorii osobistego prezentu, z którego obdarowana miałaby się cieszyć. Do tej pory zdarza mi się łajać za to kolegów. Wiem, że z ich strony to nie jest złośliwość, lecz podążanie za stereotypem i brak próby zrozumienia kobiet”, mówił w jednym z wywiadów. Ale nawet ten ideał ma swoje ograniczenia. W nocy, gdy młodszy synek płacze, Mateusz tego nie słyszy. „On budzi się o 5.30, ale ja niestety razem z nim się nie budzę. Słyszała pani o tych danych, że najbardziej alarmującym dźwiękiem dla mężczyzny jest alarm samochodowy? Dla kobiety jest to płacz dziecka. To pewnie wykształcony ewolucyjny męski zbiorowy system autoimmunologiczny”, wyznał w tym samym wywiadzie. Cóż, nikt nie jest doskonały...

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Paulina (@pmandrzejewska)

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również