Ile razy w życiu można pomylić się w wyborze partnera? Pierwszy czy drugi błąd można wytłumaczyć, ale w pewnym momencie niefart staje się schematem. Wtedy warto udać się po pomoc.
Liczyłam na jakieś wsparcie. Tymczasem Magda, po wysłuchaniu, że kolejny mój związek dobiegł końca, że piękny książę znowu okazał się szpetną żabą, wzruszyła ramiona. Zmarnowałam trzy lata życia, a ona… dłubała łyżeczką w cukiernicy.
– Nudzę cię?
Magda uniosła wzrok. Nie dostrzegłam w nim współczucia. Raczej dezaprobatę.
– Jeden raz to przypadek, drugi pech, trzeci raz i kolejne podpadają pod schemat – odparła.
Puls mi przyspieszył.
– To jakaś szarada? O co ci chodzi?
– O to, że nie uczysz się nie błędach, że uparcie wybierasz niegrzecznych chłopców i skomplikowanych mężczyzn. Robisz tak, odkąd się znamy. W szkole wszystkim, łącznie ze mną, podobał się popularny Marcin. Ty zakochałaś się w odludku Michale, przez którego zamiast na prawo poszłaś na… archeologię.
Milczałam. Magda postępowała nie fair, wykorzystując swoją wiedzę o mnie przeciwko… mnie. Michał faktycznie był moją pierwszą, nastoletnią miłością. I zarazem pierwszą z szeregu nieszczęśliwych, nietrafionych, rozczarowujących. Co do prawa, po latach wiem, że nie nadawałabym się do tego zawodu. Tu akurat nie popełniłam błędu. Lubiłam moją karierę naukową.
– Pierwsze miłości zwykle są nieszczęśliwe. Taki ich urok. Poza tym to było dawno temu, pani prokurator. W sprawach sercowych nie obowiązuje przedawnienie?
Próbowałam żartować, ale przyjaciółka znowu wzruszyła ramionami.
– To naprawdę zastanawiające, jak umiesz stawiać granice w pracy, w stosunku do swoich dzieci, w kontaktach ze mną, ale tracisz właściwą perspektywę w swoich związkach. Marek cię unika, tak? A ty czujesz się winna, bo jak on sobie bez ciebie poradzi?
Czy ona czyta mi w myślach? Czy może zainstalowałam mi podsłuch?
– Jesteś silna – kontynuowała Magda. – Wyjątkowo. Inaczej już dawno byś się załamała po tylu uczuciowych klęskach. A ty sobie świetnie radzisz, jako matka, córka, pani profesor z rzeszą podziwiających cię studentów i dyplomantów…
Czułam, że pod tymi komplementami coś się kryje, i słusznie.
– Masz też talent do wiązania się z toksycznymi facetami, z manipulantami, narcyzami, emocjonalnymi wampirami, nieuleczalnymi lekkoduchami, których upierasz się ratować. Wierzysz, że miłość pokona każdą przeszkodę, naprawi każdą duszę. – Magda wymierzyła we mnie łyżeczkę jak strzałkę do gry w darta. – Kiedy do ciebie dotrze, że miłość nie musi być trudna, ciężka, wymagająca poświęceń?
Zamrugałam powiekami. To, co mówiła, wydawało mi się banałem i… objawieniem zarazem.
– Męczysz się, aż odkryjesz, że i tego osobnika nie da się uratować. Wtedy się uwalniasz. Okaleczona, niestety wcale nie mądrzejsza. Bo za jakiś czas znowu się zakochujesz się w kimś, kogo powinnaś obchodzić z daleka. Nie boisz się, że w końcu trafisz na prawdziwego psychopatę? No co tak patrzysz?
Słuchałam z lekko uchylonymi ustami.
– Mieliście jakieś szkolenie z osobowości przestępczych? – spytałam. Nie siliłam się na ironię, choć tak to mogło zabrzmieć. Po prostu z nas dwóch, to ja byłam tą bardziej gadatliwą, tą bardziej psychologizującą. Magda zostawiała swoją elokwencję na rozprawy.
Odłożyła łyżeczkę i westchnęła.
– Martwię się o ciebie. Z każdym kolejnym związkiem ryzykujesz bardziej. Nie wiem, jak naukowo nazywa się ów przymus opiekowania się tymi wszystkimi… pomyłkami, ale robisz to. Dajesz im wciąż nowe szanse, cieszysz się z każdej pochwały, z każdego dobrego dnia czy czulszego gestu, ustępujesz, pomagasz, znosisz docinki. Jesteś empatyczna, wyrozumiała i cierpliwa. No i dumna. Dlatego nie chcesz się poddać, przyznać do kolejnej porażki, i ciągniesz to, ile się da. Gdy zrozumiesz, że związek cię niszczy bardziej, niż jesteś w stanie wytrzymać, kończysz go. Ale za jakieś czas mamy powtórkę z rozrywki. Martwię się o ciebie.
Rozejrzałam się. Mężczyzna siedzący pod ścianą, zdawał się nas obserwować. Był przystojny, emanował charyzmą. W jego spojrzeniu kryła się tajemnica, którą chciałam zgłębić. Na jego czole rysowała się zmarszczka, która chciałam wyprostować. Mój typ. Uśmiechnął się, pokazując dołki w policzkach. Odpowiedziałam uśmiechem.
– Przestań – skarciła mnie przyjaciółka.