Od pierwszej dużej roli w "Wodzireju" Feliksa Falka, przez słynne kreacje w "Seksmisji" i "Kingsajzie", "Kilerze" Juliusza Machulskiego, "Amatorze" Krzysztofa Kieślowskiego, aż po ostatnie kreacje na deskach teatralnych. Jerzy Stuhr dał nam swoimi rolami mnóstwo pięknych uczuć, refleksji i... radości. Tak wspominają go współpracownicy i gwiazdy.
Spis treści
"Odchodzą najwięksi. Mistrzowie. Legendy. Jerzego Stuhra spotkałam na początku swojej zawodowej drogi. Na planie "Kilera" Juliusza Machulskiego. Byłam zestresowana i onieśmielona. Graliśmy scenę wywiadu Ewy Szańskiej z komisarzem Rybą. Świt. Przeraźliwie zimno. Po którymś dublu tak szczękały mi zęby z zimna, że nie mogłam już nad tym zapanować. Ujęcie było na pana Jerzego. Zagrał bez mrugnięcia okiem, mimo że moje kwestie mogły brzmieć cokolwiek niewyraźnie.
Nie zrobił mi wyrzutów, nie okazał wyższości, niezadowolenia. Rozumiał. Zaopiekował się. Po ludzku, z życzliwością. Pomyślałam sobie wtedy, że w przyszłości też chciałabym taka być. Pamiętam tę lekcję i jestem za nią wdzięczna do dziś. Odpoczywaj w pokoju", napisała w swoich mediach społecznościowych Małgorzata Kożuchowska.
W tym samym "Kilerze" grał także Cezary Pazura: "Żegnaj kochany Mistrzu, Profesorze, niezapomniany komisarzu Rybo! Będzie mi Ciebie bardzo brakowało. Dziękuję za każdy dzień na planie z Tobą. Za każdą uwagę, dygresję, dykteryjkę. Trzymam Cię głęboko w swoim sercu" - napisał aktor w mediach społecznościowych.
Jerzy Radziwiłowicz tak wspomina wielkiego aktora i reżysera: "Odchodzą przyjaciele. Będzie bardzo smutno bez niego. Jurka znam od dziesięcioleci. Razem przyszliśmy do Starego Teatru lata temu i od tej pory byliśmy sobie bliscy. Spektakl, który zrobiliśmy z Andrzejem Wajdą, czyli "Zbrodnia i kara", którą graliśmy z dwieście pięćdziesiąt razy razem, bardzo nas do siebie zbliżył.
Był człowiekiem nieograniczonym. Również reżyserował filmy, był świetnym kabareciarzem, za młodu prowadził "Spotkania z balladą". Był wszechstronnym artystą teatru, filmu, a poza tym bliskim przyjacielem" – powiedział w rozmowie z PAP Radziwiłowicz.
Krystyna Janda, z którą Jerzy Stuhr wiele razy spotkał się przed kamerą, a ostatnio na deskach Teatru Polonia, gdzie zagrał w spektaklu "Geniusz", tak opowiada o swoim przyjacielu: "Jerzy wyróżniał się osiągnięciami i życiem którym mógłby obdarować kilka a nawet kilkanaście osób. Człowiek niezwykły. Przyjaciel ludzi, świata, zwierząt, dzieci. Wybranek boga sztuki, aktorstwa, reżyserii. Także Wielki nauczyciel. Sztuki i życia. Wychował pokolenia polskich aktorów i reżyserów, obdarował hojnie tysiące Widzów.
Był drogocennym partnerem reżyserów filmowych i teatralnych. Jego role nadawały blask, siłę i sens wszystkiemu co powstawało. Marzył żeby umrzeć na scenie i prawie tak się stało. Do ostatnich sił grał, ostatni spektakl Teatru Polonia, który wyreżyserował i grał. Odpoczywaj w spokoju, zostawiłeś Świat, Polskę i nas innymi. Lepszymi" - napisała Krystyna Janda.
Kolejny wielki aktor i kolega Jerzego Stuhra z planu, Daniel Olbrychski, tak mówi o partnerze z filmu "Ga, ga. Chwała bohaterom" Piotra Szulkina: "Odszedł jeden z najwybitniejszych polskich aktorów. Byłem wielbicielem jego talentu, widzem i partnerem. Patrzyłem na niego i przestawałem grać, bo byłem tak zafascynowany tym, co robi Jurek, partnerując mi. Po prostu go słuchałem i patrzyłem na niego tak, jak widzowie. Podziwiałem jego kunszt, grę, niesłychaną zupełnie pracowitość, rzetelność zawodową. Talent wszyscy znani aktorzy mają, a on jeszcze wykazywał przygotowanie i rzetelność w każdej sekundzie, energię niesłychaną", zdradził Olbrychski.
Feliks Falk, od którego filmu "Wodzirej" ruszyła kariera Stuhra napisał krótko: "Jurek to duża część mojego życia. I już zostanie ze mną na zawsze". A Jurek Owsiak wspomniał tak: "Dla mnie cała ogromna epoka polskiego kina już się nie powtórzy. Był aktorem niezwykłym, o ogromnych możliwościach i z każdej roli potrafił zrobić majstersztyk".
Przepięknie pożegnał Jerzego Stuhra Mariusz Szczygieł: "Jego role zawsze budziły we mnie czułość. Po napisaniu tego zdania uświadomiłem sobie, że to on zawsze budził we mnie czułość. Czy to kwestia głosu, czy oczu, czy misiowatej postury, czy w ogóle twarzy wielkiego niemowlaka? Nie wiem, ale bardzo szybko stał się moim ulubionym polskim aktorem.
Anna Seniuk i Jerzy Stuhr. Filmy z nimi mogę oglądać non-stop. Kiedy jako młodzieniec obejrzałem „Amatora” Kieślowskiego - z nim w roli głównej - doznałem objawienia: to jestem ja. Po raz pierwszy w życiu jako nastolatek utożsamiłem się z bohaterem filmowym. Zaopatrzeniowiec w fabryce dostaje kamerę i odmienia swoje życie. Ale nie jest w stanie odmienić świata. Szarpie nim niewidzialna siła, a on jej z lubością się poddaje. - A ja chciałam (tak to zapamiętałem) mieć z tobą trochę spokoju - mówi mu z wyrzutem żona, która marzy o małej stabilizacji. Nie byłem po stronie żony.
Cztery miesiące temu przyszedł z żoną do kawiarni Wrzenie świata , żeby nagrać pierwszy odcinek mojego programu „Rozmowy (nie)wygodne” dla TVP INFO. Była to jedna z najtrudniejszych rozmów, jakie prowadziłem w życiu. Chciał bardzo mówić, ale choroba nam się co chwilę wcinała do rozmowy. Myśl się rwała, słowa uciekały. Całość robiła przejmujące wrażenie.
Założyłem, że uda się porozmawiać o jego życiowych porażkach - czego go nauczyły - i tak przejdziemy do wypadku samochodowego, jaki spowodował (na szczęście bez śmiertelnych ofiar) po wypiciu alkoholu. Stwierdził, że nie miał żadnych porażek. Z rozpaczy trochę poprosiłem, żeby powtórzył zdanie: „Nie wolno prowadzić samochodu pod wpływem alkoholu”. Powtórzył. Dodał jednak, że we Włoszech, dokąd lubi wyjeżdżać na wakacje, można prowadzić w stanie po spożyciu. Jedynym sposobem na radzenie sobie z życiową porażką jest dla niego próba zapomnienia. - Zapomnieć. Przynajmniej u mnie tak było - powiedział.
- Obawiam się, że jeśli zapomnimy o porażce, nie będzie nas budowała, nie zmieni nas - stwierdziłem.
- Ale idę do przodu, ja jestem baran - odparł Jerzy Stuhr z uśmiechem na twarzy.
I tak, mimo choroby, nie dal się przykroić do roli skruszonego staruszka" dokończył tę szczerą, zupełnie nie lukrowaną wypowiedź Mariusz Szczygieł.
Mam osobiste wspomnienie z pracy w redakcji nieodżałowanego magazynu "FILM". Przyznając redakcyjną Złotą Kaczkę, nagrodę "FILMU", zwykle kłóciliśmy się niemiłosiernie. Tyle pięknych ról, tyle kreacji, tyle debiutów... Ale tego roku (2001) do kin wszedł "Shrek", z wybitnym dubbingiem, gdzie w roli Osła wystąpił właśnie pan Jerzy. Byliśmy totalnie zgodni. Takiego dubbingu w kinie nie było. Nagrodę dostał Jerzy Stuhr. I to prawda, nagradzano go za wybitne role dramatyczne, ale to był akurat ten twórca, który dał nam w kinie także mnóstwo dobrej zabawy. Za wszystkie kreacje bardzo dziękujemy!