Ile razy stałyśmy przed drzwiami na imprezie służbowej, czując, jak serce bije nam w gardle? Te tłumy ludzi, wymiana wizytówek, wymuszone uśmiechy – dla introwertyczek to brzmi jak tortura. Ale Matthew Pollard w swojej książce "The Introvert’s Edge to Networking" rzuca nam koło ratunkowe: nie musimy być głośne, by być skuteczne. Czy można nie łamać swojego charakteru a jednocześnie wykorzystać naszą cichą siłę, budować autentyczne relacje i czuć się pewnie – bez small talku i presji? Owszem. I to jak!
Spis treści
Dobra wiadomość jest taka, że budowanie silnych relacji zawodowych nie musi być głośnym, męczącym widowiskiem. Istnieje inna droga – oparta na autentycznej ciekawości, szczerości i pozostawaniu wiernym swoim mocnym stronom – idealna nawet dla najbardziej introwertycznych introwertyków. Docenienie tych niepozornych zalet może prowadzić do głębszych, bardziej autentycznych więzi, które pomogą osobom zamkniętym w sobie osiągnąć cele biznesowe lub zawodowe.
Znamy takie sytuacje: wchodzimy do sali pełnej ludzi, którzy śmieją się głośno i klepią się po plecach. My wolimy ciszę, książkę, kawę w samotności – i co z tego? Pollard mówi: to nie wada, to nasza przewaga. „Introwertycy mają unikalną moc – empatię, słuchanie, głębię” – przekonuje. Zamiast udawać ekstrawertyczki, wykorzystajmy to, co w nas naturalne. Nie musimy zbierać stu wizytówek – wystarczy kilka prawdziwych rozmów, które coś znaczą.
Nie lubimy powierzchownych pogaduszek? Świetnie! Pollard radzi: odpuśćmy small talk i stawiajmy na ciekawość. Pomyślmy o spotkaniu z kimś nowym: zamiast pytać "Co słychać?", zapytajmy "Co cię ostatnio zainspirowało?". Słuchamy uważnie, kiwamy głową, a rozmowa płynie. Nasza empatia i skupienie sprawiają, że ludzie czują się ważni – i zapamiętują nas. To nie sztuczki, to my w najlepszej wersji.
Pollard porównuje networking do startu rakiety – każdy element ma znaczenie. Nasza pasja to paliwo, a plan to konstrukcja. Zastanówmy się: co chcemy zmienić w świecie i dlaczego to nas rusza? Może kochamy pomagać ludziom w organizacji czasu albo tworzyć piękne rzeczy? Wyobraźmy sobie: mówimy o tym z błyskiem w oku, a ktoś pyta: "Jak to robisz?". To początek więzi – autentycznej, bez nacisku.
Na szczęście introspektywne osobowości często są bardziej świadome swoich motywacji i intencji, co ułatwia mówienie prosto z serca. Ale jeśli określenie swojego celu jest jeszcze w toku, skup się na dwóch kluczowych pytaniach: Co chciałbyś zmienić lub poprawić na świecie i dlaczego to Cię porusza emocjonalnie lub intelektualnie?
Zapomnijmy o nudnych tytułach typu "pracuję w marketingu". Pollard proponuje coś chwytliwego. Jesteśmy trenerkami? Nazwijmy się "Rozplątywaczkami Chaosu". Projektantkami? "Tkaczkami Marzeń". Pomyślmy: na evencie rzucamy "Jestem Szeptaczką Spokoju" – i już ktoś pyta: "Co to znaczy?". To nie przechwałki – to zaproszenie do rozmowy, które pasuje do naszej introwertycznej natury.
Nie musimy rozmawiać z każdym. Pollard uczy nas wybierać tych, którzy nas rozumieją. Weźmy notes: zapisujemy ludzi, którzy dobrze płacą i chwalą nas bez końca. Szukamy wzorców – może to artyści, może przedsiębiorcy? To jest Twoja nisza. A ta nisza ludzi, którzy zarówno cenią Twoją pracę, jak i nie mogą przestać o niej mówić, wskazuje, gdzie leżą Twoje największe możliwości. Wyobraźmy sobie: spotykamy kogoś z naszej niszy i od razu klikamy. To oni docenią naszą pracę i poniosą ją dalej. Skupmy się na jakości, nie ilości.
Przed wydarzeniem robimy research. Pollard radzi: sprawdźmy online, kto będzie – ich pasje, projekty. Piszemy do 10-20 osób z niszy: „Cześć, będę na evencie, lubię to, co robisz – pogadamy?”. Pomyślmy: wchodzimy na spotkanie, a tam znajoma twarz, która już nas zna. To nie zimny start – to ciepła rozmowa, w której błyszczymy.
Planowanie to nasz sprzymierzeniec. Pollard proponuje "Podręcznik Networkingu" – luźny zarys rozmowy. Zaczynamy od pytania: "Co lubisz w swojej pracy?". Słuchamy, a gdy pytają nas, rzucamy nasze przemyślenia. Wyobraźmy sobie: ktoś opowiada o swoim biznesie, a my kiwamy głową, wtrącamy myśl – czujemy się naturalnie, bo mamy grunt pod nogami. Dobrze jest mieć kilka - kilkanaście takich przemyślanych pytań w zanadrzu.
Event się kończy, ale to nie koniec. Pollard dzieli ludzi na trzy grupy: mistrzów (wpływowych), partnerów w momentum (współpracowników) i klientów. Do mistrzów piszemy z szacunkiem: „Podobało mi się, co mówiłaś o X – pogadamy?”. Partnerom dajemy szybkie polecenia, klientom – coś wartościowego, np. link do artykułu. Pomyślmy: wysyłamy notkę „Miło było cię poznać” – i budujemy most na przyszłość.
Nie zapominamy o sieci. Pollard mówi: dopracowany profil online to nasza wizytówka. LinkedIn, prosta strona – niech pokazują, kim jesteśmy. Wyobraźmy sobie: ktoś po evencie googluje nas i widzi naszą pasję. To wzmacnia wrażenie, a my nie musimy krzyczeć, by nas zauważono.
Pollard przekonuje: introwertyzm to nie przeszkoda, to dar. Nie musimy być głośne, by nas usłyszano – wystarczy autentyczność, słuchanie, cel. Pomyślmy o evencie: zamiast biegać od osoby do osoby, rozmawiamy z jedną, ale tak, że pamięta nas na lata. To nasza przewaga – głębia zamiast hałasu. Nie bójmy się towarzystwa – mamy w sobie moc. Pollard pokazuje, jak budować relacje bez presji, z pasją i spokojem. Każde spotkanie to szansa, by pokazać, kim jesteśmy – cicho, ale mocno. Więc następnym razem, gdy staniemy w progu, weźmy oddech i pamiętajmy: świat potrzebuje naszej introwertycznej magii.
Matthew Pollard to trener sprzedaży, który wie, jak introwertycy mogą zawładnąć światem. Założyciel Rapid Growth, LLC, autor "The Introvert’s Edge", mówca dla Google czy Microsoftu – facet zna się na rzeczy. Z nim uczymy się, że nie musimy się zmieniać – wystarczy być sobą, tylko lepiej.