Relacje

"Zostałam żoną mężczyzny idealnego. To zbyt piękne, by było prawdziwe, myślałam. Miałam rację..."

"Zostałam żoną mężczyzny idealnego. To zbyt piękne, by było prawdziwe, myślałam. Miałam rację..."
Fot. 123rf

Nie ma idealnych ludzi i idealnych związków? Dlaczego więc nadal ich szukamy? I wierzymy, że akurat do nas los się uśmiechnął? 

Po rozwodzie powiedziałam sobie: nigdy więcej. Nigdy więcej nie zakocham się w czarującym przystojniaku, któremu wszystko jedno, kogo czaruje, czy to przed ślubem, czy po ślubie. Co gorsza, na flirtach nie poprzestaje. Poczucie głębokiego zranienia i ogólne zniechęcenie do mężczyzn pomagały mi dotrzymać słowa.

Tym razem będzie inaczej 

Ale czas płynął, złamane serce się zrastało i choć została mi blizna, ból minął. Daniel pojawił się w momencie, gdy byłam gotowa na nowy związek. Pamiętałam o swojej obietnicy sprzed paru lat i starałam się zachowywać jak dorosła, rozsądna kobieta, która nie straci głowy dla pięknych oczu i ujmującego uśmiechu.

Niestety, poległam.

Na swoje usprawiedliwienie mam, że Danielowi naprawdę trudno się było oprzeć. Wysoki, postawny, pewny siebie, inteligentny i elokwentny. Natura przesadziła z tym pakietem zalet, dorzucając jeszcze charyzmę. Nawet spory nos i zakola nie psuły ogólnego efektu. Przeciwnie, wydawał się dzięki temu intrygująco „francuski”. Właściciel wziętej firmy cateringowej, podróżnik, wielbiciel sportów ekstremalnych. Gawędziarz, który o swoich pasjach potrafił opowiadać godzinami, i to ciekawie dla słuchacza. Jakby tego było mało, traktował mnie niczym ucieleśnienie swoich marzeń. Jak boginię, która zstąpiła z nieba do śmiertelnego świata…

To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, myślałam.

I trzeba się było trzymać tej myśli. Ale czułam się zbyt szczęśliwa, by wykazać się przenikliwością i zauważyć skrytą za maską prawdę. Zakochanie zaciemnia obraz, ale czy aż do tego stopnia, by nie widzieć faktów? Może nie chciałam widzieć, że jego czułość i troskliwość są udawane?

Choćby nasz seks. Daniel był świetnym kochankiem, ewidentnie miał duże doświadczenie, moje ciało do niego lgnęło. Ale nigdy, ani razu, nie zrobił tego, o co go prosiłam, jakby w ogóle mnie nie słyszał. To on prowadził w tym tańcu, moje pomysły i inicjatywy kompletnie ignorując.

W innych sferach naszego wspólnego życia powtarzał się ten sam schemat.

Urlop. Od dawna marzyłam, by zobaczyć norweskie fiordy. Ale nie chciałam jechać tam sama, chciałam dzielić z kimś radość z tej podróży.

– Jeszcze zdążymy, nikt fiordów nie ukradnie. A nasz pierwszy wspólny wyjazd powinniśmy spędzić na rajskiej plaży, w jakimś egzotycznym i ciepłym miejscu.

Zdecydował i zanim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować, zaczął roztaczać przede mną wizje rodem ze świata celebrytów: my razem na jachcie, my na piasku wśród palm, nurkowanie pośród raf koralowych…

– Poza tym… skarbie… – zamruczał – najbardziej cię lubię w zwiewnych sukienkach. Ukrywanie tego boskiego ciała to grzech…

Jak odmówić takim argumentom?

Ja ustąpiłam i z uśmiechem zgodziłam się na wybór Daniela. Nie jestem przecież rozpieszczonym dzieckiem, które zrobi awanturę, byle postawić na swoim, tłumaczyłam sobie. Daniel ma rację, Norwegia nie ucieknie, jeszcze zdążymy tam pojechać.

Byłam dla niego niewidzialna

Problem w tym, że jego pomysły zawsze były lepsze od moich, więc… to on o wszystkim decydował. Nawet gdy kupowaliśmy ubrania dla mnie, to on miał głos ostateczny, bo w końcu to jemu miałam się podobać. Na początku taka władczość mogła się wydawać pociągająca, ale im dłużej to trwało, tym bardziej czułam się stłamszona.

A gdy już zdjęłam różowe okulary, dostrzegłam coś jeszcze gorszego: Daniela w ogóle nie interesowało moje życie. Ledwo otworzyłam usta, by mu o czymś opowiedzieć, szybko zmieniał temat i zaczynał mówić o sobie. Gdy próbowałam mu się zwierzać z jakichś problemów lub smutków, nie czekał, aż dokończę, tylko od razu zaczynał mnie pocieszać i rozweselać. 

Pokłóciłam się z najlepszą przyjaciółką, poważna sprawa. A on?

– Nie dorasta ci do pięt. Zawsze była o ciebie zazdrosna. Nie przejmuj się nią. Zrób się na bóstwo, porywam cię w nieznane!

Gdybym miała piętnaście lat mniej, może nadal wierzyłabym, że jest troskliwy i uroczy. Ale jako dojrzała kobieta pragnęłam mieć u boku partnera i towarzysza, a nie kogoś, kto traktuje mnie jak dziecko, któremu wystarczy dać prezent na pocieszenie. 

Takich sytuacji było coraz więcej. Coraz częściej czułam się przy Danielu nieważna, pomijana, zbywana. Dlaczego więc przyjęłam jego oświadczyny? Czemu nie zaufałam intuicji, która szeptała „nie rób tego, bo pożałujesz”?

Dlaczego się zgodziłam?

Z perspektywy czasu nie pojmuję, czemu się zgodziłam. Ale wtedy… powodów miałam aż nadto. Różne obawy, poczucie wstydu, wygoda, wreszcie próżność. Wszyscy wokół zachwycali się Danielem. Moja własna matka powtarzała, że to idealna partia i wspaniały mężczyzna. Moi przyjaciele bardzo go lubili i uważali, że jest fantastyczny. Koleżanki z pracy mówiły, że zazdroszczą mi narzeczonego. 

Mieliśmy bajkowy ślub i wesele; w podróż poślubną pojechaliśmy na Malediwy. To powinna być przygoda mojego życia, tymczasem czułam się, jakbym była statystką w filmie, którego reżyserem i głównym aktorem był mój świeżo upieczony mąż. Jego pomysły, jego plany, jego oczekiwanie na mój podziw i wdzięczność za to, jak wspaniale wszystko zorganizował. W efekcie nie dość, że nie potrafiłam cieszyć się z wyjazdu, to na dokładkę miałam wyrzuty sumienia. Daniel wydał na ślub, wesele i wyjazd fortunę, włożył też wiele wysiłku w przygotowania – a ja w duchu marzyłam, żeby ten teatr wreszcie się skończył.

Po powrocie do domu i normalnego życia było nieco lepiej. Odetchnęłam z ulgą, że już nie muszę brać udziału w festiwalu pomysłowości Daniela, że znowu mogę być zwyczajną sobą, zamiast „dziewczyną supermana”.

Koniec złudzeń

Przez parę miesięcy po ślubie układało nam się względnie dobrze. Jednak z czasem Daniel coraz częściej zdejmował maskę. Tak jakby po złożeniu małżeńskiej przysięgi uznał, że już nie musi udawać. Wcześniej mnie zdobywał. Teraz uznał, że już mnie ma, więc…

Stopniowo przestawałam być traktowana jak księżniczka. Skończyły się komplementy, niespodzianki, śniadania do łóżka. Zaczęło się stawianie wymagań i krytykowanie. Na przykład, że mogłabym się bardziej elegancko ubierać i malować.

– Jako moja żona jesteś w pewnym sensie moją wizytówką. Nie przyszło ci do głowy, że mnie ośmieszasz, pokazując się ludziom w dresie i bez makijażu? – pytał zgryźliwym tonem.

– Bycie twoją żoną nie jest sensem mojego istnienia – obruszyłam się. – Nie będę stroić się na pokaz ani robić sztuczek, by cię zadowolić jak tresowana foka. Mam swoje życie, swoje własne sukcesy zawodowe, a w wolnym czasie lubię chodzić w dresie.

Daniel wybuchnął śmiechem.

– No nie, foki zupełnie nie przypominasz. Co najwyżej wydrę. O! Znowu się obraziłaś? Zupełnie brak ci poczucia humoru i dystansu wobec siebie.

I kto to mówi?

Zamiast przeprosić, Daniel drwił. Nazywał mnie przewrażliwioną histeryczką, która wszystko traktuje śmiertelnie poważnie. Czy tak się zachowuje kochający mężczyzna?

Pozbywałam się złudzeń, patrząc, jak Daniel staje się coraz bardziej szorstki, zimny, daleki. Troskliwego i ciepłego męża odgrywał już tylko przy innych ludziach, ewentualnie w nagrodę, kiedy mu ustępowałam, rezygnując z własnych potrzeb i stawiając jego zachcianki na pierwszym miejscu.

Uparł się, by w rocznicę naszego ślubu wyprawić huczne przyjęcie. Nie miałam na to ochoty, bo moja mama wtedy chorowała. Byłam zmęczona martwieniem się o nią i pomaganiem jej. Ale w końcu, dla świętego spokoju, zgodziłam się na imprezę. Wtedy Daniel namiętnie mnie pocałował, a potem wyszeptał do ucha:

– Jesteś wspaniała, wiesz? Piękna, dobra i mądra. Przygotować ci kąpiel?

Matko…

On mnie tresuje! – olśniło mnie. Nagradza i wymierza kary.

To był moment przełomowy. Moment, w którym przejrzałam na oczy. Mogłabym dalej uciekać przed prawdą i wmawiać sobie, że to moja wina, że szukam dziury w całym i wad w ideale, jakim jest Daniel. Właśnie tu się mój ukochany przeliczył. Ustępowałam mu, ale na pewno nie byłam typem ofiary. Już raz pogoniłam faceta, który mnie krzywdził, i wiedziałam, że potrafię to znowu zrobić. Choć status podwójnej rozwódki mnie nie nęcił. Plotki, narzekania, wyrzuty…

Trudno.

Nazajutrz oznajmiłam mężowi, że nie chcę imprezy rocznicowej, podobnie jak naszego małżeństwa.

– Dla mnie to koniec.

Nie wystarczyło raz powiedzieć. Daniel nie przyjmował moich słów do wiadomości. Próbował mnie zatrzymać, zmieniając się na powrót w mężczyznę, którym był przed ślubem. Nie dałam się na to nabrać. Potem były wybuchy gniew, próby zastraszenia i obietnice zemsty. Przejęłam się, nie ukrywam, zarazem utwierdziłam w decyzji.

Szybko dotarło do niego, że ataki na mnie mogą się obrócić przeciwko niemu. Mnie było stać na dobrych prawników, a determinacji mi nie brakowało.

Trudno opisać, jak wielką ulgę poczułam, gdy zniknął z mojego życia. Dziś jestem singielką i zamierzam nią pozostać, dopóki nie przejdę terapii i nie zwalczę swojej skłonności do mężczyzn o zaburzonych, narcystycznych osobowościach, takich jak obaj moi eksmężowie.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również