Relacje

"Zabroniłam mu siebie kochać. Wiedziałam, jak kończą się takie historie. Ale był uparty"

"Zabroniłam mu siebie kochać. Wiedziałam, jak kończą się takie historie. Ale był uparty"
Fot. 123rf

Czy istnieje wiek, w którym jest już za późno na miłość? Czy istnieje on dla kobiety? Czy w miłości "wiek to tylko liczba"? 

Piękna, pięćdziesięcioletnia

Stoję naga przed dużym lustrem. Widzę zgrabną, atrakcyjną kobietą. Długie, szczupłe nogi. Przyjemnie zaokrąglone biodra, płaski brzuch, zaznaczone wcięcie w talii. Smukła szyja i drobne ramiona. Jak u baletnicy. Patrzę dalej. Gęste brązowe włosy okalają owalną twarz. Duże, szarozielone oczy spoglądają spod długich rzęs. Nos jest prosty, a usta pełne i zmysłowe.

Ale jeśli przyjrzę się uważniej, lustro pokaże rzeczy, których nie chcę widzieć. Piersi już nie są tak jędrne jak kiedyś. Skóra na dekolcie zrobiła się jakby za luźna. Szyję szpecą zmarszczki. Oznaki mijającego czasu czają się też pod oczami i wokół ust. Najgorzej wyglądają dłonie, żadne balsamy nie ukryją tego, że się zestarzały.

Skończyłam pięćdziesiąt lat i choć wyglądam na znacznie mniej, moja młodość bezpowrotnie przeminęła. Nie jestem aktorką, dla której przekwitnięcie urody oznacza popadnięcie w zawodowy niebyt. Nie jestem też próżna. Nie przejmowałam się swoim wiekiem, dopóki nie spotkałam Karola.

On wciąż młody, ona w średnim wieku 

Poznaliśmy się na gruncie zawodowym. On jest właścicielem firmy budowlanej, ja architektem. Siłą rzeczy spotykam w swojej pracy wielu fachowców i dotąd żaden nie wzbudził mojego zainteresowania. Karol imponował mi spokojem, rozsądkiem, ujmował łagodnością. Był twardy jak skała, a równocześnie ciepły jak wełniany koc.

Kiedy zaprosił mnie na kawę, sądziłam, że to miły gest, bez podtekstów, więc się zgodziłam. Poszliśmy na kawę, tydzień później na ciastko, potem na kolację. Świetnie nam się rozmawiało. Tyle że Karol chciał czegoś więcej… Podobno zauroczyłam go już przy pierwszym spotkaniu, ale wyznał mi to dopiero po miesiącu tych niewinnych randek. Zdążyłam go już wtedy polubić. Najbardziej za to, że potrafił mnie rozśmieszyć. Ale nie brałam pod uwagę romansu.

Karol to dorosły mężczyzna, niemniej czternaście lat młodszy ode mnie. On był wciąż młody, ja już wkroczyłam w wiek średni. Powinnam go wtedy grzecznie odprawić. Powiedzieć: daj spokój, poszukaj sobie kogoś młodszego, kto urodzi ci dzieci. Nie zrobiłam tego. Chyba za długo byłam sama i stęskniłam za uściskiem męskich ramion…

Zaprosiłam go na kolację. Na zupę serową z grzankami, makaron po mediolańsku i sałatę z sosem winegret. Prosto, lekko i smacznie. Lubię gotować, ale rzadko mam okazję przyrządzać potrawy dla kogoś, na kim mi zależy. A to takie miłe.

Muszę jeszcze tylko ubrać się w czerwoną suknię, upiąć włosy, zrobić dyskretny makijaż, zapalić świece. Wiem, że ani świetnie dobrany strój, ani perfekcyjny make up, ani półmrok nie ukryją oznak starzenia się widocznych na moim ciele i twarzy. Mimo to chcę je zamaskować, bo dziś pierwszy raz pójdziemy do łóżka. Dziś pierwszy raz zobaczy mnie nagą.

Boję się, że go rozczaruję.

Kochaliśmy się długo, namiętnie i czule. Potem leżeliśmy przytuleni. Było słodko, spokojnie i dobrze. Za dobrze. Wzięłam go za rękę.

– Chciałabym, żeby wszystko było między nami jasne, żebyśmy mieli klarowny układ.

– Układ?

– Nie stworzymy żadnego związku. To może być tylko przyjaźń z bonusem. Więcej nie mogę ci dać.

– Jak możesz tak mówić? Przecież ja cię kocham! – Chciał mnie objąć, ale się cofnęłam.

– Nie możesz mnie kochać.

– Dlaczego?

– Bo mam pięćdziesiąt lat i dorosłą córkę. Bo za kilka lat pewnie zostanę babcią. Bo mam poukładane życie, w którym nie ma miejsca dla mężczyzny.

– Nie ma miejsca dla mnie, tak? Nie jestem dla ciebie dość dobry? O to naprawdę chodzi!

– Nie, nie o to. Ja już przerabiałam ten etap w życiu. Ty jesteś jeszcze młody, będziesz chciał mieć dzieci, a ja ci ich nie dam. – Mówienie tego było upokarzające, ale właśnie taka była okrutna prawda.

– Nie chcę dzieci. Nie potrzebuję ich do szczęścia. Potrzebuję ciebie!

– Teraz tak mówisz. To, co obecnie z czujesz, za jakiś czas się zmieni.

– Mam trzydzieści sześć lat, nie trzynaście. Od dawna jestem dorosły i wiem, czego chcę. Nie traktuj mnie jak smarkacza!

– Nie krzycz na mnie. Chyba lepiej będzie, jak pójdziesz.

Ubrał się bez słowa. Zanim wyszedł, pocałował mnie w policzek.

– Nie dam się odstraszyć.

Rozpłakałam się, bo mu nie uwierzyłam.

Związek mimo różnicy wieku

Budzę się z głową Karola na moim ramieniu. Czuję jego ciepły oddech na mojej nagiej skórze i zalewa mnie fala czułości. Długo o mnie walczył. Przekonywał, prosił, czekał. W końcu mu uległam.

Wprowadził się do mnie sześć tygodni temu, a ja ciągle nie potrafię przywyknąć do jego obecności. Najczęściej ta obecność mnie cieszy, bywa jednak, że męczy i drażni. Trudno mi zrezygnować z wolności, codziennej swobody. Z tego, że jestem absolutną i wyłączną panią swojego czasu. Z czytania do późnej nocy, ze zwyczaju zostawiania otwartych drzwi do łazienki.

Kiedy się z kimś mieszka, należy się starać. Nawet duża zażyłość nie zwalnia z obowiązku dbania o wizerunek. Intymność nie polega na pełnej jawności we wszystkim. Żeby podtrzymywać miłość, trzeba się wzajemnie uwodzić. Zwykle to przyjemny obowiązek, niekiedy wręcz przeciwnie. Nie zawsze ma się nastrój, żeby flirtować i ładnie wyglądać.

Bywa, że Karol budzi we mnie irytację lub wręcz gniew. Nie dlatego, że robi coś nie tak. Jego jedyną winą jest jego obecność. Czasem tęsknię za moją samotnością, miałam dużo czasu, żeby się z nią zżyć…

Przez całe swoje życie byłam w czterech poważnych związkach.

W ojcu Klaudii zakochałam się na studiach, byliśmy razem kilka lat, potem nieplanowa ciąża i ślub. Po trzech latach koszmarnego małżeństwa wzięliśmy rozwód. Spróbowałam ponownie miłości, ale nie wyszło. Każdy kolejny związek był krótszy niż poprzedni. Chyba byłam za silna, zbyt niezależna, nie potrzebowałam mężczyzny, a oni lubią się czuć potrzebni. Widać jestem urodzoną solistką i moim przeznaczeniem jest życie w pojedynkę. 

W takim razie czemu jestem z Karolem? Ponieważ jak każdy człowiek mam uczucia, pragnienia i potrzeby. Jestem dojrzałą kobietą, znam i rozumiem swoje ciało. Ono potrzebuje dotyku, rozbudzenia, ekstazy. Poza tym choć jestem samotnikiem z natury, łaknę emocjonalnej bliskości. Przez ostatnie lata czułam się opuszczona. Córka dorosła i ma swoje sprawy. Często do mnie dzwoni, trochę rzadziej odwiedza. Jest moją dumą i radością, ale nie stanowi głównej treści mojego życia. Mam koleżanki, lubimy się spotykać, jednak nie łączy nas wielka zażyłość. Rodzice? Tata nie żyje, a mama powoli, lecz nieubłaganie traci jasność umysłu i własną tożsamość, zapadając się w odmęty starczej demencji.

Przed erą Karola od dawna nie byłam dla nikogo najważniejsza. Dlatego wpuściłam go do mojej samotnej wieży, stajałam w cieple miłości i próbuję się zmienić w bardziej miękką, uległą kobietę. Wiele mnie to kosztuje, ryzykuję, ale bycie współczesną kobietą to ciągła niepewność. Czy jestem dość ładna? Czy jestem dość mądra? Czy jestem dość dobra? Ale dla kogo? Dla siebie, dla swojej matki, dla swojej córki? Dla szefa, dla koleżanek? Dla mężczyzny? Dla wszystkich? Dla nikogo?

Może pora skończyć z udręką pytań? Skoro zrobiłam karierę i samotnie wychowałam dziecko, dlaczego miałoby mnie przerosnąć zbudowanie trwałego związku z kimś, kto mnie kocha?

Ciesz się, póki możesz

Dzisiaj nasza pierwsza rocznica. Jestem taka szczęśliwa! Spełniona, spokojna, radosna. Karol mnie oswoił. Pokazał mi, że bycie z drugim człowiekiem nie oznacza rezygnacji z wolności. Uciszył moje lęki, zgasił wiecznie dręczącą mnie niepewność. Klaudia go polubiła. Moje koleżanki też. Chociaż jedna z nich, na imprezie, szepnęła mi na ucho:

– Ciesz się nim, póki możesz.

Zabolało. Tak samo jak zabolało, kiedy usłyszałam w restauracji, że nie wyglądam na matkę tak dorosłego syna. Kelnerka chciała być miła, a palnęła gafę. Karol był zły i chyba zawstydzony.

Zdaję sobie sprawę, że związki takie jak nasz nie są akceptowane społecznie. Widzę krytyczne spojrzenia ludzi, kiedy idziemy objęci. Domyślam się, co mówią znajomi Karola na mój temat. Omotała go, usidliła, zmarnuje przez nią najlepsze lata. Jego matka udaje sympatię, ale w jej oczach kryje się pretensja.

A przecież miłość to miłość, niezależnie od metryki. Ona nie daje się zamknąć w ciasne schematy. Nie zamierzam przejmować się tym, jak jesteśmy odbierani przez innych. Mam tylko jedno życie i przeżyję je po swojemu, bez oglądania się na stereotypy. Nikogo do niczego nie zmuszam, nikogo nie krzywdzę. Mam prawo do szczęścia jak każdy.

Staję przed lustrem. Widzę w nim szczupłą, ładną kobietę. Kobietę, która nie musi inwestować w liftingi, żeby oszukać czas. Od zeszłego roku przybyło mi trochę zmarszczek w kącikach oczu, ale to dlatego, że częściej się uśmiecham. Ja nie przekwitam, ja rozkwitam – dopiero teraz, w wieku pięćdziesięciu jeden lat!

Niczego nie żałuję 

Nie wiedziałam, że będzie aż tak boleć. W głębi serca czułam, że ta historia prędzej czy później się tak skończy, ale wolałam się łudzić.

Karol mnie zostawił.

Karol odszedł do innej, młodszej.

A odchodząc, próbował zrzucić winę na mnie:

– Nie pozwalałaś się kochać. Byłaś wycofana.

Nieprawda! Dla niego się zmieniłam. Nie docenił tego i wolał się usprawiedliwiać. Mogłabym mu ułatwić pozbycie się ciężaru z sumienia, mogłabym… nie, jednak nie, wielkoduszność akurat mi się skończyła.

Jest mi źle, ale to minie. Jest mi smutno, ale to dobry smutek: pozbawiony goryczy. Oczyszczający. Niczego nie żałuję.

Nie życzę źle Karolowi. Przeżyłam z nim cudowne chwile i jestem mu za nie wdzięczna. Wiem, że mnie kochał. Wiem też, że gdyby został ze mną dziesięć czy piętnaście lat, zmarnowałby sobie życie. Okradałbym go z czegoś bardzo ważnego. Karol to normalny mężczyzna, który zapragnął założyć normalną rodzinę. Z tamtą trzydziestolatką. Śliczną, młodą, prostolinijną, towarzyską. Z początku jej nienawidziłam. Przecież jest głupsza i brzydsza ode mnie! Błąd. Nie da się porównać dwóch kobiet i orzec, która z nich jest lepsza, a która gorsza. Wartości człowieka nie mierzy się jego wykształceniem ani obwodem w talii. Gdy ją przeklinałam, przemawiała przeze mnie zazdrość. Zrozumiałe uczucie, tyle że niszczące.

Karol odszedł. Myślałam, że kiedy on zniknie, powróci do mnie moja stara przyjaciółka niepewność. Ale ona także zniknęła. Nie zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś spotkam kogoś, kto mnie pokocha. Jestem dojrzałą, spełnioną kobietą. Mam pracę, w której się realizuję, mam córkę, z której jestem dumna, mam swoje pasje. Nie muszę mieć u swego boku mężczyzny. Mogę, ale nie muszę. Sensem życia wcale nie musi być miłość. Ona jest wspaniała i uskrzydla, ale da się bez niej odnaleźć wewnętrzny spokój i zadowolenie. Szczęście ma różne oblicza. To aromat porannej kawy, pierwsza wiosenna burza, satysfakcja zawodowa z wygranego konkursu…

Nie będę już stać przed lustrem i szukać w jego odbiciu odpowiedzi na pytanie, kim i jaka jestem, co mnie czeka w przyszłości. Zamiast tego założę kurtkę, wygodne buty i pójdę na spacer. Będę oddychać rześkim powietrzem. Przejdę przez park, zajdę też nad Wisłę. Postoję na moście i pogapię się na płynącą w dole wodę. Będę się cieszyć wolnością. Będę smakować swoją samotność. W pierwszej chwili trochę cierpką, ale w drugiej upajającą.

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również