Historie osobiste

"Życie po pięćdziesiątce? Mąż wyobrażał je sobie zupełnie inaczej niż ja. Potem gorzko żałował..."

"Życie po pięćdziesiątce? Mąż wyobrażał je sobie zupełnie inaczej niż ja. Potem gorzko żałował..."
Fot. 123rf

"Dwadzieścia lat temu byliśmy młodzi i biedni, za to spontaniczni, radośni i zadowoleni."

Gdy się poznaliśmy, mogliśmy przez dwa tygodnie jeść zupki chińskie, by dzięki temu móc wyskoczyć nad morze albo w góry. Spędzaliśmy noce w tanich pensjonatach albo na podłodze w schronisku, żywiliśmy się kanapkami, ale oddychaliśmy pełną piersią, czuliśmy, że żyjemy.

Pragmatyczny mąż

Potem już tylko pracowaliśmy i… oszczędzaliśmy. W odpowiednim momencie weszliśmy w branżę reklamową i zlecenia sypały się jak śnieg w zimę stulecia. Zatrudniliśmy kilka osób i nieustannie się szkoliliśmy, bo ta branża nie znosi stagnacji, ciągle pojawia się coś nowego, kolejne techniki, media, możliwości. Zawodowo osiągnęliśmy sukces. Rodzinnie…? Wybudowaliśmy dom, ale nie zamieszkały w nim nasze dzieci. Najpierw skupialiśmy się na pracy, a potem przegapiliśmy właściwy moment i nasze starania spełzały na niczym. Nie smuciłam się długo, przyjęłam do wiadomości, że nie zostaniemy rodzicami. Zadręczanie się nie zmienia sytuacji, a świat jest na tyle wielki i piękny, ma tyle do zaoferowania, że mogę się nim cieszyć nawet jako bezdzietna mężatka.

To znaczy mogłabym, gdyby nie mój mąż, który stał się do bólu praktyczny. Pieniądze nie są od leżenia na koncie, powtarzał, ani do trwonienia na błahostki. Pieniądze trzeba inwestować i pomnażać. Dlatego ciągle sprawdzał notowania akcji, których był posiadaczem, i obliczał, ile obligacji warto jeszcze nabyć.

– Nigdy nie wiesz, co czeka za rogiem, Elu, trzeba być przygotowanym.

– Na co? Czy naprawdę nie możemy się wybrać w daleką podróż? Pamiętasz, jak kiedyś marzyliśmy o Meksyku, o Tajlandii? O Hawajach nawet nie śmieliśmy marzyć, a teraz moglibyśmy je zobaczyć…

– Jasne, wydajmy to, co zarabiamy na wycieczkę. A jak firma padnie, to znowu będziemy pożyczać na chleb.

– Czemu ma zaraz paść? A ja poza pracą chciałabym robić coś innego, przyjemnego. Chcę wreszcie korzystać z życia…

– To korzystaj. Czy ja ci zabraniam? Masz piękny dom, cudowny ogród, wygodny samochód? Mało ci? Poza tym chcesz zostawić firmę na cały miesiąc? Oszalałaś?

– Nie, jestem całkiem normalna, to ty przesadzasz. Mamy pracowników, możemy im chyba zaufać.

– Gdy jesteśmy w pobliżu, a nie na drugim końcu świata. Jeśli coś ma być dobrze zrobione, trzeba tego dopilnować.

Podobne rozmowy odbywaliśmy regularnie. Oczywiście, mogłam zignorować jego wątpliwości, wziąć plecak, kartę kredytową, kupić bilet na samolot i polecieć, gdzie kurs powiedzie. Ale nie po to wiązałam się z tym błyskotliwym, wspaniałym mężczyzną, żebym po prawie dwudziestu latach latach – gdy mogliśmy z czystym sumieniem pozwolić sobie na podróż dookoła świata – podróżowała samotnie.

Byłam bliska podjęcia samowolnej decyzji – zaskoczę Jarka i kupię dla nas wycieczkę w jakieś piękne, egzotyczne miejsce – gdy zdarzyło się coś, co wywróciło nasze życie do góry nogami.

Wracaliśmy z targów branżowych. Zostało nam do przejechania niecałe sto kilometrów. Byliśmy zmęczeni i naszym największym marzeniem w tamtej chwili był szybki powrót do domu. Już niemal czułam zapach ulubionej kawy. Nagle poczułam szarpnięcie, ból, a potem wszystko zabrała ciemność.

Wypadek, który wszystko zmienia

Obudziłam się w karetce.

– Co… z moim mężem? Co… z nim? – pytałam przerażona.

Strach mnie niemal zatykał. Skoro mnie tak bardzo wszystko boli, to z nim musi być jeszcze gorzej. Albo…!

– Pani mąż jedzie w drugiej karetce. Był stabilny, ale nic więcej nie umiem powiedzieć. Uderzył autem w barierkę od swojej strony – poinformował mnie ratownik.

Moje obrażenia: dwa złamane dwa żebra, złamana ręka, pęknięta kość lewej nogi i wstrząśnienie mózgu. Lekarze mówili, że miałam szczęście. Jarek miał go znacznie mniej. Uszkodzony kręgosłup, liczne złamania kości, krwotok wewnętrzny… Przez jakiś czas lekarze walczyli o jego życie, a potem nie byli w stanie powiedzieć, czy będzie chodził. Też miałam mocno ograniczone możliwości poruszania się i działania. Chciałam się zająć mężem, chciałam z nim być cały czas, pilnować go, wspierać – i nie mogłam. Psychicznie czułam się dużo gorzej niż fizycznie. Tak bardzo się bałam, że zostanę sama albo że Jarek zostanie kaleką.

Mnie wypisano stosunkowo szybko, podczas gdy Jarek wciąż leżał na OIOM-ie i dzielnie starał się do mnie wrócić. Wygrał tę walkę. Przeniesiono go na zwykły oddział, a potem wypuszczono do domu. Na wózku. Szukałam informacji o szpitalach, lekarzach i terapeutach, którzy stawiają ludzi na nogi po takich wypadkach i znalazłam klinikę w Niemczech. Nie o takiej podróży marzyłam, ale dawali nam nadzieję, i tylko to się liczyło. Tyle że na długi pobyt i terapię potrzebowaliśmy pieniędzy.

"Kochanie, miałaś rację"

Wtedy doceniłam zapobiegliwość Jarka. Mogłam po prostu zlikwidować kilka lokat, by on mógł zacząć leczenie, bez martwienia się, za co ja będę żyć. Nie musieliśmy się zadłużać, pożyczać od rodziny. Mieliśmy te pieniądze.

Co by było, gdybym je wydała na zagraniczne wycieczki? Czułam się jak dziecko, które chciało wydać na lody pieniądze przeznaczone na chleb. Wyrzucałam sobie lekkomyślność i egoizm. Przecież gdyby Jarek nie mógł teraz rozpocząć rehabilitacji, to mógłby już nigdy nie wstać z wózka, tu najważniejszy był czas!

Gdy po miesiącu leczenia i tygodniu rozłąki wróciłam do kliniki, był jakiś inny. Patrzył na mnie wilgotnymi oczami i uśmiechał się nostalgicznie.

– Kochanie… – Jarek przytrzymał mnie za rękę, gdy poprawiałam mu włosy. – Miałaś rację. Życie jest za krótkie, by tylko pracować i gromadzić. A nie wiadomo, co jeszcze może je skrócić… – Pocałował moją dłoń. – Koniec z pracą cały rok. Chcę spędzać z tobą jak najwięcej czasu. Jak już będę mobilny, wyjedźmy. Zobaczmy Meksyk i Tajlandię. Spędźmy drugi miesiąc miodowy na Hawajach. Kupmy domek na plaży i budźmy się tam tak często, jak tylko się da…

– Zwariowałeś? To przez ten uraz głowy? Jarek, skarbie, to ty miałeś rację! Dzięki temu nie musiałam się wyprzedawać, byś mógł tu przyjechać. Co by było, gdybyśmy wszystko wydali na wycieczki po świecie?

– Jeździłbym na wózku, za to miałbym piękne wspomnienia. Dużo teraz rozmyślam, mam czas. Gdy mogłem tylko leżeć i mrugać, gdy byłem jedną nogą na tamtym świecie, nie żałowałem, że nie zdążyłem zrobić kolejnej lokaty. Wyrzucałem sobie, że nie spełniłem naszych marzeń, choć mogłem. Nie chcę żyć tak jak wcześniej. Nie chcę żyć dla pracy.

– Ja też, ale przez ten wypadek zrozumiałam, jak ważne jest oszczędzanie i zabezpieczenie przyszłości.

– Czyżbyśmy zamienili się umysłami po tym wypadku? – Jarek zaśmiał się. – Przecież nie musimy wydawać wszystkich nadwyżek. Ale część możemy i powinniśmy spożytkować na przyjemności. Zaczniemy od podróży do Meksyku. Obiecujesz?

 

Nie chciałam się z nim kłócić.

– Jak tylko cię stąd wypuszczą, pojedziemy, gdzie zechcesz, choćby na biegun.

Musieliśmy poczekać dwa lata, nim mój mąż odzyskał sprawność, ale od tamtej pory staramy się wyjechać raz na kilka miesięcy i zobaczyć kawałek świata, poznać nową kulturę, spróbować lokalnych potraw, nacieszyć oczy cudami, jakie stworzyła natura. Znaleźliśmy złoty środek. Na szczęście w porę.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również