Sophia Loren powiedziała, że statuetka Telekamer jest ładniejsza od tej oscarowej. Roger Moore odwiedził szkołę na warszawskim Gocławiu, a po autografy Richarda Chamberlaina ustawiały się kilometrowe kolejki, wspomina Maciej Misiorny, dziennikarz magazynu Tele Tydzień.
Jakie są Twoje najbardziej wzruszające wspomnienia z Telekamer?
Pamiętam radość z czekania wiele godzin rano na Okęciu na przylot Andie MacDowell. Stałem pod wejściem dla VIP-ów, a kiedy wreszcie wylądowała (samolot miał opóźnienie), wyszła i uśmiechnęła się do mnie, byłem wniebowzięty! Jako że pozwolono mi podejść bliżej i otworzyć gwieździe drzwi do limuzyny, którą miała jechać do hotelu Victoria, poczułem się niesamowicie wyróżniony. Nie każdy mógł być odźwiernym Andie!
Spędzałeś czas z Andie, pozazdrościć! Kto jeszcze zrobił na Tobie wrażenie?
Z Andie MacDowell jeździłem chyba ze dwa dni do studia TVP 2 na wywiad z Grażyną Torbicką, do hotelu Victoria, na wywiady radiowe. Znakomicie wspominam też Toma Jonesa, który dał z siebie wszystko podczas występu na deskach Teatru Polskiego. Śpiewał, tańczył, czarował panie, zgorszył nawet nieco publikę, mówiąc, że jeśli któraś chce, może rzucić mu podwiązkę i klucz do pokoju, a na pewno przyjdzie. Ogromnie zaimponował mi Roger Moore, odtwórca roli Jamesa Bonda, który zjawił się w Warszawie nie tylko na Telekamery, ale też odwiedził szkołę podstawową na Gocławiu. No i przedstawił się dowcipnie, jak to tylko on potrafił: "My name is Moore, Roger Moore". Catherine Deneuve była szalenie nieprzystępna, a jednak czułem się wtedy tak, jakbym stał obok królowej. Moje koleżanki ogromnie przeżywały też takich przystojnych gości, jak niedawno zmarły Alain Delon. Proszę sobie wyobrazić, że przyleciał do nas prosto z Genewy, miał podwójne obywatelstwo, francusko-szwajcarskie. A że były to Telekamery w 1999 roku, powiedział: "Mam nadzieję, że nowy, XXI wiek będzie stuleciem miłości".
Czy znasz historię jak wymyślono Telekamery?
Pewnie, że znam. Dawno, dawno temu, kiedy "Tele Tydzień" obchodził piąte urodziny, zaczęliśmy się w redakcji zastanawiać, jak ten jubileusz uczcić. Po odbyciu solidnej burzy mózgów doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie zorganizować plebiscyt z nagrodami. Ale tych nagród nie będą przyznawać zacne jurorskie grona, tylko nasi Czytelnicy. My nominujemy najlepszych aktorów, aktorki i seriale roku, oni zaś zagłosują na swoich ulubieńców. Tak się to wszystko zaczęło – od myślenia o osobach, które nadal są dla nas najważniejsze, czyli Czytelnikach. Pierwsza gala miała miejsce w 1998 roku. Gościem specjalnym był Richard Chamberlain. Pisano o tym we wszystkich polskich gazetach, była telewizja, a po autografy ustawiły się do aktora kilometrowe kolejki.
Co jest najprzyjemniejsze w pracy w "Tele Tygodniu"? Co lubisz najbardziej?
To, że mogę robić coś dla ludzi. Że mogę opowiadać im o życiu i pracy gwiazd, pisać ciekawe historie z planów filmowych i serialowych, dzielić się tym, co jest moją pasją. Lubię rozmawiać z aktorkami i aktorami, słuchać ich. Dzięki temu wiem, jak ważne są dla nich Telekamery. Nie raz w wywiadach nie tylko aktorzy, ale też prezenterzy telewizyjni, pogodynki, prowadzący różne popularne programy i uczestnicy rozmaitych muzycznych show podkreślali, że Telemery są dla nich szalenie istotne, bo to nagroda od telewidzów.
Jak Telekamery zmieniają życie artystów?
Z wieloma laureatami Telekamer robiłem wywiady. Każdy z nich wymieniał jedną wspólną rzecz: że te nagrody są dla nich szczególnie ważne, bo przyznają je osoby, dla których pracują - telewidzowie. Nie jurorzy, nie szacowne gremia, ale właśnie zwykli ludzie przed ekranami telewizorów, którzy idą do kiosku, kupują "Tele Tydzień", wycinają kupon i odsyłają wypełniony na adres redakcji. Z czasem pojawiło się głosowanie w internecie, ale duma i radość w laureatach wciąż była taka sama. Chyba nikt nie był tak szczęśliwy, jak laureaci Złotych Telekamer. Przyznaje się je osobom, które mają już trzy "zwykłe" Telekamery. To rodzaj zwieńczenia ich telekamerowej podróży. A jak mi serce rośnie, kiedy widzę, że potem chwalą się nimi na wizji!
Czego widzowie emisji nie wiedzą o Galach?
Jako organizatorzy Telekamer nie mamy tajemnic przed naszymi czytelnikami i telewidzami. Nie wiedzą więc tylko tego, co i dla nas jest tajemnicą – kto w danym roku sięgnie po nagrody. My do chwili otworzenia kopert znamy tylko nominacje. Zalakowane koperty z nazwiskami zwycięzców otwierane są dopiero podczas gali. Dla wszystkich to taka sama, wspaniała niespodzianka. Widzowie nie znają też tajników pracy za kulisami show, tego, jak długie są przygotowania i ile wkładamy pracy, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że autorem statuetek jest wspaniały rzeźbiarz Kuba Adam Matejkowski. Sophia Loren była tak zachwycona statuetką Telekamery jego dłuta, że na gali powiedziała: „Wie pan, że dostałam Oscara. Ta statuetka stanie na półce obok Oscara. I wie pan, co? Pańska jest ładniejsza”. Artysta zaś chętnie podkreśla, że żadna ze statuetek nie jest taka sama. Choć na pierwszy rzut oka wydają się identyczne, to przy bardziej wnikliwej obserwacji można zauważyć, że różnią się niewielkimi szczegółami.