Wywiad

Paweł Małaszyński o żonie: "Pomogła mi złapać dystans do tego, co puste, nieautentyczne"

Paweł Małaszyński o żonie: "Pomogła mi złapać dystans do tego, co puste, nieautentyczne"
Fot. Paweł Małaszyński z żoną, Joanną Chitruszko

Paweł Małaszyński - aktor z sukcesem. Popularny, ceniony. To uzależnia. Dziś przyznaje, że w wirze pracy zapomniał o ważnej wartości: o sobie. Ciśnienie rosło. Zrozumiał, że musi zmienić priorytety. Paweł Małaszyński zniknął z ekranów i to na kilka lat. Spojrzał krytycznie na świat. Samotność z dala od zgiełku okazała się źródłem ciekawych odkryć.

Paweł Małaszyński o wypaleniu zawodowym

Twój STYL: Opublikował pan post, w  którym zachęca do zwolnienia tempa w życiu, skupienia się na tym, co ważne. Pan to już potrafi?

Paweł Małaszyński: Niby banalna prawda, a jednak warto ją przypomnieć. Japończycy mówią, że dążenie do dobrobytu nie ma sensu, bo i tak nie zabierzemy niczego na drugą stronę. Popieram i staram się stosować w praktyce.

Pisze pan, że żałuje wszystkich nieodbytych spacerów…

Żałuję, że nie miałem czasu dla ważnej osoby, którą jestem… ja. Był taki czas, kiedy byłem wciąż zabiegany. Żeby nie cierpiała rodzina, zdarzało mi się wykreślać z harmonogramu to, co istotne dla mnie. Byłem rozdarty między ukochanym zawodem a ukochaną rodziną, próbując to wszystko pogodzić. Mój niestabilny zawód sprawia, że nie wiesz, co przyniesie kolejny dzień. To silna presja i w tym wszystkim zaniedbałem siebie. Poczułem się wyczerpany. Jestem typem samotnika, potrzebuję pobyć w ciszy, z własnymi myślami. Kiedyś sobie na to nie pozwalałem. Dziś odbywam długie, samotne spacery i rozmawiam ze sobą o tym, co się wydarzyło, co zrobiłem dobrze, gdzie popełniłem błąd. Czy jestem szczęśliwy, spełniony? Zadaję sobie te wszystkie pytania i szukam na nie odpowiedzi. Pociągają mnie tajemnice ludzkiej egzystencji i psychiki. Ustanowiłem sobie również pewne granice, by poczuć się bardziej bezpiecznie. To zdrowe dla ciała i duszy. Zacząłem bardziej dbać o higienę w relacjach według zasady „żyj i daj żyć innym”.

Paweł Małaszyński: "Potrafię oddzielić sprawy ważne od nieważnych"

Zgodnie z matrycą Eisenhowera wszystkie czynności można przedstawić na dwóch przecinających się skalach: ważne/ nieważne i pilne/niepilne. Ważnymi i pilnymi z musu się zajmujemy, nieważne i niepilne same przepadają. Problemem są nieważne i pilne – jak dzwoniący telefon, który odbieramy w trakcie rozmowy z kimś bliskim. To też pana problem?

Dziś już nie. Gdy jestem z bliskimi, telefon nie dzwoni, bo coraz częściej staram się być poza zasięgiem. Wyłączam go, by mieć spokój. Potrafię już oddzielić sprawy ważne od nieważnych, pilne od niepilnych i gospodarować czasem świadomie.

Jak się do tego dochodzi?

Przez bolesny stan, w którym jest się tak zajechanym zobowiązaniami, że można wiele zapłacić za święty spokój. Doszedłem do tego momentu po czterdziestce. Nagle naszła mnie myśl, że mam dość i chcę odpocząć. No i zniknąłem. Nie sądziłem, że przerwa potrwa kilka lat. Tego nie planowałem. Trochę za długo, ale musiałem znaleźć w sobie siłę, by przetrwać okres wypalenia. Trzeba było przywrócić duszy odpowiednie proporcje.

 

Paweł Małaszyński o żonie Joannie Chitruszko

Co pan odkrył w tym czasie?

Wiele luster, w które niektórzy boją się spojrzeć. Ostatnie lata i miesiące dużo mnie nauczyły. Zweryfikowały przyjaźnie. Wiele osób wykorzystywało mnie, by realizować własne cele. Byli, kiedy to było wygodne dla nich. Gdy przeżywałem kryzys, porzucili mnie jak zepsutą zabawkę. Dziś już wiem, na kogo mogę liczyć, na kogo trzeba uważać, kim trzeba wstrząsnąć, a kogo wymazać. Odzieranie z iluzji boli, ale pozwala zostawić za sobą zbędny bagaż. Na szczęście nie „odleciałem” za daleko. Pilnuje tego kobieta, znacznie lepsza ode mnie pod każdym względem – moja żona Joanna. Kiedy oddalałem się od rzeczywistości, to właśnie ona pracowała nad moim dzikim i potłuczonym sercem. Gdyby nie Joanna, nie byłoby mnie tu, gdzie dziś jestem. Pomogła mi złapać dystans do tego, co puste, nieautentyczne.

Według zasady złotego trójkąta w harmonijnym życiu osiem godzin dziennie powinniśmy przeznaczać na pracę, osiem na sen i tyle samo na dom, rodzinę, pasje, kontakt ze sobą.

Zmodyfikowałbym ten trójkąt. Uważam, że na rodzinę trzeba poświęcać więcej czasu, a pracę ograniczyłbym może do czterech, pięciu godzin. To byłby raj. (śmiech) Niektórzy żartują, że wyśpimy się po śmierci. Kiedyś miałem poczucie, że tracę czas na sen, a tyle mógłbym wtedy zrobić. Dziś lubię być wyspany, sen to również czas, który jest tylko dla mnie. Oczyszcza i regeneruje.

W  życiu piękne są tylko chwile. Które pan uznaje dziś za najpiękniejsze?

Te, w których czuję się wolny, jestem panem swojego losu, ja wybieram, czym zapełniam swoje życie, czas. Dobrze się czuję, gdy te wybory są zgodne ze mną, świadome. To bywają piękne, szczęśliwe momenty, ale też trudne i smutne, bo takie jest życie. I to jest moje ważne odkrycie, od którego nie odwracam głowy. Patrzę mu prosto w oczy.

 

 

Kim jest Paweł Małaszyński?

Paweł Małaszyński – aktor teatralny i filmowy. Ukończył wrocławską filię PWST w Krakowie. Związany z warszawskim teatrem Kwadrat. Wystąpił w popularnych serialach, m.in. „Magda M.”, „Oficer”, „Twarzą w twarz”. Grał w „Katyniu” A. Wajdy, „Skrzydlatych świniach” A. Kazejak, „Jacku Strongu” W. Pasikowskiego. Ostatnio widzieliśmy go w jednej z głównych ról w serialu „Belle Epoque”. Jego pasją jest też muzyka. Ze swoim zespołem Cochise, w którym śpiewa i pisze teksty piosenek.

Jego żoną jest tancerka i choreografka Joanna Chitruszko. Mają dwoje dzieci: syna Jeremiasza i córkę Leę

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 10/2023
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również