Społeczeństwo

"Podobno z każdym rokiem narzeczeństwa maleją szanse na ślub. Nasza historia miała to potwierdzać."

"Podobno z każdym rokiem narzeczeństwa maleją szanse na ślub. Nasza historia miała to potwierdzać."
Fot. iStock

Wiele par przez pandemię musiało przesunąć ślub. Jak długo mogą trwać zaręczyny? Oto historia Moniki, która jest narzeczoną od 6 lat.

Z Maćkiem poznaliśmy się w 2016 roku niedługo po skończeniu studiów. Banalnie, bo przez wspólnych znajomych. Ja, przebojowa 27-latka, chwilę wcześniej zakończyłam związek, który trwał połowę studiów, ale nie przetrwał dorosłości. 28-letni Maciek był raczej „seryjnym monogamistą”. Na pierwszą randką poszliśmy do kina na włoską komedię „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”. Dzięki temu poznałam inną stronę Maćka – nie był tylko początkującego korposzczura, ale również wielowymiarowego, wrażliwego mężczyznę. Po filmie usiedliśmy w kawiarni i dyskutowaliśmy do zamknięcia o tym czym jest dla nas szczerość w związku, prawda, jakie wartości są dla nas ważne. Zaiskrzyło. Szybko zostaliśmy parą i cieszyliśmy się etapem niezobowiązujących randek. Obydwoje byliśmy pochłonięci życiem zawodowym. Ja – pisząca doktorat i prowadząca zajęcia na uczelni, on przeskakujący kolejne szczebelki drabiny w dużym korpo.

Romantyczne zaręczyny

Pewnego razu spotkałam się z przyjaciółką, która na informację, że wybieramy się do Włoch rzuciła: „Tylko weź jakąś fajną sukienkę na zaręczyny”. Zamarłam, bo w ogóle nie brałam pod uwagę zaręczyn. Wszystko się fajnie układało, ale nie miałam potrzeby formalizowania naszego związku. Jednak okazało się, że to Ania miała rację. Maciek zabrał mnie w Rzymie do restauracji z widokiem na Koloseum i nad lampką wina zadał to pytanie. Oczywiście się zgodziłam, a na moim palcu wylądował skromny, ale gustowny pierścionek zaręczynowy.

Po powrocie odwiedziliśmy rodziców. Moi wykazali się rezerwą, ale rodzice Maćka szczerze się ucieszyli i zaczęli dopytywać o datę. Nie chcieliśmy się śpieszyć, ale wyznaczyliśmy termin za rok, w wakacje 2018 roku. Akurat, aby trochę odłożyć (chociaż teściowie zadeklarowali pokrycie większości kosztów) i nacieszyć się tym wyjątkowym czasem. Ponad to rodzina Maćka była bardzo liczna i tradycyjna – każdego należało osobiście odwiedzić i wręczyć zaproszenie, więc byliśmy mocno zapracowani. Na szczęście udało nam się znaleźć ładną salę weselną, akurat aby pomieścić 150 osób.

Z natury nie jestem wielką romantyczką, ale miałam swoją wymarzoną suknię ślubną. Zajmuję się XIX-wieczną literaturą angielską i marzyła mi się kreacja w stylu Regencji. Nie było to proste zadanie i znalezienie krawcowej, która uszyje taką sukienkę zajęło mi kilka miesięcy. Kiedy wreszcie znalazłam właściwą i zaczęłam proces szycia tej jedynej sukienki stało się coś co zmieniło moje życie.

Wymarzona szansa

Okazało się, że dostałam się na wymarzone stypendium na uniwersytet Cambridge w Wielkiej Brytanii! Opłacony rok badań nad moją ukochaną tematyką, dostęp do światowej klasy profesorów i niesamowitej biblioteki. Jedynym minusem był fakt, że stypendium zaczynało się w lecie, wtedy kiedy planowaliśmy ślub. Zaprosiłam Maćka na kawę, aby o tym porozmawiać. Bałam się jak zareaguje na wiadomość, że rozstaniemy się na rok, ale mimo wszystko był ze mnie bardzo dumny. Chciałam, żeby ze mną pojechał, ale jego praca trzymała go w Warszawie.

Jestem o krok od dużego awansu, dzięki któremu uda nam się zebrać zaliczkę na mieszkanie – argumentował.

Wiedziałam, że z mojej akademickiej pensji nie mamy szansy kupić niczego własnego, więc nie oponowałam. Rozważaliśmy też czy powinniśmy wziąć ślub w zaplanowanym terminie, ale musiałabym wrócić z Anglii, zaś wieczór panieński i reszta przygotowań odbyłaby się w pośpiechu. Ponadto nie chcieliśmy zaczynać wspólnego życia od rocznego rozstania.

Okazało się, że na wiadomość o stypendium najgorzej zareagowali teściowie. Barbara obraziła się na nas, ale zwłaszcza na mnie, za to że wystawiamy rodzinę do wiwatu. Kiedy w kuchni razem sprzątałyśmy po kolacji zagadnęła mnie czy nie boję się zostawiać Maćka samego na tyle czasu. Ale nie przejmowałam się jej komentarzem.

Wyjechałam do Anglii, gdzie czekał mnie bardzo trudny, ale i satysfakcjonujący rok. Staraliśmy się widywać co miesiąc. Na szczęście bilety na trasie Londyn – Warszawa były dosyć tanie. Kiedy Maciek do mnie przyjeżdżał zwiedzaliśmy piękne okolice Cambridge. Kiedy ja wracałam do Warszawy zatrzymywałam się u niego, bo zrezygnowałam z mojego wynajmowanego mieszkania. Oczywiście mieliśmy momenty zwątpienia. Kiedy on szedł sam na imprezę czekałam z utęsknieniem na smsa, że jest już w domu, on mi zrobił z kolei awanturę o kolegę z Niemiec, z którym pojechałam na wycieczkę do Bath. Kiedy latem 2019 roku wróciłam jednak na dobre, byliśmy szczęśliwi. Zamieszkaliśmy wreszcie razem i zdecydowaliśmy się na ślub we wrześniu 2020 roku….

Pandemia na drodze do szczęścia

Jednak nasze plany zrujnowała pandemia. Już podczas pierwszego lockdownu zrozumieliśmy, że ze ślubu w terminie nici. Miejsce, w którym wpłaciliśmy zaliczkę na poczet ślubu (nie małą) nie chciało jej oddać, ale mogliśmy przesunąć datę. Oczywiście wszyscy tak zrobili, więc ciężko było znaleźć kolejną wolną datę.  Zdecydowaliśmy się na wiosnę 2022 w nadziei, że do tego czasu sytuacja się uspokoi. W międzyczasie uczyliśmy się żyć razem w niewielkim mieszkaniu. Ja prowadziłam zajęcia z kuchni, on negocjował z kanapy. Jednak brak kontaktu z ludźmi, strach przed chorobą i utratą pracy spowodował, że napięciem między nami rosło. Awantury wybuchały z byle powodu. Wpadłam w dołek, stres zajadałam, a dodatkowe 5 kg spowodowało, że nie mieściłam się już w wymarzoną sukienkę, co jeszcze bardziej mnie dobijało.

Może powinniśmy iść na terapię? - zapytałam z wahaniem pewnego wieczora, kiedy nie odzywaliśmy się do siebie pół dnia po kolejnej kłótni o to, kto powinien ciszej mówić w trakcie calli.

Okazało się, że Maciek jest na to otwarty. Znaleźliśmy polecaną terapeutkę on-line, która podsunęła nam ciekawe pomysły na komunikację oraz rozwiązanie bieżących problemów. Poczułam, że jesteśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Miałam wrażenie, że Maciej też się wyjątkowo otworzył, ale jednocześnie że jest coś co go dręczy.

Miałem romans – wyznał na jednej z (jak miałam nadzieję) ostatnich sesji. Moje serce zamarło.

Poznał ją w pracy w czasie mojego stypendium. W trakcie długich rozmów wyciągnęłam z niego, że była zadbaną, trochę starszą od niego kobietą. Szefową działu (ale nie jego). Doradzała mu w sprawie rozwoju kariery i po jednej z firmowych imprez wracali razem taksówką. Jak się okazało, do jej domu. Ich romans trwał kilka miesięcy, nawet kiedy wróciłam już do Polski. Rozstali się tuż przed pandemią, bo Maciek zrozumiał, że to ze mną chce budować wspólne życie.

Nie mogłam w to uwierzyć. Mój Maciek? Taki szczery, oddany, wspierający. O ile skok w bok mogłabym wybaczyć o tyle romans było mi ciężko zapomnieć. Zaczęłam zastanawiać się jak często ze mną rozmawiał z jej mieszkania, czy prosto z lotniska jechał do niej. Czy pomogła mu wybrać wyjątkowo wyrafinowane perfumy, które podarował mi tamtej wiosny na urodziny? Tydzień się kłóciliśmy i co noc spaliśmy odwróceni do siebie plecami. W końcu spakowałam walizkę i wyjechałam do rodziców. Zajęcia nadal prowadziłam on-line, więc mogłam sobie na to pozwolić. Nie rozmawialiśmy kilka tygodni, aż zadzwonił telefon…..

Ostatnia szansa

To sala weselna chciała się dopytać o szczegóły imprezy. Ja z nikim nie chciała rozmawiać, więc moja mama zaczęła być bombardowana telefonami od Barbary w sprawie wesela i dalszych poczynań, a ja nie wiedziałam co zrobić.

Wyjść za mąż zgodnie z planem, aby nikogo nie zawieść i rozwieść się za kilka miesięcy? Wiedziałam, że ukochana babcia Maćka marzy, aby bawić się na jego weselu. A może powinniśmy wszystko odwołać? W sukienkę i tak już się nie wbijałam, zaś  na myśl o ślubie chciało mi się wyć. W końcu umówiliśmy się z Maćkiem i rodzicami na spotkanie w sali ślubnej. Nie widziałam Maćka od dwóch miesięcy, ale jego widok mną wstrząsnął. Schudł z 10 kilogramów, był blady i niechlujnie ogolony. W mojej głowie wyobrażałam sobie, że wrócił do kochanki i chodzą na romantyczne kolacyjki, ale zrozumiałam, że się myliłam.

Poprosił mnie na stronę i zapytał drążącym głosem:

Czy jest szansa, że mi wybaczysz?

Chciałam powiedzieć, że nie ma nadziei, że to koniec, ale wtedy okłamałabym samą siebie. Nadal widziałam w nim tego chłopaka z pierwszej randki, ukochanego oświadczającego się pod włoskim niebem, ambitnego i wspierającego mnie mężczyznę, wrażliwego partnera, który udał się ze mną na terapię. Czy powinnam go skreślać? Sama nie byłam już tą dziewczyną, której się oświadczał. Pewna siebie zawodowo, ale pogubiona życiowo. 33-latka gotowa, aby wreszcie zarzucić kotwicę. Już nie marząca o wystawnym weselu, ale o budowaniu wspólnej przyszłości. Czy jest dla nas szansa?

Wróciliśmy razem do środka.

- I jaka decyzja? - dopytywała się właścicielka obiektu.

- A czy są jeszcze terminy na 2023 rok? - zapytaliśmy unisono.  

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również