Minister Zdrowia przyznał Karolinie Sieroń Odznakę honorową "Za zasługi dla ochrony zdrowia", bo wyróżniła się w walce z pandemią. Miesiąc później sama zaraziła się COVID-19. Była w stanie krytycznym, leżała pod respiratorem...
Zanim zachorowałam, pracowałam na ponad sto procent - przyznaje prof. Karolina Sieroń z Katowic, szefowa oddziału COVID-19. - Jeśli nie byłam w szpitalu, na dyżurze, to i tak czuwałam pod telefonem. Pytana o specyfikę pracy z pacjentami zakażonymi koronawirusem, odpowiada: - Jako lekarze znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości. Mam tu na myśli zarówno ciężki stan pacjentów, jak i zabezpieczenia, wyjątkowe środki ochrony osobistej. Musieliśmy nauczyć się ubierać, a przede wszystkim rozbierać z kombinezonów, co jest bardziej ryzykowne - łatwiej można się wtedy zakazić... - opowiada.
Jesteśmy ubrani w strój z materiału, który nie oddycha. Twarz musi być zasłonięta, gogle parują, a to utrudnia widzenie... Tak więc - co tu ukrywać - lekko nie jest. Staramy się, aby nie wchodzić częściej niż cztery razy na dobę, ale zależy to od sytuacji pacjentów - tłumaczy profesor Sieroń.
Jak zakaziła się koronawirusem? - Nie wiem - odpowiada szczerze prof. Karolina Sieroń. - Prawdę mówiąc, nie ma gwarancji, że to się stało w pracy, bo tutaj bardzo się pilnujemy. Starałam się też ograniczyć do minimum kontakty poza pracą, w tym wyjścia po zakupy. Uważam się za osobę ostrożną.
- Poczułam się grypowo. Bolały mnie stawy, byłam rozbita - wspomina. - Wieczorem miałam temperaturę 37 i parę kresek. Podjęłam decyzję, żeby zrobić test. Wynik wyszedł dodatni, więc siłą rzeczy zostałam w domu. Wydawało mi się, że w kwarantannie robię wszystko, co powinnam: przyjmowałam leki, dużo piłam, włączyłam profilaktykę przeciwzakrzepową. Mimo to zdrowie nie poprawiało się. Koledzy z pracy przyjechali mnie odwiedzić, zobaczyć, w jakim jestem stanie. Zasugerowali, że powinnam położyć się w szpitalu. Posłuchałam ich...
Początkowo prof. Sieroń trafiła na swój oddział - tam, gdzie na co dzień pracuje. - Mój stan zaczął się jednak dynamicznie pogarszać. Byłam coraz słabsza, dusiłam się... Doszło do ostrej niewydolności oddechowej, pogorszyły się również wyniki badań laboratoryjnych. Koledzy podjęli decyzję, że bezpieczniej będzie przewieźć ją na oddział intensywnej terapii medycznej w innym szpitalu. - Zostałam zaintubowana, przetransportowano mnie na oddział pani prof. Danuty Gierek w klinice w Ochojcu - kontynuuje swoją opowieść Karolina Sieroń.
- Mój były pacjent oraz tata zainicjowali akcję zbiórki osocza zgodnie z moją grupą krwi - mówi wzruszona prof. Sieroń. - Pomogli nie tylko mnie, ale też wielu innym chorym, bo nagłośnili problem i więcej ozdrowieńców oddało osocze. Tym pacjentem był poseł Edward Polaczek, który wcześniej przechorował COVID-19. Ojciec, prof. Aleksander Sieroń, to znakomity lekarz, nauczyciel i mentor pani Karoliny.
O akcji sama dowiedziała się dopiero później. - Byłam nieprzytomna, w czasie śpiączki - wyjaśnia. - Kiedy się wybudziłam, z początku czułam się bardzo słaba. Potrzebowałam pomocy nawet tylko po to, żeby napić się łyczek wody. Cały czas oddychałam maską z tlenem. Później przeniesiono mnie do kliniki pulmonologii, gdzie zaczęłam oddychać już bez tlenu.
- Znacznie dłużej trwało odzyskiwanie wydolności fizycznej - zaznacza prof. Karolina Sieroń. - Przed chorobą byłam aktywna ruchowo, uprawiałam sport. Teraz musiałam leżeć w łóżku, nawet napisanie SMS-a wymagało ogromnego wysiłku. Po powrocie do domu poruszałam się z balkonikiem, przy pomocy dzieci. Ale nie zniechęcałam się - podkreśla. - Ćwiczyłam z rehabilitantem. Każdy kolejny dzień i tydzień przynosiły efekty. Po sześciu tygodniach mogłam zrobić wokół siebie wszystko i... pojechać sama do pracy, autem. - Dzieci mówią: "Mamo, jesteś pracoholiczką" - uśmiecha się pani profesor.
- Kocham swój zawód. Kiedy poczułam się lepiej, uznałam, że mogę wrócić na oddział. Wiedziałam, że pacjenci mnie potrzebują - mówi prof. Sieroń.
- Nie jestem osobą, która lubi siedzieć w domu - dodaje Karolina Sieroń. - Postępowałam jednak rozważnie, nie obciążając się zajęciami ponad miarę. O rozwagę pani profesor prosi też nas: - Przekrój wiekowy pacjentów na naszym oddziale jest od o 30. do ponad 90. roku życia - przypomina.
- Mnie w chorobie spotkało dużo szczęścia, ale też ludzkiej troski i życzliwości - podkreśla. - Wierzcie mi, lepiej jednak w ogóle nie zachorować!
Prof. Karolina Sieroń apeluje: - Pilnujmy się! Nośmy maseczki, przestrzegajmy dystansu, myjmy i dezynfekujmy ręce. Radziłabym też nadal minimalizować wychodzenie z domu. Unikajmy ryzykownych spotkań, kontaktów, zgromadzeń - zwłaszcza w zamkniętych, niewietrzonych pomieszczeniach.