Konflikty w rodzinie się zdarzają, problem pojawia się, gdy wzajemne pretensje narastają latami. Gdy dotyczą rodzeństwa, cierpią także rodzice. Polubowna postawa matki może jednak zostać źle zrozumiana.
Nie ma rodzin idealnych, bo ludzie nie są ideałami. Spory, kłótnie, różnice charakterów to codzienność chyba każdej rodziny. I moja rodzina nie stanowi wyjątku. Mój młodszy o cztery lata brat, od kiedy nauczył się chodzić i mówić, zatruwał mi życie. Nie mógł mi wybaczyć, że jestem... starsza. Jak gdybym miała na to jakikolwiek wpływ.
– Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! Chciałbym, żebyś nie istniała! Tak cię nienawidzę! – powtarzał w kółko, jak katarynka.
A rodzice nie reagowali... Uciekałam więc od kontaktu z nim – najpierw w książki, potem do koleżanek.
– Jesteś starsza, więc bądź mądrzejsza – mówiła zwykle mama, gdy się jej skarżyłam na brata.
Bartek darł moje zeszyty, gryzmolił po książkach, wyrzucał do śmieci prezenty, które dostawałam. Potrafił pociąć moje ubrania, utopić buty w sedesie, wkleić we włosy gumę do żucia. Matka nigdy nie stanęła po mojej stronie. W zasadzie niby nie stawała po niczyjej stronie, uważając chyba, że tak będzie sprawiedliwie. Ale to ja dostawałam karę za zniszczone rzeczy. Czemu? Bo ich nie pilnowałam.
Nigdy nie zbudowałam dobrej relacji z bratem. Z czasem on wcale nie wydoroślał, tylko jakby przywykł do naszej wojny – nie umiał zachowywać się wobec mnie inaczej. Przez lata tłumiłam w sobie złość i niechęć, aż w końcu wybuchłam, kiedy w przeddzień moich osiemnastych urodzin wyprał moją koronkową sukienkę w sześćdziesięciu stopniach.
Na szczęście wkrótce wyjeżdżałam na studia do Krakowa. Wreszcie się uwolnię od tego małego szkodnika, myślałam. Wracałam do domu, gdy naprawdę musiałam, czyli na Boże Narodzenie i Wielkanoc.
– Inne rodzeństwa potrafią żyć w zgodzie, ba, nawet się kochają, a wy ciągle obrażeni – narzekała mama przez telefon.
– Trzeba było zareagować, gdy prosiłam. Gdybyś ukróciła te jego...
– Teraz to wszystko moja wina! Jak zwykle.
Na pewno nie miałam ochoty przebijać się przez ten mur zaprzeczenia. Zresztą co by to teraz zmieniło? Po studiach znalazłam pracę w Krakowie, wyszłam za mąż, a rodziców odwiedzałam najchętniej wtedy, gdy wiedziałam, że nie będzie u nich Bartka.
Po narodzinach córki zyskałam świetną wymówkę, by zostawać w domu także w święta. Mała się przeziębiała albo dostawała właśnie jakiejś podejrzanej wysypki. Kosztem kłamstwa zyskiwałam ciche, spokojne święta we troje. Bez nerwów.
– Chcę cię oficjalnie zaprosić na moje siedemdziesiąte urodziny. Będzie jubileuszowe przyjęcie – głos mamy w słuchawce brzmiał uroczyście. A mnie od razu podniosło się ciśnienie. Taka okazja, więc Bartek też przyjedzie.
– I od razu powiem, że nie chcę żadnych prezentów, poza... jednym. Życzę sobie, żeby moje dzieci się pogodziły – dodała po chwili mama. – Oboje jesteście po czterdziestce, najwyższa pora. Chcę wierzyć, że będziecie mogli na siebie liczyć, gdy mnie już nie będzie. Dlatego bardzo proszę, żadnych kłótni i pretensji. Żadnego mijania się bez słowa, ignorowania nawzajem. Macie się zachowywać jak kochające się rodzeństwo. I liczę tu przede wszystkim na ciebie, bo to ty się głównie separujesz.
Znowu poczułam się jak tamta nastolatka, stojąca przed mamą z pociętą bluzką w dłoni, domagająca się sprawiedliwości, której nigdy się nie doczekała.
– Mamo! To nie moja wina, że...!
– Nie, nie, nie chcę też żadnych wymówek. Zakończ wreszcie tę głupią wojnę między wami.
Nie wierzyłam własnym uszom. Naprawdę nie pamięta, jak to wyglądało? I czemu to do mnie się zwraca z tym nierealnym życzeniem? Gdyby Bartek kiedykolwiek przejawił choć minimum dobrej woli, by się pogodzić...
Mój mąż, wprowadzony w sytuację, wyglądał na zdegustowanego.
– Co to w ogóle za pomysł, żebyście się godzili z powodu urodzin? Do tego trzeba woli dwóch stron. Trzeba się szczerze przeprosić, wyjaśnić wszystko, małymi krokami budować nową relację. Tego się nie da zrobić na pstryknięcie palców.
– Dokładnie. Przez lata bagatelizowała problem. Równocześnie to mnie obarczała odpowiedzialnością, bo jestem starsza.
Nie rozumiem mojej matki. Mamy uśmiechać się do rodzinnego zdjęcia czy naprawdę zależy jej na rozwiązaniu konfliktu?
A jeśli zależy jej tylko na fasadzie? Żebyśmy ładnie się prezentowali na jej przyjęciu urodzinowym. Żeby mogła się pochwalić udaną, szczęśliwą rodziną. Nie zamierzam spełnić takiego życzenia.