Relacje

Czy przyjaźń z byłym partnerem jest możliwa? Terapeutka: "Tak, ale musimy zobaczyć także własne błędy"

Czy przyjaźń z byłym partnerem jest możliwa? Terapeutka: "Tak, ale musimy zobaczyć także własne błędy"
Fot. 123RF

On nie dorastał ci do pięt, mówią bliscy. Chcą nas pocieszyć, ale utrudniają poznanie prawdy. Bo gdy relacja się rozpada, wina prawie nigdy nie leży po jednej stronie. Jeśli chcemy żyć dobrze z byłym, musimy zobaczyć także własne błędy - tłumaczy psychoterapeutka Marlena Ewa Kazoń.

PANI: „Ja, inteligentna, wykształcona, ambitna kobieta, dla której dobro dzieci było najważniejsze – robię z nich amunicję, żeby dopiec mężowi. Doprowadzam go do szału, a potem nagrywam, gdy wrzeszczy – żeby wykorzystać to podczas sprawy rozwodowej. Nie wiem, co się ze mną stało”. To post z jednego z kobiecych portali. Rozwód potrafi budzić potworne emocje.

MARLENA EWA KAZOŃ: Poczucie bycia odrzuconą, wściekłość, chęć zemsty i pogardę. Kiedy się rozwodzimy, pojawia się chęć oceny w skali zero-jedynkowej: winny, niewinny. To z nas, które czuje się bardziej skrzywdzone i oszukane, wytacza przeciw partnerowi batalię, dzięki której nie widzi swojej współodpowiedzialności za rozpad związku. Partner staje się w jego oczach potworem, podłym kłamcą, którego należy ukarać. Oczywiście prawda tak nie wygląda, ale taki mechanizm zachodzi często w poczuciu krzywdy. „Ja jestem niewinna, to on zniszczył wszystko”. I tak jest pewnie w przypadku, który pani przywołała. Ale te emocje są tak gwałtowne również dlatego, że były latami niewyrażane.

Ale przecież dopiero teraz czujemy tę wściekłość i myślimy: „Co się ze mną stało? Nie sądziłam, że mogę tak nienawidzić”.

Z mojego 18-letniego już doświadczenia psychoterapeuty wynika, że nigdy powodem rozstania nie jest to, że ktoś nagle przestał kochać. Wiele rzeczy wcześniej musiało się w tej relacji psuć. W uproszczeniu można powiedzieć, że są dwa rodzaje mechanizmów morderczych dla związku. Jednym z nich jest iluzja. Skrajne emocje biorą się najczęściej z tego, że latami utrzymujemy nieprawdziwy obraz partnera. Mamy wspaniałego męża, cudowną żonę. Bagatelizujemy problemy, idealizujemy zalety partnera. Jego czy jej odejście jest strasznym ciosem, obnaża kłamstwo, w jakim żyliśmy: ja – wykształcona i ambitna, on – nowoczesny i dynamiczny; znakomita para. Dlatego te emocje są tak gwałtowne – nasze złudzenie prysło. Tymczasem związek nie był taki, jakim próbowałyśmy go widzieć. Idealizowany partner od lat czuł się niezrozumiany, niesłuchany, niewidziany realnie. To rani. Nie poruszaliśmy tematów, które mogłyby zakłócić idealny obraz, nie wyrażaliśmy trudnych emocji, bo my w naszym związku nie czujemy takich rzeczy. Ale przecież te emocje są. Trzeba je wyrażać, zanim rozpędzą się w czasie rozwodu i przejdą w naprawdę destrukcyjne działania, takie jak granie dziećmi i wyrządzanie krzywdy.

 

 

Mówiła pani, że są dwa rodzaje morderczych mechanizmów.

Tak, oprócz idealizowania jest jeszcze deprecjonowanie. W tym mechanizmie jedno z partnerów ma wielkie oczekiwania i kiedy drugie ich nie spełnia, zaczyna się ocenianie, pogarda, poniżanie. „Do niczego się nie nadajesz/ W niczym mi nigdy nie pomogłeś/ Jesteś beznadziejna”. To niezaspokojone potrzeby tak krzyczą. „Za mało mi dajesz/ Za mało się starasz”. W takiej relacji trudno żyć i dręczony partner w końcu odchodzi. Wtedy poniżanie zaostrza się: „Miałam/miałem rację, jesteś kompletnie do niczego, już ja ci pokażę”. Ale w tym mechanizmie „kat” tęskni za „ofiarą”. Zostaje w pustce, nie ma kogo winić za „nieudane życie”. Pojawia się przeżycie utraty kogoś bardzo ważnego. Te pary często przychodzą na terapię, próbują ratować związek, bo czują więź. Jeśli się nie uda, zaczynają z kimś innym i historia się powtarza – znowu trafiają na „beznadziejnego faceta” albo kolejną „niezrównoważoną kobietę”. Oba te mechanizmy – idealizacji i deprecjacji partnera – mają swoje korzenie w naszym dzieciństwie, wynikają z niezaspokojonych wówczas potrzeb.

Co robić, kiedy pojawiają się te skrajne emocje?

Wyrażać je. Wyrażanie polega na tym, że siądziemy z partnerem i powiemy: „To, co zrobiłeś, wywołało we mnie tak wielki gniew, tak straszną złość, że jeszcze teraz widzę na czerwono. Czuję się skrzywdzona, wzgardzona, poczułam się nikim, kimś nieważnym. Poczułam, że nie istnieję dla ciebie”. To jest wyrażenie emocji: powiedzenie o nich wprost, a nie przejście do działań odwetowych i prób wyrównywania swojej krzywdy. Jeśli nie umiemy o tym rozmawiać, warto wtedy pójść na terapię, bo najważniejsze jest, aby zrozumieć, że tak jak związek jest naszym wspólnym dziełem, rozstanie także.

Można się dobrze rozstać?

Dobry rozwód jest wtedy, gdy potrzeby obu stron są zaspokojone. Aby tak było, trzeba wziąć odpowiedzialność za krzywdę, którą się wyrządziło partnerowi. Za to, że nas nie było w domu, że nie lubimy seksu, że ciągle mieliśmy pretensje. Jeśli zostałyśmy zdradzone, źle potraktowane, to jest trudne, bo nie wydaje się nam sprawiedliwe. Jednak obydwoje jesteśmy winni. Ale nie widziałam pary, która by powiedziała szczerze: „Rozstajemy się jak przyjaciele”.

Nie można się przyjaźnić z eks?

Przyjaźń jest możliwa wyłącznie wtedy, gdy zrozumieliśmy już winę swoją i partnera. Obydwoje mamy nowe związki i odnaleźliśmy w nich szczęście, którego razem nie umieliśmy osiągnąć. I tak, wtedy jest możliwa przyjazna znajomość. Inaczej jest to rodzaj gry, udawania. Jeśli jesteśmy samotne, podtrzymywanie znajomości z eks podsyca nadzieję, że może jeszcze coś odżyje. Co najmniej raz w miesiącu puka do mojego gabinetu kobieta wciąż zakochana w byłym. Czasem mówi, że „ta druga, nowa” nie rozumie ich specjalnej więzi. Innym razem, że on dopiero po rozwodzie zauważył jej dołeczki w policzkach. Pod tym wszystkim kryje się nadzieja na powrót. Pytam wtedy: „Ale czy będziesz w stanie wybaczyć mu, że cię zdradził? Że jednak odszedł? Albo że nie walczył o wasz związek, gdy ty odchodziłaś? Będziesz w stanie wziąć współodpowiedzialność za waszą przeszłość? Co zrobisz, jeśli sytuacja się powtórzy?”. Trzeba odpowiedzieć sobie szczerze na te pytania. Powroty się zdarzają, ale musi upłynąć czas. Przydaje się terapia. To nie powinno być impulsywne i romantyczne hop.

 

 

A to inny post z forum: „Czy to normalne, że im więcej czasu mija od rozwodu, to eks staje się coraz bardziej wrogi? Rozwiedliśmy się z powodu jego zdrad, ma teraz jakąś kobietę, mówi, że jest w końcu szczęśliwy… A mimo to z każdym jego pobytem u dzieci zachowuje się wobec mnie coraz bardziej wrogo”.

No właśnie. On ma ewidentnie żal: może o to, że eksżona o niego nie walczyła, że tak łatwo udało mu się odejść? A może przy drugiej nie ma tego, co miał przy pierwszej? Wrogość jest często zastępczym żalem. Nie chcemy go czuć – wyrażamy złość. Tak to jest, że dopóki nie rozmawiamy wprost, żyjemy we mgle domysłów, samooszukiwania; gramy, wybuchamy – nie wiemy dlaczego. Pójdziemy z tym w następny związek, będziemy tak robić nieustannie, dopóki nie pomyślimy: „A może to jest jakaś trudność we mnie? Może to ja chcę za dużo, a nie ciągle przyciągam partnerów, którzy mi tego nie dają?”.

Czasem mówimy: „Rozstajemy się, bo już się nie kochamy. Nikt nikogo nie obwinia”.

To znaczy, że już dawno byliście osobno. Są takie związki, bezpieczne układy, bez dzieci, bez wielkich wzajemnych oczekiwań. „Mam kogoś, mam dom, do którego mogę wracać, mamy wspólnych przyjaciół. Wypaliło się, chcemy spróbować żyć oddzielnie”. Jeśli oboje są w tym szczerzy, jeśli się dobrze podzielą pieniędzmi, to można powiedzieć, że będą mieli „dobry rozwód” i zostaną nawet dobrymi znajomymi. W takich związkach też się czasem pojawia obwinianie, ale po czasie, np. kiedy jedno z nich nie może ułożyć sobie życia. Zaczyna wspominać, myśleć: „Gdyby on wtedy…” albo „Gdyby nie ona…”. I wtedy przyjaźń się psuje. Ale muszę powiedzieć, że czasem po prostu udajemy, że jesteśmy takie otwarte, równe, nowoczesne. Jedna z moich pacjentek mówi: „On się ze mną rozwodzi”. „Co ty na to?” „Zgodziłam się. Ale tak naprawdę szlag mnie trafia. W sumie nie mam nic do gadania”. „Dlaczego mu tego nie pokażesz?” „Nie… On by się ze mnie wyśmiewał”. Czasem żyjemy ze sobą tak, że nie możemy pokazać, że boli nas rozstanie.

Chcemy zachować wizerunek kobiety, która potrafi rozwodzić się po przyjacielsku?

Nieraz do końca – lekceważąc swoje emocje, swoje potrzeby. Ratujemy iluzję nowoczesnego związku. Ona pójdzie na terapię, ale przy nim będzie udawała, że wszystko jest OK. Jednak w środku będzie cierpiała. To cierpienie trzeba wyrazić, bo może być przyczyną depresji. Ona spotyka eksmęża na mieście: „Cześć, co słychać? U mnie super”. Wraca do domu i płacze. Córka dzwoni do ojca: „Tato, mama jest w depresji“. „Jak to? Niemożliwe, widziałem ją dziś, wyglądała cudownie”. Dziecko musi odnaleźć się w tej grze pozorów, kompletnie nie ma się na kim oprzeć, jest samotne.

 

 

Często sądzimy, że rozwód będzie mniej bolesny, gdy dzieci będą starsze. Ale nastolatki są już stroną, mają obserwacje, przekonania.

Tak. I wtedy jest ogromnie ważne, żeby nie wpychać ich w rolę stronnika jednego z rodziców, nie cieszyć się, że stają za nami. Paradoksalnie dorastającym dzieciom najlepiej robi, jeśli „idą w bunt” wobec obojga. Takie przeżycie złości najmniej odbija się na ich przyszłych związkach.

Co mogę zrobić jako matka zbuntowanego dziecka?

Powiedzieć: „Masz prawo być na mnie zły, że rozstaję się z twoim ojcem. I masz prawo być zły na niego. Możesz wyrażać złość, jak długo zechcesz, jak długo będzie ci to potrzebne. Pamiętaj, że niezależnie od wszystkiego, bardzo cię kocham”. Przeciągając dziecko na swoją stronę, skrzywdzimy je. Nie zwierzajmy się, nie naświetlajmy swojej krzywdy i bólu. Mówmy prawdę, ale starajmy się o ekstremalny obiektywizm i nie wybielajmy się w oczach dzieci.

Jest jakaś dobra zasada układania relacji z eks po rozwodzie?

Może taka, że jesteśmy już tylko rodzicami. Spotykamy się na uroczystościach dzieci, ale nie własnych – to byłoby podtrzymywanie iluzji. Szanujemy czas, który dziecko spędza z ojcem. Nie komentujemy: „No proszę, jak mu nagle zaczęło zależeć na kontakcie”. Nie mówimy źle o eksmężu, bo on nie jest eksojcem, a każde dziecko ma prawo widzieć swojego rodzica – zarówno matkę, jak i ojca – po swojemu.

Mówi pani, że trudno o przyjaźń z byłym mężem, ale rodziny patchworkowe jednak się udają?

Tak, to jest szansa na przyjaźń. Właśnie dlatego, że obydwoje mamy już nowe domy, nowe rodziny, nowe więzi. Tu najistotniejsze jest rodzicielstwo. Eks musi zaufać twojemu partnerowi, który wychowuje jego dziecko. Ty musisz zaufać jego nowej żonie, u której twoja córka spędza sporo czasu. Od waszego porozumienia dużo zależy; tworzą się nowe relacje, jest duża szansa na dogadanie się.

Tego nie ma, kiedy jesteśmy samotnymi rodzicami i chodzimy na randki. Co tu jest ważne? Wiara w dobrą wolę eksmęża? W jego miłość do dziecka?

Ważne jest, żeby oddzielać siebie od dzieci. „Ten mężczyzna mnie kiedyś skrzywdził, ale naszej córki nie”. Ufamy mu nie jako naszemu partnerowi, lecz jako ojcu. Nasz związek odchodzi do przeszłości i zaczynamy się traktować inaczej. Interesują nas dzieci, ich dobro. I dla dzieci warto to zrobić. To jest istotne. 

Marlena Ewa Kazoń Psycholożka, psychoterapeutka par i małżeństw, psychoterapeutka rodzinna, doktorantka PAN, psychoonkolożka. Prowadzi terapię online: marlenakazon.pl.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również