Relacje

"Nie dość, że był ode mnie młodszy, to jeszcze był moim szefem. Bałam się, ale i tak mu uległam..."

"Nie dość, że był ode mnie młodszy, to jeszcze był moim szefem. Bałam się, ale i tak mu uległam..."
Fot. 123RF

Miłość nie zna wieku, ani pochodzenia. Niemniej rodzina bohaterki tej historii uważa, że związek z młodszym mężczyzną, pochodzącym z innego kraju to już wstyd. Czy bliscy mają prawo wygłaszać takie opinie? 

Siła jest kobietą

Kiedy mężczyzna w średnim wieku spotyka się z rówieśnicami swoich córek, ludzie wzruszają ramionami. Przywykliśmy do takiego widoku, nie jest to coś, co wzbudza większe kontrowersje. Ale niech tylko kobieta spojrzy na młodszego z pożądaniem i miłością w oczach, zaraz robi się szum. Doskonale to znam. Z autopsji.

Wyszłam za mąż dość wcześnie. Z miłości. Kiedyś ludzie wiązali się wcześniej, nie czekali kilku lat w narzeczeństwie, by wziąć ślub. Ja i Miłosz mieliśmy po dwadzieścia cztery lata, kiedy powiedzieliśmy sobie „tak”. Rok później urodziła się Kasia, a dwa lata później Monika. Przez pierwsze cztery lata małżeństwa byliśmy szczęśliwi. A potem Miłosz zaczął rozglądać się na boki, życie w domu, w którym małe dzieci płaczą, trzeba im zmieniać pieluchy i nie można się wyspać, było dla niego zbyt ciężkie. Znalazł inną kobietę. Jedną, którą mu wybaczyłam. Drugą, trzecią… W końcu wniosłam o rozwód.

To wszystko bardzo bolało. Miałam wrażenie, że moje serce roztrzaskało się na kawałki. Miałam jednak dla kogo żyć, musiałam wziąć się w garść. Dzień za dniem, krok za krokiem, budowałam swoje życie na nowo, bez męża, za to mając dwie wspaniałe córki u boku. Ich małe rączki sklejały moje serce w całość, a ich miłość była najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić. Kiedy odrobinę oswoiłam się z myślą, że oto jestem rozwódką z dziećmi, musiałam zadbać o to, by niczego nam nie brakowało. Szukałam pracy, zmieniałam firmy, o co dwadzieścia lat temu wcale nie było tak łatwo, jeśli zamykali drzwi, wchodziłam oknem, byle tylko płacili pensję na czas.

W końcu trafiłam do korporacji, która dopiero otwierała oddział w naszym mieście. Na początku wcale nie zajmowałam wysokiego stanowiska, ale szefowie widzieli mój upór i ambicję.

  – Musi pani lepiej znać angielski, żeby dostać awans… – Usłyszałam.

  – Proszę wyznaczyć mi termin egzaminu – odparłam hardo.

Nie spałam tygodniami, wkuwając słówka i gramatykę, kiedy dziewczynki spały, ale w końcu mi się udało, awans był mój. Zajmowałam się handlem międzynarodowym. To sprawiało mi ogromną satysfakcję, stawiało przede mną inne wyzwania niż macierzyństwo. Dzięki temu czułam się spełnioną kobietą. Ponieważ firma pochodziła z Włoch, zaczęłam uczyć się też podstaw języka włoskiego, który zachwycił mnie melodyjnością. To dzięki niemu awansowałam po raz kolejny i kolejny, bo okazało się, że jestem jedyną osobą, która znała język centrali w takim stopniu.

Często słyszałam pytanie, czemu kogoś nie poznam. Wzruszałam ramionami. To nie było takie proste, dobrego kandydata na partnera nie można było podnieść z ulicy jak szczęśliwego grosika, którego zgubił ktoś przed nami. Musiała myśleć przede wszystkim o dziewczynkach, nie chciałam, by ktoś zawiódł ich uczucia tak jak ojciec, który nagle zniknął z ich życia. Ja też nie chciałam narażać się na kolejne rozczarowania i znów pracowicie sklejać potłuczone serce.

– Pani Natalio, mamy dla Pani propozycję. Centrala przysyła nam szefa z Włoch. Każdy wie, że tylko pani może z nim pracować. Nikt z nas nie ma takiej biegłości włoskiego… Jeśli się pani zgodzi… Tylko będzie to oznaczało wyjazdy do Włoch od czasu do czasu. Trzy, może cztery razy w roku.

Czy się zgodziłam? Miałam ochotę skakać z radości. Nie dość, że zwykle ludzi w moim wieku, tuż przed pięćdziesiątką zwalnia się bez najmniejszych wyrzutów sumienia, a ja dostałam awans i podwyżkę, to jeszcze miałam służbowo latać do Włoch, kraju słońca, prosciutto i najlepszych oliwek na świecie. To było spełnienie marzeń. Moje dzieci już studiowały i nie potrzebowały opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę, zwłaszcza, że mieszkały w innym mieście, ale za to potrzebowały więcej pieniędzy więc podwyżka przyszła bardzo w porę. No i rozpierała mnie duma, że kolejny raz udowadniam, że tylko ja jestem w stanie sprostać kolejnym wyzwaniom. Nie te młode, szczupłe, wysportowane dziewczyny, którym rodzice opłacali aparaty na zęby i studia na prywatnych uczelniach, tylko ja, ta, która do wszystkiego doszła własną, ciężką pracą.

Romans z szefem?

Kiedy Lorenzo zjawił się w firmie, ugięły się pode mną nogi. Dawno nie czułam się tak onieśmielona przy jakimkolwiek mężczyźnie. Wyglądał jak stereotyp włoskiego amanta – wysoki, przystojny, z delikatnym zarostem i falą ciemnych włosów, których końcówki rozjaśniło słońce. 

– Buongiorno - przywitał się. – Come stai? Signiora Natalia? Tutto a posto?

– Tak, w porządku…  – wykrztusiłam wreszcie. – To znaczy… Si, si.

Opanuj się kobieto, skarciłam się w myślach, to Twój szef, twoja szansa na służbowe podróże do Włoch i nie możesz zachowywać się jak speszony podlotek. Potrząsnęłam głową, żeby oprzytomnieć i wrócić do bycia profesjonalną.

Nie mogłam nic poradzić na to, że się w nim zadurzyłam. Po raz pierwszy od dwudziestu lat w moim sercu pojawiły się uczucia, które, jak sądziłam, dawno już pogrzebałam. Oczywiście, nie dałam po sobie poznać, że zrobiłabym wszystko, żeby Lorenzo inaczej na mnie spojrzał. Nie byłam idiotką i nie zależało mi na tym, by stracić pracę. Ani też na przelotnym romansie z szefem. Który i tak by na ciebie nie zwrócił uwagi, wzdychałam, jesteś jego podwładną, starszą i…

– Natalia… Kawa? – Spytał któregoś dnia po polsku, gdy siedzieliśmy nad raportami. – Uczam się.

– Świetnie ci idzie. Zaraz poproszę o kawę.

– Nie, nie… Madre di Dio…  – Przeszedł na włoski. – Chciałem zaprosić cię na kawę. Jeśli nie masz nic przeciwko. Wiem, że jestem twoim szefem, ale jestem też zainteresowany tobą… prywatnie.

– To chyba jakiś żart…  – Nie mogłam uwierzyć w słowa, które usłyszałam.

– To nie żart. Bardzo mi się podobasz, ale nie wiedziałem, czy to wypada.

Nie wierzyłam, że ma szczere intencje, po prostu było to dla mnie niepojęte, że taki mężczyzna, który mógł wyrwać każdą dwudziestolatkę na te swoje czekoladowe oczy i śpiewny akcent, chciał spotykać się ze mną. Uwierzyłam dopiero po kilku tygodniach. Na szczęście był cierpliwy i dał mi tyle czasu, ile potrzebowałam. A potem… Trudno było w pracy skupić się na cyfrach i e-mailach z Włoch, kiedy w pamięci ciągle miałam to, co robiliśmy w nocy…

Randkowaliśmy dłuższy czas, nic nikomu nie mówiąc. Bałam się, że ten złoty sen pryśnie za chwilę jak bańska mydlana. Nie czułam się warta tego wszystkiego. A jednak… Z każdym miesiącem przekonywałam się, że myślimy o sobie coraz poważniej, a Lorenzo chciał także poznać moje córki. Tyle, że kiedy powiedziałam im o moim związku, w rodzinie wybuchł skandal.

Rodzinny skandal 

– To żart? – zadzwoniła do mnie moja mama. – Nie dość, że Włoch, czyli jakiś szałaput, który cię zbałamuci i zostawi, to jeszcze młodszy? Jak możesz nie mieć żadnej godności?

– Mamo, to obciach no. – Dziewczyny były zgodne w tej lakonicznej ocenie.

– Możecie mi wytłumaczyć, co jest obciachem? To, że jestem szczęśliwa? Kochana? Że sama kogoś kocham? Że po dwudziestu latach poświęcania się pracy i dzieciom, chcę zawalczyć o swoje szczęście??? Nie raczyłyście go nawet poznać, a już mnie osądzacie! Gdyby wasz ojciec przyprowadził pięć lat młodszą kobietę, nawet nie mrugnęłybyście okiem!

Uznałam, że nic na siłę, nie chciałam zmuszać córek do poznania mojego partnera, choć bolało mnie, że nie mam w nich wsparcia. O mamie nawet nie myślałam, miała już siedemdziesiąt dwa lata i żyła innymi zasadami. Wiedziałam, że skarży się na mnie sąsiadom i kuzynkom, ale miałam to gdzieś. Byłam szczęśliwa i tylko to się dla mnie liczyło.

Moje córki przekonały się do Lorenzo dopiero wtedy, gdy poprosił mnie o rękę w pierwszą rocznicę naszej pierwszej randki. Orzekły, że w końcu panna młoda musi mieć druhny. Teraz, po dwóch latach od naszego ślubu, wstydzą się swojej pierwszej reakcji. Ja cieszę się z faktu, że sytuacja się poukładała. Mieszkamy pół roku w Polsce, na kolejne pół jedziemy do Włoch. To niesamowite móc podróżować między tymi dwoma krajami, zarządzać oddziałem firmy wraz ze swoim mężem i móc cieszyć się życiem i miłością. Ludzie i tak gadają. Niech gadają i zazdroszczą. Ja życzę im tylko takiej miłości, jaką czuję w swoim sercu.

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również