Relacje

"Moja rywalka była piękna i przebojowa, ale on wybrał mnie. Nie rozumiałam, dlaczego"

"Moja rywalka była piękna i przebojowa, ale on wybrał mnie. Nie rozumiałam, dlaczego"
Fot. 123RF

Jak może potoczyć się życie, gdy partnera i przyjaciółkę łączy wspólna przeszłość? Czy po rozwiązaniu "miłosnego trójkąta" możliwa jest jeszcze przyjaźń?

Pierwsze spotkanie?

– O! – wyraziła uznanie Iwona, dla bukiet różnokolorowych goździków ogrodowych. – To od niego? Tego twojego tajemniczego absztyfikanta?

– Yhm…

– Szczęściara.

– Już nie narzekaj. Wokół ciebie kręci się tylu przystojniaków, że dla innych brakuje – wytknęłam jej.

Iwona zawsze miała wysokie wymagania względem mężczyzn. Estetyczne i nie tylko. A że sama prezentowała się więcej niż dobrze, singielką bywała rzadko.

– Ilość nie zawsze przekłada się na jakość – westchnęła. – A jak się trafi ten właściwy, czasem można go nie rozpoznać i przez własną głupotę stracić. – Nadstawiłam czujnie ucha, bo Iwona o swoich porażkach mówiła bardzo niechętnie albo wcale. – Zresztą nieważne – zreflektowała się. – Trzeba wypiąć pierś i przeć do przodu.

No tak, ona miała co wypinać. Nie to co ja…

Na szczęście, odkąd w moim życiu pojawił się Bartek, zyskałam odporność na własne niedoskonałości. Ciągle powtarzał, że podobam mu się dokładnie taka, jaka jestem, i nic by we mnie nie zmienił. Świetnie. Niemniej zwlekałam z przedstawieniem go Iwonie. Dopiero teraz się zdecydowałam, bo zaczęła sugerować, że Bartek w ogóle nie istnieje.

Dziwna była ta nasza babska przyjaźń, skoro wpadałam przy niej w kompleksy i niezbyt jej ufałam. Z drugiej strony umiała być zabawna, hojna i potrafiła wesprzeć mnie w trudnych chwilach. Na przykład gdy zmarła moja mama. Ale Bartka wolałam trzymać od niej z daleka. Zbyt mi na nim zależało.

Rozległ się dzwonek u drzwi. Iwona zerknęła ciekawie w stronę przedpokoju. Wzięłam głęboki oddech i poszłam otworzyć.

Bartek wniósł ze sobą smakowity zapach ciasta drożdżowego.

– Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę – powiedział, cmokając mnie w czoło i wręczając mi paczuszkę z logo mojej ulubionej cukierni.

Zaniosłam placek do kuchni, a potem zaprowadziłam Bartka do pokoju. Iwony tam nie było. Poszła do łazienki. Pojawiła się po chwili i...

– Coś sobie przypomniałam. Muszę już lecieć. Cześć!

Coś na rzeczy 

Tyle ją widzieliśmy. Niegrzeczne, nawet jak na Iwonę. Może dlatego Bartek wydawał się zmieszany. Wiedział przecież, że zamierzałam ich dzisiaj sobie przedstawić.

– Ona już tak ma. – Wzruszyłam ramionami. – Nie przejmuj się.

– Długo ją znasz? – spytał.

– Od wieków, czyli od pierwszej klasy podstawówki.

– Ach tak…

– No tak. A co z moją niespodzianką?

Zmarszczył brwi.

– Ach tak… – powtórzył. – Sprawiał wrażenie, jakby dopiero co się obudził.

– Więc? – ponagliłam go.

Bartek popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.

Moje serce załomotało. Nie dlatego, że wyglądał jakoś specjalnie uroczo czy seksownie, a dlatego, że skojarzyłam jego dziwne zachowanie z nagłym ewakuowaniem się Iwony. Od kiedy wymienili spojrzenia, w oboje jakby coś wstąpiło.

– Więc co z tą niespodzianką? Dowiem się?

Bartek kiwnął głową.

– Zabieram cię do greckiej restauracji. – Podał nazwę modnego i obleganego lokalu, do którego rezerwacje robiło się z dwumiesięcznym wyprzedzeniem.

– Udało ci się załatwić stolik? Super! Mamy jakąś okazję?

Patrzył gdzieś w przestrzeń, gdy powiedział:

– Studniówka. Jesteśmy razem sto dni.

– Liczyłeś?

– Każdy piękny dzień.

W trakcie drogi zazwyczaj elokwentny Bartek niewiele się odzywał. Prowadził auto zamyślony i jakiś odległy. Martwiłam się coraz bardziej. Próbowałam go rozweselić, rozruszać – bez powodzenia. Jechaliśmy więc w milczeniu, bo mnie też przeszła ochota na pogawędki, w ogóle…

– Może darujemy sobie dziś tę restaurację? Widzę, że nie masz nastroju. A ja chyba straciłam apetyt.

– Czemu? Przecież lubisz grecką kuchnię.

– Lubię. Ale towarzystwo jest nie mniej ważne, a ty masz taką minę, że czuję się jak na pogrzebie. I to własnym.

Zmusił się do uśmiechu.

Weszliśmy. Dotąd byłam tu raptem dwa razy, i to z Iwoną. Bartek natomiast zachowywał się jak stały bywalec. Pewnie poprowadził mnie do zarezerwowanego stolika, usadził, po czym ruszył w stronę baru, nie czekając na pojawienie się kelnera.

Podczas gdy Bartek składał zamówienie, mnie zebrało się na wspomnienia.

Poznaliśmy się w sklepie; oboje sięgnęliśmy po ostatnią promocyjną sztukę elektrycznego czajnika. On ustąpił, a ja w ramach rekompensaty zaprosiłam go na kawę. Zaczęliśmy rozmawiać i nie wiedzieć kiedy zleciały trzy godziny. Nie był typem przystojniaka – za chudy, a pokaźne zakola dodawały mu lat – ale gdy się uśmiechał, gdy się zapalał do jakiegoś tematu, cały promieniał. Miał cudny, ciepły głos. Był czuły, zabawny, życzliwy. Mogłabym tak długo wymieniać. Zorientowałam się, że przeżył jakiś zawód miłosny, ale nie naciskałam na zwierzenia. Co mnie obchodzi, z kim był wcześniej? Liczy się przyszłość, nie...

Odbijany?

– Cześć, Aśka. Co tu robisz? – rozległ się znajomy głos za moimi plecami. – Bartuś cię przyprowadził?

Iwona była sztucznie ożywiona, jakby wypiła o jednego drinka za dużo. Poza tym wyglądała oszałamiająco. Założyła gorset, jeansy i szpilki. Ciekawe, kogo sobie upatrzyła? Wiedziałam, że strój wampa to jej broń i wabik zarazem.

Wrócił Bartek. Wyraźnie nim wstrząsnęło, gdy zobaczył Iwonę siedzącą przy naszym stoliku. Stał i patrzył na nią.

– Chciałam cię przeprosić – powiedziała ni z tego, ni z owego.

Nim zdążyłam zapytać, za co te przeprosiny, bo nie czuję się specjalnie urażona, Iwona zerwała się z miejsca i kontynuowała, przyprawiając mnie o stan przedzawałowy:

– Czułam, że tu dzisiaj będziesz. Założyłam się sama ze sobą i wygrałam. To musi być przeznaczenie.

Do mnie zaczynało docierać, do kogo ta emocjonalna przemowa.

– Przepraszam. Przeproszę milion razy, jeśli tylko dasz mi szansę. Proszę… Spróbujmy, zacznijmy od nowa. Przecież nie zawsze było źle. Pamiętasz, jak się kochaliśmy? Pamiętasz, jak nam było cudownie?

Mówiła do mojego Bartka! Który najwyraźniej kiedyś był… jej Bartkiem. Czy nadal miała do niego prawo? Skoro tu przyszła, skoro nie zważając na mnie, niemal publicznie próbowała mi go odbić, zabrać, zawłaszczyć? A on? Co on na to wszystko?! Czemu milczy jak zaklęty? Czemu sprawia, że moje serce szaleje z nerwów? Czemu się waha?!

– Wróć do mnie, błagam cię – szepnęła ze łzami w oczach i wyglądała tak pięknie, tak bezradnie, że nawet ja chciałam ją przytulić i pocieszyć.

Bartek dalej milczał, a ja miałam wrażenie, że utkwiłam w koszmarnym śnie.

– Wiele zrozumiałam, już nie jestem taka jak kiedyś. Tęskniłam. Potwornie. Kocham cię… wciąż cię kocham. Chodźmy do mnie, proszę… – Ton zmienił się na kuszący.

Miałam ochotę krzyknąć, wrzasnąć. Miałam ochotę potrząsnąć Bartkiem. Miałam ochotę złapać Iwonę za włosy i wywlec ją z tej restauracji, z tej chwili!... A tylko siedziałam i patrzyłam – to na niego, to na nią. Pod każdym względem przegrywałam z Iwoną i ona doskonale o tym wiedziała. Znowu przeniosłam wzrok na Bartka. Ach, to dlatego byłeś dziś taki roztargniony…

– Rozumiem, że byliście razem – zmusiłam się usta i język do wyartykułowaniu tego zdania.

Co za pech, co za okrutna ironia losu. W życiu bym nie przypuszczała, że odziedziczę po Iwonie ukochanego. No ale stało się. Załamała mu serce, ja je uleczyłam. Moja zasługa. A ona teraz chce go odzyskać? Choć wie, że nam się układa? Nagle ją olśniło? A co z wypinaniem piersi i parciem do przodu, bez oglądania się na smętne resztki przeszłości? A co ze mną i naszą przyjaźnią?!

– I dalej bylibyśmy razem, gdybyś się nie wmieszała! – oskarżyła mnie.

Ja się wmieszałam? A kto tu się zakradł, wystrojony jak na seksualne safari? Znałam Iwonę, poznawałam coraz lepiej Bartka i prawie obiektywnie mogłam stwierdzić, że do siebie nie pasują i nie będą pasować. To, co ich poróżniło, znowu ich podzieli. Iwona nie zwykła się dostosować do innych, mogła obiecywać, zarzekać się, ale urodziła się i umrze, będąc egocentryczną, samolubną sobą. Nawet gdy mi pomagała, gdy mnie wspierała, robiła to ze swoich egoistycznych względów, by nie tracić mojego towarzystwa, mojego grania do wtóru pani solistce i indywidualistce. Nie zamierzałam jednak z nią dyskutować. Skupiałam się na tym, by się nie rozpłakać.

Popatrzyłam na Bartka: stał jak posąg.

– No chodź… – powtórzyła, uśmiechając się leciutko.

Musiałby być ze stali…

Nie był. Ruszył ku wyjściu. Iwona wybiegła za nim, wyraźnie uradowana. Ledwie kiwnęła palcem, a on…

W tym momencie kelnerka postawiła przede mną zamówione danie: spanakopita, tort z fety i szpinaku. Dwie porcje, bo również tę dla Bartka. I dobrze. Były ogromne, jeszcze lepiej. Złapałam widelec jak chochlę i zaczęłam je pożerać. Jadłam, by nie myśleć, by czymś zająć…

Boże, nasze miasto nie było duże, ale nie sądziłam, że jest aż tak małe! Ze wszystkich tutejszych facetów musiałam się zakochać w tym, do którego rościła sobie prawa Iwona. Z inną może bym zawalczyła, ale z nią... Bez szans.

Zjadłam wszystko, zapłaciłam i wyszłam.

Na dworze było przyjemnie chłodno po burzy, która nadeszła, gdy ja przeżywałam moją prywatną nawałnicę, a teraz już odchodziła, mrucząc jak najedzony kot.

Decyzja: albo on albo ona

Bartek pojawił się przede mną, jakby wyrósł spod ziemi. Chciałam go ominąć, ale otoczył mnie ramionami.

– Wyprowadziłem ją. Inaczej robiłaby sceny, chciałem ci tego oszczędzić. Musiałem się z nią rozmówić. Ostatecznie. Kocham cię. To jej powiedziałam. Ciebie, nie ją. Ona… to było toksyczne uczucie. Zrozumiałam różnicę, gdy poznałam ciebie. Przepraszam za dzisiaj. Fakt, gdy ją u ciebie zobaczyłem, byłem w szoku. Co za fatalny zbieg okoliczności…

– Owszem. Sądzę, że będę musiała wybrać między wami.

– Tak. Tym mi groziła. Dobrze ją znasz. My jesteśmy razem raptem sto dni, wy znacie się blisko trzydzieści lat…

– I starczy – odparłam krótko.

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również