Umrzeć – tego się nie robi dzieciom, bo czy dobry człowiek zostawia swoją rodzinę? „Innego końca nie będzie” Moniki Majorek to pozycja niesamowicie trudna – jedna z tych, którą ogląda się z gulą w gardle, myśląc o wszystkich swoich nieobecnych.
Recenzja przygotowana przez zespół redakcyjny Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA.
Czasem ogarnia człowieka ciemność, która pociąga go za sobą i znika ten człowiek po cichu, pozostawiając po sobie swój cień – na każdej kliszy, na każdej klatce filmowej, a każde miejsce o nim przypomina. Nie inaczej jest w przypadku śmierci Taty (Bartłomiej Topa), który pozostawił po sobie żonę (Agata Kulesza) i trójkę dzieci – dorosłą już Olę (Maja Pankiewicz), wkraczającego w dorosłość Pipka (Sebastian Dela) oraz nastoletnią Ajkę (Klementyna Karnkowska). Tata był siłą, która trzymała całą rodzinę przy sobie, gdy go zabrakło, grawitacja jakby przestała działać. Czy jeszcze uda im się odnaleźć drogę do siebie? Mama chce zacząć nowe życie w nowym miejscu i z nowym partnerem. Skryła się pod grubym pancerzem, by ukryć przed innymi swój ból i kruchość, skrycie jednak licząc, że ktoś ten ciężki pancerz z niej kiedyś zdejmie.
Od duetu matki i córki (Kulesza-Pankiewicz) naprawdę ciężko odwrócić wzrok. W elektryzujących tarciach do jakich między nimi dochodzi nie ma grama fałszu. Ciężko odwrócić wzrok, ale i ucho. Głos Agaty Kuleszy jest wszystkim znany i osłuchany, ale kto nie słyszał jeszcze Mai Pankiewicz – biegiem do kina lub teatru (na żywo, na scenie wypada ona znakomicie)! Jej bohaterka niewiele mówi, ale kiedy już coś powie, to pozostawia takie coś w człowieku – z jednej strony dziurę smutku, a z drugiej wypełnia ją plastrem miodu. Jej Ola, zagubiona nieco w życiu, bo marząca kiedyś o wielkiej karierze fotografki, za którym to marzeniem uciekła do stolicy, ma w sobie wielką mądrość i dojrzałość, ale przede wszystkim determinację, by odnaleźć upragniony spokój.
W życiu nie ma przypadków i tak zrządzeniem losu wejście do kin filmu „Innego końca nie będzie” Moniki Majorek zbiegło się z premierą wydawniczą wydawnictwa Artrage „To jest Ales”, autorstwa nagrodzonego Nagrodą Nobla Jona Fosse, w tłumaczeniu Iwony Ziemnickiej. Te dwa dzieła należałoby odczytywać łącznie. Oba opowiadają w przejmujący sposób o stracie, (nie)radzeniu sobie z żałobą i rozpaczliwej próbie, by żyć dalej. Zarówno Jon Fosse, jak i Monika Majorek zostawiają swoich bohaterów z duchami przeszłości - Signe wypatruje łodzi ukochanego na fiordzie, Ola zaś uparcie dzwoni pod numer ojca, by wsłuchiwać się w jego głos, który pozostawił na swojej automatycznej sekretarce. Te duchy zacierają granicę jawy i snu, usypiając rozum, który po długim czasie marazmu chce nowej rzeczywistości. Upominają się o pamięć, ale taką, która pomoże zrozumieć i zapomnieć. Ola rozpaczliwie próbuje odnaleźć powód, dla którego ojciec zdecydował się zakończyć swoje życie i dopiero w starych nagraniach odnajduje smutek, którego w tamtym czasie nie zauważyła ani ona, ani jej bliscy. Ciemność, która go pochłonęła rozgościła się w ich rodzinie na dobre. Każde z trójki rodzeństwa ze stratą ojca radziło sobie na swój sposób – wyparciem, bólem lub ucieczką. Nie dali sobie przestrzeni, by przeżyć tę żałobę wspólnie. Dopiero, gdy zrozumieli, że tylko razem są w stanie rozprawić się z demonami przeszłości, byli w stanie rozpocząć nowe życia.
„Innego końca nie będzie” budzi oczywiste skojarzenia z „Aftersun” Charlotte Wells oraz „Dobrymi nieznajomymi” Andrew Haigha. Absolutnie nie jest to szufladkujące czy ujmujące stwierdzenie, ale pokazujące ambicję naszego rodzimego kina. Prosimy więcej takich filmów jak ten, uniesiemy tyle smutku, jeśli tylko będzie w nim tyle wyzwolenia.
Film "Innego końca nie będzie" do zobaczenia w ramach Konkursu Polskich Filmów Fabularnych podczas 18. Mastercard OFF CAMERA.