Wywiad

Agata Kulesza o rozwodzie: "Padają mądre rady typu: weź się w garść. Nie, czasami nie można się wziąć!"

Agata Kulesza o rozwodzie: "Padają mądre rady typu: weź się w garść. Nie, czasami nie można się wziąć!"
Agata Kulesza
Fot. AKPA

Agata Kulesza przetrwała rozwód. Choć w twarzach swoich bohaterek z ostatnich filmów Agata czasem widzi rysy osobistego dramatu. Grała mimo bólu, ale to już za nią. Cieszą ją nowe filmy, podróże, sukcesy córki. Po rozwodzie zaczęła kolejny rozdział, czeka, co przyniesie los. To pomogło jej wyjść z ostrego życiowego zakrętu. Rozmawiamy o cierpliwości.

Agata Kulesza w modnym, prostym prochowcu, prawie bez makijażu, wygląda młodo. Ma lekki krok i błyszczące oczy. Jest inna niż niemal dwa lata temu, kiedy robiłyśmy poprzedni wywiad. To budzi życzliwą refleksję o jej aktorskim kunszcie. Jako Alicja Mazur z serialu "Skazana" wydaje się dużo starsza, zmęczona życiem. W Agacie jest światło i radość.

Twój STYL: Kiedy widzę na ekranie panią sędzię, mam ciarki na plecach. Osadzenie w więzieniu z kobietami, na które wydawało się wyroki… Myślałam, że to jest możliwe tylko w filmie, a historia, na której oparto scenariusz, jest prawdziwa, skazana prawniczka Beata Krygier istnieje naprawdę.

Agata Kulesza: Cóż, w rzeczywistości też się zdarza, że życie odwraca się fatalnie o 180 stopni. I jak w tragedii antycznej nie widzi się rozwiązania. Jestem po dużej zmianie, znam stan, kiedy człowiek musi się przystosować do zupełnie nowej sytuacji.

Ma pani za sobą rozwód, podniesienie prywatnego świata z zapaści. Co w tym procesie przydało się najbardziej?

Dziś nie mam wątpliwości: cierpliwość. Okazało się, że ją mam, choć wcześniej myślałam o sobie inaczej. Na szczęście moja niecierpliwość dotyczy życia bieżącego. Myślę: chcę mieć w pokoju takie ładne kwiaty jak na zdjęciu w internecie, teraz! Kiedy uczyłam się tańca i szło powoli, tupałam: chcę to umieć, już! Ćwiczyłam nawet wytrwałość, zadawałam sobie układanie ogromnych obrazów z puzzli, ale myślałam, że od tego zwariuję. Kiedy mówię coś do córki, chcę, żeby natychmiast rozumiała, o co mi chodzi. Jestem temperamentna, więc gdy coś mnie zirytuje, przerywam: ta rozmowa jest bez sensu, szkoda mojej energii. Ale jeśli chodzi o poważniejsze rzeczy, nauczyłam się cierpliwości. Nie naciskam, że chcę jak najszybciej zobaczyć film, do którego skończyliśmy zdjęcia, albo żeby przedstawienie w teatrze już powstało. Daję temu czas, świat ma swój rytm.

Ludzie temperamentni, przebojowi mają pokusę szybkiego załatwiania spraw, ucinania głowy problemom. Pani nie?

Nie jestem skutecznym, szybkim taktykiem. Moją najlepszą strategią jest właśnie cierpliwość. Życie pokazało, że potrafię pewne rzeczy przeczekać. To nie jest fajne, kiedy w trakcie rozwodu jest się na okładkach pism, i to z dodatkiem dziwnych komentarzy. Mogłabym od razu pójść z tym do mediów i opowiedzieć moją wersję. Ale tego nie zrobiłam. Uważam, że na tej metaforycznej wojnie nie trzeba walczyć tą samą bronią, której używa atakujący. Dla mnie cierpliwość to nieschodzenie poniżej swojego standardu, niewikłanie się w przepychanki. Czasami wystarczy dobra garda. Alicja Mazur, w drugim sezonie "Skazanej", próbuje walczyć tymi samymi metodami, co dziewczyny w więzieniu. Zaczyna mówić ich językiem. Rozumiem ją, bo mocno wnikam w psychikę mojej bohaterki. Ale prywatnie jako Agata Kulesza twierdzę: wybrałabym inną drogę.

Cierpliwość może też oznaczać umiejętność wytrwania w trudnych emocjach. Choć może lepiej jak najszybciej przeskoczyć etap bólu i ruszyć dalej?

Wiem, że wyparcie, kompulsywne działanie, szukanie czegoś, by zagłuszyć problemy, nic nie da. Trzeba pozwolić sobie na pobycie w ciemnym tunelu. Choć padają mądre rady w stylu „weź się w garść!” Nie, czasami nie można się wziąć. A skoro nie można, to trzeba poczekać, aż sytuacja sama się wyeksploatuje.

Ale patrzenie na siebie poszkodowaną, poranioną bywa nie do zniesienia. Moja zdradzona przyjaciółka powiedziała: „Powinnam czuć obrzydzenie do niego, a nie mogę patrzeć na siebie, bo w lustrze widzę obcą, bezradną frustratkę”.

Chyba na tym polega dojrzała cierpliwość, żeby patrzeć na siebie życzliwie i dać sobie prawo do słabości. Powiem pani, jaki miałam pomysł na biznes: produkować lustra, które mają wbudowaną funkcję „beauty”. Proszę sobie wyobrazić: każde lustro w domu pokazuje panią w lepszej wersji. A jak pani wyjdzie na ulicę i odbije się w sklepowej witrynie, to pani po prostu pomyśli: szyba jest zła, krzywa. Łatwo to wypracować, bo wolimy widzieć siebie jako człowieka sukcesu, zasługującego na kąpiel w płatkach róż. Ja, konstruując rolę, w postaci szukam właśnie słabości i staram się z niej uczynić siłę. Wtedy widzowi łatwiej się utożsamić, bo każdy z nas bywa słaby. Ten zadowolony na Instagramie, też czasem płacze w samotności. Luster robić nie będę, bo córka powiedziała, że to by było niemoralne, ale jeśli ktoś chce, odstąpię pomysł. A wracając do trudnych emocji, nie chodzi o to, żeby się w nich zatopić i babrać. Trzeba mimo wszystko szukać odpowiedzi na pytanie: jak mogę się sobą zaopiekować? Z doświadczenia mówię: najpierw się leży na podłodze w skulonej pozycji ofiary, ale powolutku da się z tego dywanu wstać. 

Cały wywiad dostępny w listopadowym wydaniu "Twojego Stylu".

okladka bez kodu TS11_2022

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również