Historie osobiste

Samotność ma w Polsce twarz mężczyzny. Szczere opowieści tych, którym nie udało się ułożyć sobie życia

Samotność ma w Polsce twarz mężczyzny. Szczere opowieści tych, którym nie udało się ułożyć sobie życia
Mężczyźni coraz częściej wybierają samotność
Fot. Agencja 123rf

Według raportu "Poczucie samotności wśród dorosłych Polaków" Instytutu Pokolenia, przeprowadzonego dwa lata temu, wynika, że samotność ma twarz mężczyzny. Na prowincji jest więcej samotnych mężczyzn niż kobiet. Mężczyźni częściej popadają w uzależnienia i coraz rzadziej decydują się na studia - stanowią ok 40 proc. studiujących.  "Tradycyjne role społeczne uległy przekształceniu, a mężczyźni mogą czuć się zagubieni w nowym świecie, gdzie od nich oczekuje się nie tylko siły i niezależności, ale także otwartości emocjonalnej i zdolności do budowania głębokich relacji interpersonalnych", tłumaczy Marlena Ewa Kazoń, psycholożka i terapeutka par.

Gdzie ci mężczyźni? Jedni czują się niepewnie w nowo urządzonym świecie, inni próbowali, ale nie ułożyli sobie życia, jeszcze inni poddali się i zrezygnowali z poszukiwania partnerek. Są i tacy, którzy nie nadążają za kobietami prącymi do przodu, rozwijającymi się i kształcącymi. Oto historia trzech mężczyzn, którzy pozornie mogliby mieć wszystko, ale nie mają tego, na czym im zależy - bliskiej relacji.

Trzech kumpli

Krzysztof (49) opowiada: "Jestem lekarzem rodzinnym w jednym z pomorskich miast. Mam za sobą kilka związków i dwa małżeństwa, z jednego z nich mam 25-letnią dziś córkę. Po ostatnim związku byłem już zmęczony psychicznie i miałem tak dość problemów, że od dwóch lat żyję samotnie. 

Na wizytach domowych jestem zawsze profesjonalny i merytoryczny, nie spoufalam się z pacjentkami, a mimo to często od nich słyszę emocjonalne komplementy, czasem krępujące, że jestem taki miły, ciepły, kulturalny i pogodny. Nawet moja córka często mi powtarza, że powinienem kogoś poznać. Ale ja po wielu latach i związkach straciłem wiarę w spotkanie kogoś, kto czuje miłość i życie podobnie, jak ja, kto jest jasny i otwarty. W moim wieku to chyba niemożliwe, wszystkie takie kobiety są albo zamężne albo zbyt młode.

Może pomyślicie, że coś ze mną nie tak, że wolę być sam, bo nawet od swoich byłych słyszałem, że jestem fajnym, ciekawym życia i ciągle uczącym się czegoś nowego facetem. Nie chodzę w "żonobijce", nie jestem alkoholikiem, nie palę, tym bardziej nie jestem przemocowy ani czepialski, nie mam problemów z pewnością siebie ani kompleksu małego członka, jak na swój wiek jestem sprawny seksualnie, a jednak.. moje związki ciągle się rozpadają! Co ze mną jest nie tak?

Czemu nikt mi nie powiedział?

Niedawno pojechałem z moimi dwoma kumplami z liceum (obaj byli moimi świadkami na kolejnych ślubach, obaj też samotni) na męski weekend wędkarski na Mazury, wieczorkiem otworzyliśmy dobrego burbona, zrobiłem każdemu porządne Old Fashioned i zaczęliśmy gadać o tym wszystkim, próbując zrozumieć co wszyscy robimy nie tak. 

Janek (47, kierowca) na początku był jak zwykle taktowny, ale po dwóch drinkach wypalił mi nagle, że niby taki jestem mądry i taki ze mnie lekarz, ale jestem po prostu głupi i że zawsze byłem naiwniakiem. Że dopuszczałem do siebie jakieś niepasujące do mnie, zakompleksione, pozamykane i wiecznie niezadowolone z siebie kobiety, które chciałem uratować jak jakiś Indiana Jones. Fakt, zwykle podchodziłem do kobiet z ufnością i otwartością, ignorując sygnały o problemach. W końcu jestem jasny i stabilny psychicznie, do tego żyję z leczenia i ratowania ludzi, więc myślałem, że na pewno razem damy radę. Że wyleczę, uratuję. I za każdym razem okazywało się, że moje partnerki tylko ciągnęły ode mnie siłę, jasność, energię, nawet pieniądze, a zamiast wzajemności dostawałem w zamian dalsze oczekiwania.

Ochrzaniłem Janka, że skoro nagle jest taki mądry i wtedy to widział, to dlaczego mi o tym wtedy nie powiedział. Ale zanim zdążył mi odpowiedzieć, wstał mój drugi przyjaciel Marcin (51, budowlaniec) i powiedział surowo, że obaj próbowali mi mówić co widzą, że kolejna kobieta do mnie nie pasuje i że znowu robię coś bez sensu, ale ja zachowywałem się jakbym nie chciał słuchać ani rozmawiać i był mądrzejszy, więc po prostu przy mnie byli i szli z prądem. Aż usiadłem z wrażenia. Nie wiem dlaczego, ale nagle wszystko mi podeszło i zacząłem z wściekłości ryczeć. Powiedziałem im, że straciłem pół życia szukając czegoś, co nie istnieje. Przez chwilę siedzieliśmy cicho, potem napiliśmy się kolejnego Old Fashioned i nagle jakby coś między nami pękło. Zaczęliśmy po raz pierwszy szczerze gadać.

Z młodszą mi nie wyszło

Ja zacząłem, jeszcze w piątek, tuż po przyjeździe do wynajętego na weekend domku. Opowiedziałem,  że moje ostatnie małżeństwo z prawie 15 lat młodszą dziewczyną zamiast spełnienia marzeń było kompletnym nieporozumieniem. Na początku było fajnie, wesoło, ona dzięki mnie czuła się dowartościowana i stabilna, a ja dzięki niej młodszy i bardziej energetyczny. Szybko jednak wyszło, że nie mieliśmy tych samych zainteresowań, słuchaliśmy zupełnie innej muzyki i lubiliśmy inne filmy, z jej towarzystwem czułem się jak ojciec na imprezie, a ona na spotkaniach z moimi znajomymi nudziła się i nie wyściubiała nosa z telefonu.

Seks z nią szybko mnie znużył, bo co z tego, że miała młode, jędrne ciało i lubiła akcję jak z filmów porno, skoro nie kochaliśmy się, nie lubiliśmy, nie mieliśmy wspólnych życiowych mianowników, nie miałem z nią za bardzo o czym rozmawiać, a czując się coraz bardziej jak jak w potrzasku działaliśmy sobie na nerwy. Po paru latach przestałem z nią w ogóle sypiać. Dlatego, kiedy mnie zdradziła z kolegą z kursu tańca, nie miałem jej tego za złe, nawet ucieszyłem się, że możemy się polubownie rozwieść. 

Z rówieśniczkami były problemy

Po niej spotykałem się tylko z rówieśniczkami. Jedna, prawniczka korporacyjna, na początku związku dostała dobrą propozycję pracy w Australii i wyjechała tam na stałe, a druga - lekarka, jak ja - miała zupełnie inny charakter, ale jej 10- letni syn mnie pokochał i mówił do mnie tato, a ona widziałem, że się stara. Z czasem jej promienny uśmiech przestał skrywać to, że była wysoko lękowa od dzieciństwa, z zimnego chowu, od 15 lat była w nieskutecznej terapii, a skrywane przez nią toksyczna relacja z jej chłopakiem (od liceum!) i mechanizmy obronne całkowicie nas zniszczyły. Nie pomogły długie rozmowy, dwa moje odejścia i powroty po obietnicach zmian, wreszcie konsultacje u terapeutów. Miałem dość przekraczania moich granic, także w tym, jak musiałem na to wszystko reagować. Odszedłem po raz ostatni. Po niej postanowiłem być sam, żyć sobie spokojnie po swojemu i opowiadać mojej córce zamiast o kolejnych przeczytanych książkach zamiast o kolejnych stresach i rozczarowaniach miłosnych.  

Janek płynął z prądem...

Janek i Marcin słuchali mnie ze zrozumieniem. Następnego dnia wieczorem Janek opowiedział nam o sobie. Jego ojciec pił i był agresywny wobec niego i matki, i nigdy nie mógł na niego liczyć, aż któregoś dnia, kiedy Janek miał 19 lat, nagle umarł. Oskarżał potem ojca o to, że przez jego beznadziejne ojcostwo nie potrafił znaleźć później na siebie pomysłu i zamiast siły sprawczej miał kompleksy i depresję. Kiedy jego koledzy jechali na studia do Gdańska, zdesperowany zabrał się z nimi.

Mieszkał u jakichś ludzi, ciągle mu brakowało pieniędzy. Na miasto wychodził z kim się dało, chowając się w cieniu kumpli. Aż któregoś dnia trafił z ze znajomymi na kolację do dziewczyny, która zaśmiała się z jego żartu. Właśnie się rozwiodła i była sama, samotnie wychowując 10-letnią córkę. Była otwarta, kontaktowa i niezależna. Wiedział, że taka szansa już się nie powtórzy, więc tak długo dookoła niej chodził, aż wreszcie wychodził. Była dla niego miła, śmiała się z każdego żartu, potem ku jego zaskoczeniu poszła z nim do łóżka, a kiedy stracił kąt u znajomego, z dobrego serca pozwoliła u siebie zamieszkać nie wymagając dołożenia się do czynszu.

Rozleniwienie, za które trzeba było zapłacić

Pracowała i codziennie nie było jej w domu, jedzenie zawsze w jej lodowce było, nie czepiała się dlaczego nie ma pracy ani pieniędzy, nawet dawała mu swoje, więc się wyluzował. Dziś wie, że za bardzo. Spał do 14, nie sprzątał, zapraszał swoich kumpli na całodniowe pykanie na PlayStation, oglądanie filmów i imprezki, a ona zabierała go w podróże po świecie, wszystko fundowała, zapewniała mu luz i seks, miał wszystko co chciał. Ignorował fakt, że coraz częściej mówiła mu o tym, że powinien szukać pracy. Miał prawko, więc załatwiła mu robotę kierowcy vana i czasem jeździł w trasy. Ale zamiast szukać sposobu na dodatkowe zarobki i stać się dla niej partnerem, wygodniej mu było znajdować tłumaczenia dlaczego nie może tego zrealizować.

Przyzwyczaił się do tego i nawet nie zauważył, że ona zaczyna ma tego mieć dość. Któregoś dnia, przejęta losem osieroconej dziewczynki postanowiła się nią zająć jako rodzina zastępcza, zrobił jej awanturę, że po co im to, taki dodatkowy problem, że przecież już ma córkę. Wtedy nie wytrzymała. Powiedziała mu, że woli zaadoptować nastoletnią córkę, niż 40-letniego wiecznego Piotrusia Pana z kompleksami, narzekaniem, depresją i brakiem jakiejkolwiek inicjatywy.  I dała mu tydzień na wyprowadzkę. Po rozstaniu z nią miał kilka nieistotnych romansów, ale już ani jednego związku. Do dziś czuje niesmak tego jak się wtedy zachowywał. Próbował terapii, ćwiczeń, ale nie wystarczyło mu determinacji, żeby to doprowadzić do końca. Dlatego do dziś jest samotny, afirmując powodzenie i czekając na cud. 

Mnie i Marcinowi było bardzo przykro, byliśmy zaniepokojeni zaskakującą niedojrzałością i lękliwością Janka i czuliśmy, że trzeba mu jakoś pomóc, znaleźć dobrego terapeutę. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, próbując nie wnikać ani nie oceniać, wypiliśmy po drinku i poszliśmy wcześnie spać, bo w nocy wstawaliśmy na suma, który chodził wtedy w nadbużańskich szuwarach.

Miłość, która ugrzęzła w liceum

Następnego dnia swoją historię opowiedział Marcin. Jego największą miłością była starsza o dwa lata Lena, jeszcze w liceum. Zakochany do nieprzytomności zupełnie stracił dla niej głowę, robił co chciała przekraczając wszystkie swoje chłopięce granice, aż któregoś dnia znudziła się i go zdradziła, po czym zostawiła go śmiejąc mu się w twarz. Nie widział, że był dla niej zbyt niedojrzały, że bawiła się nim i nie odwzajemniała jego miłości, a żaden z nas nie miał odwagi mu o tym powiedzieć, zresztą i tak by nie słuchał. To go zraniło na wiele lat.

Po rozstaniu z Leną wyprowadził się z rodzicami do Niemiec. Tam miał kilka przelotnych romansów, a po 7 latach, kiedy mial 25 lat, wrócił do swojej miejscowości. Leny już tam nie było, wyszła za mąż i wyprowadziła się Polski. Marcin próbował ułożyć sobie życie z kilkoma dziewczynami, jedna nawet chciała z nim stworzyć rodzinę i mieć dzieci, ale za każdym razem nie czuł się gotowy. Czegoś mu zawsze brakowało. A to stabilizacji, a to ekscytacji, ale tak naprawdę to… Leny.

Przypadkowe relacje

Kiedy miał 40 lat wpadł z aktorką teatralną, ale kiedy urodził się ich syn już widział, że nic z tego nie będzie - okazała się zaborcza, histeryczna i niestabilna emocjonalnie. Parę lat temu na zlocie absolwentów liceum nieoczekiwanie spotkał Lenę. Poszli na drinka. Miała czworo dzieci, kochającego męża i była szczęśliwa. Przeprosiła, że była wtedy głupią szczeniarą i potraktowała go tak źle. Tym razem rozstali się uśmiechnięci. Po tym spotkaniu po raz pierwszy od kilku dekad poczuł spokój w sercu. Chwilę potem zaczął robić porządki w swoim życiu. Rozstał się z aktorką, ale zamieszkał niedaleko, żeby być zawsze blisko syna. Rozpoczął terapię, zaczął świadomie żyć lecząc swoje kompleksy i zranienia. Od kilku lat jest samotny, nie wdając się w romanse, ale robi to z wyboru i jest mu z tym bardzo dobrze. Byliśmy z Jankiem bardzo dumni z Marcina, że się ogarnął i że ma na siebie plan.

Szkoda, że męskie rozmowy są rzadko tak otwarte i szczere, że rzadko ujawniamy swoje słabości i porażki. Jesteśmy pewni, że gdyby było inaczej, byłoby mniej samotnych mężczyzn. Bo kobiety kochają nas kiedy jesteśmy prawdziwi, otwarci i nie udajemy macho. Umówiliśmy się, że za rok spotkamy się w tym samym domku i takie rozmowy staną się naszą tradycją. Może za rok samotność nie będzie miała naszych twarzy", kończy swoją opowieść Krzysztof.  

Zdaniem terapeutki: internet, pieniądze, niespełnione oczekiwania

Dlaczego tak wielu mężczyzn żyje dziś w samotności? "Tu ma znaczenie także postęp technologiczny i rozwój mediów społecznościowych. Zmieniły one sposób, w jaki ludzie nawiązują i podtrzymują relacje. Chociaż narzędzia te mają potencjał do łączenia ludzi, często prowadzą do powierzchownych interakcji i mogą zwiększać poczucie izolacji, szczególnie wśród mężczyzn, którzy mogą być mniej skłonni do dzielenia się swoimi uczuciami w tych przestrzeniach", tłumaczy Marlena Ewa Kazoń i dodaje, że niektórzy mężczyźni mogą mieć trudności z adaptacją do tych nowych norm, co może prowadzić do frustracji i poczucia odrzucenia, zwłaszcza jeśli nie odnajdują się w szybkich, często powierzchownych interakcjach, które mogą dominować na tych platformach. Psycholożka przypomina, że jest też problem z edukacją: "Kobiety robią kariery, co może wpływać na dynamikę związków. Mężczyźni, którzy nie spełniają tradycyjnych oczekiwań dotyczących sukcesu lub stabilności, mogą czuć się mniej atrakcyjni na rynku matrymonialnym", dodaje Kazoń.

Do tego wielu mężczyzn wybiera życie w pojedynkę kiedy obawiają się konsekwencji prawno-finansowych związanych z ewentualnym rozwodem. "Moi pacjenci często mówią w terapii, że doświadczają braku zrozumienia od płci przeciwnej i dlatego czują się samotni, nawet będąc w związku. Słyszę, że czują się odizolowani, jakby byli tam tylko fizycznie, ale nie emocjonalnie. Drugim częstym powodem samotności u mężczyzn jest męska duma i strach przed bliskością i odrzuceniem. Ta obawa często sprawia, że mężczyźni  trzymają się na dystans, a to prowadzi do samotności", dodaje terapeutka.

Może gdyby mężczyźni więcej (i szczerze) rozmawiali ze sobą (a może także z nami), byłoby im łatwiej otworzyć się na bliskość, wybrać właściwą osobę i dać sobie szansę na szczęście. Muszą jednak się na to odważyć. 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również