Portret

Sarah Jessica Parker o kobietach po pięćdziesiątce: "Coraz częściej to my przejmujemy inicjatywę"

Sarah Jessica Parker o kobietach po pięćdziesiątce: "Coraz częściej to my przejmujemy inicjatywę"
Fot. PANI

Rola w „Seksie w wielkim mieście” sprawiła, że stała się ikoną stylu i niemal symbolem Nowego Jorku. Widownia nadal widzi w niej Carrie, a media najchętniej piszą o tym, w co jest ubrana. Ale Sarah Jessica Parker nie daje się zdominować swojej najbardziej znanej postaci.

 „Seks w wielkim mieście”. Jak serial zmienił sposób patrzenia na kobiety

Przywrócenie do życia serialu posiadającego taką rzeszę fanów, jaką wciąż ma na całym świecie „Seks w wielkim mieście”, to pomysł kuszący i zarazem niezwykle ryzykowny. Serial, który powstawał w latach 1998-2004, jest emanacją swoich czasów. Dzisiaj możemy nie pamiętać, jak wiele swobodna ekranizacja bestsellerowego zbioru felietonow Candace Bushnell zmieniła w sposobie opowiadania o kobietach, relacjach i seksie. Singielki przestały być kobietami bez mężczyzn. Zostały osobami, które po prostu korzystają z życia i przy okazji sprawdzają rożne możliwości. Seks stał się tematem rozmów w kawiarni, a sojusz między kobietami i gejami został uznany za oficjalny. A wszystko dzięki pierwszej płatnej stacji telewizyjnej HBO, która, pozbawiona ograniczeń, mogła opowiadać o świecie odważniej i właśnie przeżywała swoje złote lata.

„Seks w wielkim mieście” a kobieca przyjaźń

Blaski i cienie życia nowojorskich singielek od razu zdobyły rzeszę wielbicielek. Nie zniechęcało ich to, że z sezonu na sezon coraz bardziej ekstrawaganckie stylizacje odwracały uwagę od fabuły, a determinacja w poszukiwaniu spełnionej miłości zmieniała się czasem w zaślepienie. Bo najważniejszym elementem serialu o przygodach Carrie, Mirandy (Cynthia Nixon), Charlotte (Kristin Davis) i Samanthy (Kim Cattrall) była kobieca przyjaźń. Mimo oddania fanów i nagród (m.in. siedem Emmy i osiem Złotych Globów), produkcja borykała się z krytyką - serialowi zarzucano powierzchowność, pochwałę materializmu, nierealistyczny obraz życia w Nowym Jorku. Nietrudno sobie wyobrazić odpowiedź jego wielbicielek: przecież to fantazja na temat świata, w którym każdej z nas należą się świetne szpilki, oszałamiające kreacje, przyjemność z niezobowiązującego seksu i w końcu wielka miłość oraz przynajmniej trzy najlepsze przyjaciółki na dobre i złe.

Sarah Jessica Parker jako bohaterka serialu „powierzchownego, chwalącego materializm”

Mimo to twórcy serialu nie byli całkiem głusi na głosy krytyki - w ostatnich sezonach serialu bohaterki borykały się z trudnymi doświadczeniami: chorobami, starzeniem się rodziców, depresją. Ich życie przestało przypominać bajkę, serial stał się bardziej realistyczny. Od czasu premiery „Seksu w wielkim mieście” zmieniły się telewizja, oczekiwania widzów i świadomość społeczna. Dzisiaj opowieść o czterech białych, heteroseksualnych uprzywilejowanych kobietach w niemożliwie drogich ubraniach, które najbardziej lubią rozmawiać o mężczyznach, wydaje się nieadekwatna do tego, co może chcieć zobaczyć na ekranie kobieca widownia. Sarah Jessica Parker miała tego świadomość.

Sarah Jessica Parker. Czy rola Carrie zdeterminowała jej karierę?  

„Jaka Carrie Bradshaw? Jakie buty Manolo Blahnika? Tam się nic nie zgadza – politycznie, społecznie i ekonomicznie”, mówiła w wywiadach aktorka i producentka „Seksu w wielkim mieście” oraz dwóch popularnych, choć niespecjalnie udanych filmów kinowych z tymi samymi bohaterkami, kiedy pytano ją o kontynuację serialu. Może mówiła tak dlatego, że od czasu rozstania z Carrie nie brakowało jej zajęć.

Sarah Jessica Parker jako patronka singielek. Co ma wspólnego z Carrie?

Rola Carrie zdeterminowała jej karierę. Kiedy w 1997 roku dostała propozycję zagrania w serialu „Seks w wielkim mieście”, nie była pewna, czy to dobry pomysł. Nie mogła wiedzieć, jak postać nowojorskiej felietonistki piszącej o singielkach poszukujących miłości zmieni jej życie. Ogromny sukces serialu sprawił, że Carrie, patronka singielek, istnieje w życiu aktorki już ponad dwie dekady i są ze sobą utożsamiane. To prawda, mają wiele wspólnego - obie fascynują się modą, kochają Nowy Jork i mają ten charakterystyczny subtelny urok.

Mimo to Sarah Jessica Parker zapewnia w wywiadach: „Bradshaw zupełnie nie jest do mnie podobna. Uwielbiam ją grać i ta rola odmieniła moje życie, ale nie jestem aż tak szaloną maniaczką butów i nie myślę całymi dniami o modzie”. Kiedy po sześciu sezonach zakończył się „Seks w wielkim mieście”, firmy zasypały aktorkę intratnymi propozycjami współpracy.

Sarah Jessica Parker jako… projektantka butów

Część z nich doszła do skutku: SJP zaprojektowała linię ubrań dla amerykańskiej sieci sklepów Steve & Barry's (nie okazała się sukcesem), sygnuje swoim nazwiskiem nowozelandzkie wina, a w 2005 roku pojawiły się jej pierwsze perfumy Lovely (sukces). Dzisiaj zapachów z jej nazwiskiem jest na rynku kilkanaście. Ale buty to co innego… Nie chciała podpisywać się pod produktem, który nie będzie wystarczająco wyjątkowy, dlatego w 2014 roku założyła wspólnie z George'em Malkmusem III, wcześniej prezesem amerykańskiej filii firmy hiszpańskiego projektanta Manolo Blahnika, własną, SJP Collection. Pomysłem Malkmusa było, by projektowane przez nich obuwie było robione ręcznie we Włoszech. Od jego śmierci w 2021 roku Sarah Jessica Parker projektuje nowe kolekcje sama.

W zeszłym roku otworzyła butik na Bleecker Street w West Village na Manhattanie. Dwa kroki od domu serialowej Carrie (tylko udawał, że znajduje się na Upper West Side), a także niedaleko od domu samej aktorki. Jak twierdzi, lokalizacja to trochę przypadek, po prostu wtedy wynajęcie pomieszczenia na sklep w West Village nie było tak drogie jak dzisiaj. Jedną z atrakcji jej butiku jest to, że sama w nim pracuje. Ubrana w dżinsy i T-shirt, choć z luksusowymi dodatkami, pomaga wybierać buty swoim klientkom. Nagromadzenie na tak niewielkiej przestrzeni elementów związanych z „Seksem w wielkim mieście” spowodowało zintensyfikowanie „serialowej turystyki” oraz wzrost liczby klientów w sklepie i cen nieruchomości w okolicy Bleecker Street.

Największa pasja Sarah Jessiki Parker to czytanie

Sarah Jessica Parker ma jeszcze jedną pasję - czytanie. To nawyk, który wyniosła z domu. Jej mama, z zawodu nauczycielka, sama dużo czytała i każde ze swoich ośmiorga dzieci, kiedy tylko nauczyły się czytać, zapisywała do lokalnej biblioteki w Cincinnati (Ohio). SJP wspominała w wywiadach, że szybko nauczyła się nie wychodzić z domu bez czegoś do czytania. Ten zwyczaj został jej do dzisiaj. „Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Nie tylko dlatego, że czytanie sprawia mi przyjemność, daje komfort i uczy skupienia. Uważam też, że zbliża ludzi. Książki są świetnym pretekstem do rozmowy, a dyskusje o nich do poszerzania horyzontów”, mówiła w 2017 roku podczas uroczystości przyznania jej honorowej prezesury Central Book Club, internetowej platformy czytelniczej stworzonej przez American Library Association, najstarszego amerykańskiego stowarzyszenia bibliotek. Jednym z jej zadań jako prezeski przez kolejne dwa lata było proponowanie lektur klubom książkowym w całym kraju.

Sara Jessica Parker jako aktorka teatralna u boku męża Matthew Brodericka

W zeszłym roku Sarah Jessica Parker ogłosiła powstanie jej własnego imprintu dla wydawnictwa Zando. Od tamtej pory ukazały się trzy powieści współczesnych autorek wybrane przez aktorkę. Jej miłością jest również teatr. Od niego zaczęła się jej kariera aktorska - jako 12-latka zadebiutowała na Broadwayu w głównej roli w musicalu „Annie” i zwróciła na siebie uwagę krytyków. Kiedy wygrała casting, rodzice uznali, że dla kariery córki warto przenieść się z Ohio do Nowego Jorku. Dzięki temu mogła zacząć naukę w School of American Ballet. Ostatnio wróciła na scenę. Razem z mężem, aktorem Matthew Broderickiem, zagrali w sztuce czterokrotnego zdobywcy nagrody Tony, Neila Simona - „Plaza Suite”. Para, która niedawno obchodziła 25. rocznicę ślubu, wciela się niej w długoletnie małżeństwo, które próbuje wskrzesić w sobie uczucie sprzed lat. Sukces na Broadwayu sprawił, że w przyszłym roku będzie można zobaczyć przedstawienie na londyńskim West Endzie.

Sara Jessica Parker: trudne początki związku z mężem Matthew Broderickiem

Kiedy Sarah Jessica Parker i Matthew Broderick się spotkali, niewiele wskazywało, że będzie to początek miłości i tak trwałego związku. Ona dochodziła do siebie po dramatycznym rozstaniu z Robertem Downeyem Jr., który pogrążał się w uzależnieniu od narkotyków i alkoholu. On próbował się podnieść z traumy po spowodowaniu wypadku, w którym zginęły dwie osoby. A jednak szybko stali się sobie bliscy. Jak wspominała Sarah, na pierwszej randce ona mówiła jak najęta, a on tylko się w nią wpatrywał. W wywiadach w tamtym czasie mówiła o nim: „Matthew jest najzabawniejszym człowiekiem, jakiego znam. I najprzystojniejszym, oczywiście! Jest taki zdolny, inspiruje mnie. Całkowicie oszalałam na jego punkcie!”.

Sara Jessica Parker wzięła potajemy ślub… w małej czarnej

W 1996 roku już jako para po raz pierwszy wystąpili razem na Broadwayu - zagrali w komedii „How to Succeed in Business Without Really Trying”. A potem nieoczekiwanie wzięli ślub - nawet gościom zaproszonym na uroczystość nie zdradzili wcześniej swoich zamiarów, a panna młoda pojawiła się w synagodze ubrana w małą czarną. Oboje nie byli jeszcze bardzo znani, ale już rok później, po premierze „Seksu w wielkim mieście”, wszystko się zmieniło. Nagle SJP była na ustach wszystkich, a na ulicy nieustannie zaczepiano ją z prośbą o autograf. Broderick był wprawdzie najmłodszym laureatem teatralnej nagrody Tony, ale o podobnej popularności nie mogło być mowy. Musiał zaakceptować, że w ich rodzinie to ona będzie gwiazdą.

Sara Jessica Parker – dzieci. Narodziny córek poprzedziła zdrada męża

Sarah zawsze chciała mieć dużą rodzinę, dlatego narodziny ich pierwszego dziecka, syna Jamesa w 2002, były spełnieniem jej marzeń. Kilka lat później sielankę przerwał kryzys. Kiedy aktorka wyjechała do Meksyku, żeby kręcić pierwszy film będący kontynuacją „Seksu w wielkim mieście”, jej mąż wdał się w romans. Na dodatek, kiedy próbował się z niego wyplątać, porzucona przez niego kobieta postanowiła poinformować o wszystkim media. I tak Sarah Jessica Parker dowiedziała się o zdradzie męża z pierwszych stron gazet. Wprawdzie wyprowadziła się z synem z ich wspólnego domu, ale nie spieszyła się z ostatecznym rozstaniem. Po zastanowieniu postanowiła dać mężowi jeszcze jedną szansę. Zdecydowali się na terapię małżeńską i zaraz potem surogatka urodziła ich córki, bliźniaczki Marion i Tabithę, dzisiaj 14-latki.

Sara Jessica Parker – dzieci. Dlaczego zdecydowała się na surogatkę?

„Przez lata staraliśmy się o kolejne dziecko, ale nam nie wychodziło. Dlatego zdecydowaliśmy się skorzystać z niekonwencjonalnego rozwiązania”, tłumaczyła aktorka. Jaki jest ich sposób na rodzinne szczęście mimo kryzysów? Sarah Jessica Parker często powtarza, że decydujące jest oddzielanie spraw domowych od zawodowych. A Matthew Broderick, że przyjaźń, która ich łączy. „W naszej relacji, jak w każdej, bywa dobrze, ale bywa też źle. Żeby wytrwać, musisz się przygotować, że nie zawsze będzie jak w bajce. I być gotowa na poświęcenia. Ale kocham swojego męża. I tyle”, mówi aktorka.

„I tak po prostu” sezon 2.: czy będzie krytykowany tak jak sezon 1.?

„Jestem przerażona i podekscytowana”, mówi w filmie dokumentalnym o kręceniu serialu „I tak po prostu” Sarah Jessica Parker. I wzdycha: „Chciałabym, żeby wszystko się udało”. Niestety, początki okazały się trudne. Pierwszy sezon „I tak po prostu” spotkał się z falą krytyki. I nie da się tego złożyć na karb zbyt wysokich oczekiwań. Twórcom dostało się za brak Samanthy, postaci, której nieobecność czuje się niemal w każdej scenie.

Nie pierwszy raz pojawiły się sugestie, że relacje między obiema aktorkami nie są najlepsze. SJP jako producentka tłumaczyła, że Kim Cattrall nie zaproponowano roli, bo wielokrotnie publicznie powtarzała, że nie chce już grać Samanthy. Ale presja okazała się tak duża, że ostatecznie Kim pojawia się w finale drugiego sezonu, choć tylko gościnnie. Najczęstszym zarzutem, z jakim mierzą się twórcy „I tak po prostu”, jest chaotyczne wypełnienie pierwszego sezonu wątkami, które miały serial unowocześnić i uczynić poprawnie różnorodnym.

Do grona trzech przyjaciółek dołączyły dwie niebiałe bohaterki: Sarita Choudhury jako agentka nieruchomości Seema Patel i Karen Pittman w roli wykładowczyni uniwersyteckiej, dr Nyi Wallace. Zmiany dotyczą też Mirandy, uznawanej przez widzów za najinteligentniejszą z czwórki przyjaciółek. Prawniczka z trudem odnajduje się w zasadach poprawności politycznej, w co trudno uwierzyć, oraz nawiązuje romans z niebinarną komiczką Che Diaz (Sara Ramirez). Zaraz po premierze serialu w mediach pojawiły się informacje o kobietach oskarża oskarżających o napaść seksualną Chrisa Notha, serialowego Mr. Biga. On sam zaprzeczył oskarżeniom, ale jego żona, aktorka Tara Wilson, odcięła się od męża. Bohaterki serialu wydały wspólne oświadczenie: „Jesteśmy zdruzgotane zarzutami wobec Chrisa Notha. Wspieramy kobiety, które podzieliły się swoimi bolesnymi doświadczeniami. Wiemy, że to bardzo trudne, i podziwiamy je za to”.

„I tak po prostu” sezon 2.: czy SJP znowu zostanie skrytykowana za siwe włosy i za to, że… wygląda staro?

Mr. Big i tak dość szybko został w serialu uśmiercony, ale oskarżenia obciążające aktora wpływają na wizerunek ważnej w całej historii postaci. Z nieprzyjaznymi komentarzami musiała się zmierzyć sama Sarah Jessica Parker. Z jakiegoś powodu najwięcej z nich dotyczyło jej siwych włosów i tego, że wygląda staro. Aktorka komentowała: „Uważam, że te wszystkie komentarze są mizoginiczne. O mężczyznach nikt tak nie mówi. Za dużo zmarszczek, za mało zmarszczek... Tak jakby ludzie piszący to w mediach społecznościowych nie chcieli, żebyśmy czuły się ze sobą dobrze, jakby cieszyli się, że to nas zaboli. Krytyce poddawane są wszystkie kobiety niezależnie od tego, czy zdecydują się starzeć naturalnie i nie wyglądać idealnie, czy też zrobić coś, co sprawi, że poczują się lepiej. Wiem, jak wyglądam. Nie mam wyboru. Co mam z tym zrobić? Przestać się starzeć? Zniknąć?”.

„I tak po prostu” sezon 2. jako zachęta do dyskusji o pięćdziesięciolatkach

 

Co ciekawe, za pierwszy powrót dojrzałej Carrie można by uznać serial z 2016 roku - komediodramat „Rozwód”, którego SJP również jest producentką. Aktorka zagrała w nim Frances, kobietę mniej więcej w swoim wieku, która od kilkunastu lat jest mężatką, ma dwoje dzieci i mieszka z rodziną w domu na przedmieściach Nowego Jorku. Kiedy jej małżeństwo się rozpada, usiłuje się odnaleźć w nowej sytuacji - otwiera galerię sztuki i chodzi na randki. Ma też dwie przyjaciółki. Frances nie wygląda tak ekstrawagancko jak bohaterka „Seksu w wielkim mieście”, a jednak można sobie wyobrazić, że to Carrie po latach. Nieco zgorzkniała z powodu rozczarowań, ale z podobnym autoironicznym poczuciem humoru i przymusem walki o niezależność. Parker była nominowana do Złotego Globu za tę rolę, ale widzowie niestety nie polubili jej nowej bohaterki. Może po prostu chcieli, by pozostała Carrie. Nie tylko równie fantazyjnie ubraną, ale też wiecznie młodą. Można wreszcie zadać pytanie, czy decyzja o wskrzeszeniu „Seksu w wielkim mieście” miała sens? I nawet mimo wszystkich krytycznych uwag, na jakie zasłużyła kontynuacja, wydaje się, że tak. Bo tak jak serial z przełomu wieków zmienił sposób, w jaki pokazywano młode kobiety, tak przygody Carrie po pięćdziesiątce i jej przyjaciółek zmuszają nas do dyskusji o tym, jak postrzegamy kobiety w tym wieku i jak pokazują je media. Co oznacza, że Sarah Jessica Parker i jej Carrie wciąż pozostają symbolem przełamywania stereotypów. 

PANI: Za nami premiera drugiego sezonu „I tak po prostu”. Wiem, że wszyscy mocno trzymaliście kciuki, ale naprawdę wierzyłaś, że powrót do bohaterek „Seksu w wielkim mieście” po latach nadal będzie przykuwać uwagę widzów?

Sarah Jessica Parker o swojej roli Carrie w "I tak po prostu"

SARAH JESSICA PARKER: Nie. Oczywiście, że nie. Po pierwsze nie wiedzieliśmy, czy potrafimy powrócić do tych bohaterek po tak długim czasie i zagrać je z tą samą energią. Wbrew pozorom nie było to łatwe. Podobnie zresztą miałam, wracając do postaci Sarah w filmie „Hokus Pokus 2”. Przypomnienie sobie samego stylu gry związanego z postacią to ogromne wyzwanie. Wiesz, jak jest z widzami – oni znają ten serial na pamięć. Traktują Carrie jak swoją przyjaciółkę i oglądają jej perypetie, gdy mają zły dzień. A ja, gdy przestałam ją grać, nie oglądałam tego serialu. Wspomnienie Carrie zatarło się w mojej pamięci i sporo czasu zajęło mi odnalezienie jej w sobie. Musiałam odtworzyć, w jaki sposób mówi, chodzi, wstaje, denerwuje się, kłóci, płacze. Nie mogłam jej stworzyć od nowa, bo widzowie od razu poczuliby, że coś jest nie tak. A największym policzkiem dla aktora jest powrót do kultowej roli po latach i usłyszenie od wszystkich, że to jednak nie to. Wiadomość, że HBO Max jest zadowolone z oglądalności pierwszego sezonu i zamawia drugi, sprawiła, że poczuliśmy wielką ulgę i radość. To dowodzi, że nie zawiedliśmy oczekiwań naszych fanów.

Podobno, kiedy dostałaś propozycję zagrania Carrie w „Seksie w wielkim mieście”, wcale nie byłaś pewna, czy tego chcesz.

Ta bohaterka od razu mi się spodobała, ale przerażało mnie podpisanie kontraktu na kilka lat z góry. 25 lat temu to nie było tak powszechne. Aktorzy nie za bardzo chcieli się wiązać na długo z jedną produkcji telewizyjną, bo to zamykało wiele drzwi. Musiałam solidnie przemyśleć tę propozycję. Pamiętam, że w podjęciu ostatecznej decyzji pomogli mi starszy brat i ówczesny chłopak, a teraz już mąż, Matthew. Dałam im do przeczytania scenariusz pilota pierwszego odcinka. Obaj powiedzieli, że będę do końca życia żałować, jeśli nie zaangażuję się w ten projekt. I jak zwykle mieli rację.

Sarah Jessica Parker o obalaniu stereotypów dotyczących kobiet 

Wyznaczyliście pewien kierunek w telewizji – pokazaliście, jak opowiadać o życiu kobiet. Obaliliście stereotypy i przesunęliście granice.

To prawda. Pokazaliśmy, że można opowiadać o kobietach w trochę inny sposób. Odważniejszy i trochę wyzywający, przez co też prawdziwy. Choć nie będę tutaj opowiadać jakichś banialuk, że byliśmy pierwsi i to tylko nasza zasługa. Gdy „Seks w wielkim mieście” trafił na ekrany HBO, w telewizji było wiele seriali z kobiecymi bohaterkami w rolach głównych. Różnica jest taka, że nasz serial był pokazywany na płatnym kanale telewizji kablowej, co dało nam więcej wolności. I po raz pierwszy w tak otwarty i bezpruderyjny sposób pokazywaliśmy nie jedną, ale aż cztery bohaterki, które próbują sobie ułożyć życie w Nowym Jorku. Chcą to zrobić na swoich warunkach i nie zamierzają iść na żadne ustępstwa. Przynajmniej nie świadomie. Mieliśmy świetnych scenarzystów, którzy wiedzieli, że piszą dla specyficznego widza. Takiego, który lubi, gdy seriale są bliższe życiu. I można być trochę bardziej niegrzecznym niż na komercyjnych kanałach. Nowością był brak morderstw, pościgów, broni i wybuchów, a zamiast tego normalne życie i rozmowy. Jestem przekonana, że nasz sukces otworzył drzwi innym twórcom, bo nagle każda telewizja chciała mieć podobny serial w swojej ramówce. Czuję się dumna, że dołożyliśmy cegiełkę do feministycznych przemian w telewizji nie tylko w USA, ale na całym świecie.

Sarah Jessica Parker o byciu singielka po 50. 

W drugim sezonie twoja bohaterka znów jest singielką w wielkim mieście. Tyle że wejście na rynek matrymonialny w tym wieku to koszmar.

Sama nie wyobrażam sobie układania życia uczuciowego od nowa. Nawet nie wiedziałabym, od czego zacząć. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że kobiety są teraz dużo odważniejsze. Częściej przejmują inicjatywę. Nie boją się pokazać swojej prawdziwej seksualności. Nie dają się już stłamsić presji dyktującej im, jak mają żyć. Pod tym względem wydaje się, że bycie singlem po pięćdziesiątce jest teraz łatwiejsze niż 20 lat temu. Jeśli chodzi o Carrie, tutaj zaczyna się pewna gra psychologiczna. Moja bohaterka, jak pewnie większość kobiet, musi sprawdzić, czy to, za czym podąża, jest tym, czego naprawdę chce. Często podążamy za wyobrażeniami, a nie tym, czego faktycznie byśmy chcieli i co nas uszczęśliwi. Wokół nas jest dużo życia na pokaz. Udawania radości, gdy tak naprawdę jej nie ma. Obserwujemy te sztuczne obrazki szczęścia i wydaje nam się, że nasze życie jest uboższe, chcemy je ubarwić, by też tak wyglądało. A przecież im szybciej sobie uświadomimy, że to fikcja, tym szybciej osiągniemy radość i spokój. Przed tym problemem stanie Carrie.

Moda stanowi ważny element zarówno „Seksu w wielkim mieście”, jak i „I tak po prostu”. Jak duży jest twój wpływ na dobór kreacji?

Od tego zaczynamy każdą dyskusję przed rozpoczęciem zdjęć. I wiem, że ciebie jako mężczyznę może to dziwić, ale te nasze rozmowy trwają czasami dłużej niż same próby dialogów na planie. (śmiech) Wiemy, że widzowie wymagają od Carrie, by była nienagannie ubrana i zawsze wyglądała fenomenalnie. Zarówno w dobre, jak i złe dni. To jest wizytówka nie tylko jej, ale całej produkcji. Mogę ci zdradzić pewną tajemnicę. Zazwyczaj nagrywamy serial partiami - po trzy odcinki naraz. Przymierzam wtedy rożne kreacje, jest ich zazwyczaj około 40. Nie wszystkie trafiają do serialu, ale muszę je przymierzyć, by zobaczyć, jak w nich wyglądam i jak reaguje na nie ekipa. Gdy widzę błysk w oku osób z departamentu kostiumów, wiem, że trafiliśmy w dziesiątkę.

Scenariusz musi się dopasować do kreacji czy kreacja do scenariusza danego odcinka?

Oczywiście, że kreacja do scenariusza. Wiesz, ile razy mieliśmy idealną sukienkę, ale nie mogliśmy jej wykorzystać, ponieważ nie pasowała do historii, którą w danym momencie opowiadaliśmy. Nie ma przebacz. Mam całą czarną listę strojów, które chciałam włożyć, ale niestety, nie odpowiadały emocjom mojej bohaterki. Gdy Carrie jest smutna czy zaniepokojona, nie będzie paradować w kolorowej sukience. Widzowie tego nie kupią. Strój odzwierciedla jej nastrój. Większość kobiet tak ma. To nie jest wymysł ludzi robiących telewizję, to prawdziwe życie.

„Seks w wielkim mieście” to opowieść o poszukiwaniu miłości. Ty podobno zakochałaś się w swoim przyszłym mężu, gdy tylko go zobaczyłaś.

Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia, ale z przygodami. Zostaliśmy sobie przedstawieni podczas grupowego wyjścia do kina na film „Fisher King” z Robinem Williamsem w jednej z głównych ról. Moj brat znał dobrze najlepszego przyjaciela Matthew i umówił się z nimi w kinie. Poszłam tam trochę przypadkowo. Byliśmy na miejscu o wiele za wcześnie, więc poszliśmy do pizzerii nieopodal. Zaczęliśmy rozmawiać i momentalnie zdaliśmy sobie sprawę, że do siebie pasujemy, ale nie możemy ze sobą być. Dlaczego? Ponieważ w tym czasie każde z nas z kimś się spotykało. Nie byliśmy ludźmi, którzy zdradzaliby swoich partnerów. Uważaliśmy, że uczciwość jest jedną z najważniejszych cnót. Postanowiliśmy więc najpierw zakończyć nasze związki. Dopiero wtedy poszliśmy na prawdziwą pierwszą randkę. Pamiętam ten dzień: 8 marca 1992. Dzisiaj tworzymy zgrany duet zarówno w domu, jak i w pracy, bo jak pewnie wiesz, zdarza nam się też razem pracować. Niedługo znów będzie do tego okazja, bo nasza sztuka z Broadwayu zostanie wystawiona na londyńskim West Endzie.

Cały tekst przeczytacie we wrześniowym wydaniu magazynu PANI. 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również