Spokojna, powolna narracja koncentrująca się na wydarzeniach pozornie błahych i codziennym życiu zwykłej rodziny, wpisanych w tło miasta, które jest tu bohaterem równie ważnym jak ludzie, wydaje się niezbyt pociągająca. Jednak jest w tej norweskiej opowieści magnetyzm, który sprawia, że od książki „Ślady miasta. Ewald i Maj” nie sposób się oderwać.
To nie jest książka dla czytelnika lubującego się w wartkiej akcji pełnej nieoczekiwanych zwrotów, spektakularnych wydarzeniach i zaskakujących wolt. Nie brakuje w niej emocji i napięcia, ale rozgrywają się one na innym – podskórnym – poziomie. Ewald Kristoffersen pracuje w agencji reklamowej, która ma zorganizować uroczystości związane z dziewięćsetleciem Oslo. Maj zajmuje się domem i wychowaniem dziecka, a jednocześnie jest zaangażowana w działania Czerwonego Krzyża. Jesper, ich siedmioletni syn, to dziecko wymagające szczególnej uwagi, nadwrażliwe, nieradzące sobie w kontaktach społecznych, uparte, czasem za bardzo skryte, a czasem za bardzo bezpośrednie i szczere. Przyszło im żyć w trudnych czasach, kiedy zaledwie dwa lata po zakończeniu II wojny światowej Oslo i jego mieszkańcy wciąż jeszcze nie pozbierali się po okropnościach okupacji, i choć borykają się z niedostatkiem, to tak naprawdę ich największym pragnieniem jest powrót do normalności.
Wydaje się, że „Ślady miasta” to dla autora książka szczególna i bardzo osobista, choćby dlatego, że dom swoich bohaterów umieszcza pod adresem, pod którym mieszkali w Oslo jego dziadkowie. Ale też widać, z jaką czułością pochyla się nad losami tamtego powojennego pokolenia, próbach odbudowania życia oraz więzi rodzinnych i społecznych nadszarpniętych przez wojnę, umiejętnością cieszenia się z każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy sprawiającej, że życie staje się choć trochę lepsze i łatwiejsze. Nie mniej uwagi autor poświęca samemu miastu, podnoszącemu się z wyczerpania wojną i powoli nabierającego kolorów. A wszystko to opisane w specyficznym, niemal reporterskim stylu, niepozbawionym jednak pewnej melancholii i głębokiego szacunku dla zwykłych, pragnących spokoju i normalnego życia ludzi, których portrety nakreślone przez pisarza mają pewien uniwersalny wymiar.
Lars Saabye Christensen (ur. 1953) to pisarz, poeta, dramaturg, autor scenariuszy filmowych i telewizyjnych. W Polsce jest niezbyt dobrze znany, co zadziwia o tyle, że od lat wymieniany jest jako jeden z najważniejszych norweskich kandydatów do Nagrody Nobla. Od czasu debiutu w 1976 roku wydał ponad 50 powieści, zbiorów wierszy i opowiadań. My z tego przebogatego dorobku dostaliśmy jak dotąd zaledwie pięć powieści: „Beatlesi” z 1984 roku (Wydawnictwo Literackie, 2016, uznana w Norwegii w 2006 roku za najważniejszą książkę ostatniego ćwierćwiecza), „Herman” z 1988 roku (Świat Literacki, 2016), „Jubel” (Książnica, 1999), „Półbrat” (Świat Literacki, 2004; Wydawnictwo Literackie, 2014), „Odpływ” (Wydawnictwo Literackie, 2015). Miejmy nadzieję, a właściwie dwie: że doczekamy się w najbliższych latach tłumaczeń większej liczby powieści Christensena i że w niedługim czasie dostaniemy następne tomy „Śladów miasta” – obecna książka „Ewald i Maj” to pierwsza część zapowiedzianej przez autora trylogii.
„Ślady miasta. Ewald i Maj”, Lars Saabye Christensen
Wydawnictwo Literackie, luty 2020