Joanna ma 40 lat i pracuje na Dolny Śląsku. Jej szef molestuje ją i jej koleżanki z pracy, ale kobiety boją się ujawnić sytuację z obawy o utratę pracy w trudnym czasie. Komu uwierzą?
Jak ujawnię prawdę, będzie afera. Szef ma zwyczaj zaglądania do pomieszczenia z drukarkami, kiedy jest tam któraś z podwładnych. To jest nagminne, dlatego wiem, że drukując coś, lepiej stanąć plecami do ściany, bo inaczej on wejdzie i... przylgnie od tyłu.
To nie jedyna taka sytuacja. Kiedyś poprosił mnie do siebie i wyjął firmowy znaczek. Chciał mi go przypiąć do bluzki. Broniłam się, ale rozpiął guzik i włożył rękę pod materiał. Zrobił to co najmniej trzem koleżankom, o tylu wiem. Już o tym rozmawiamy i zastanawiamy się co robić dalej.
To jest molestowanie pod pozorem troski. Mówi do mnie: „Czy pani nie marznie w tak cienkiej sukience. Jaki to materiał?” – i jego ręka ląduje na mojej piersi. Brr.
Co mam zrobić w takiej sytuacji? Znajoma mi radzi: „Masz pracę, dzisiaj to skarb, po prostu go unikaj”. Natomiast inna znajoma podpowiada, żeby walczyć, ale będąc przygotowaną: „Nie podkładaj się bez dowodów, bo powie, że prowokowałaś”.
A we mnie się zbiera. Przypominam sobie kobiety, które odezwały się w ramach akcji #MeToo. Nie wstyd mówić o tym, że jest się ofiarą, nie te czasy. Ale czy w pandemii znajdę pracę, jeśli mnie wyrzucą? Tylko dlaczego mieliby to zrobić? Niech wyrzucą tego drania.
To nie pierwsza taka sytuacja jakiej doświadczyłam w życiu. Nie zaprotestowałam kilkanaście lat temu, kiedy przed maturą nauczyciel historii w składziku na mapy siłą posadził mnie na kolanach. Teraz nie będę milczeć. Z koleżankami zbieramy dowody. Zgłosimy molestowanie zarządowi firmy.
O molestowaniu w miejscu pracy zrobiło się głośno w roku 2017 w związku z aferą dotyczącą producenta Harveya Weinsteina, który molestował aktorki i pracownice. Wówczas demaskowanie molestowania seksualnego stało się przejawem godności i stanowczości. W ramach akcji #MeToo kobiety z wielu krajów opowiadały o podobnych doświadczeniach.
Te głosy i skazanie producenta hollywoodzkiego ośmieliły również Polki. Z raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wynika, że do podobnych naruszeń doszło w 31 proc. polskich instytucji artystycznych. Problem dotyczy jednak wszystkich środowisk. Wiadomo to dzięki doniesieniom kobiet o nadużyciach.