Portret

Tomasz Włosok krytycznie o sobie: "Współczuję ludziom, którzy musieli mierzyć się z tym kłębkiem kompleksów"

Tomasz Włosok krytycznie o sobie: "Współczuję ludziom, którzy musieli mierzyć się z tym kłębkiem kompleksów"
Fot. Eastnews

Tomasz Włosok potrafi zagrać gangstera, zblazowanego wrażliwca i życiową gapę. Kamera go kocha, a on kocha film. Aktor opowiada, dlaczego jest szczęściarzem, za co lubi boks i skąd wie, że jeszcze nie wydoroślał.

Kim jest Tomasz Włosok?

Tomasz Włosok w 2016 roku skończył Krakowską Akademię Sztuk Teatralnych. Debiutował w kinie u mistrzów: w „Jestem mordercą” Macieja Pieprzycy i „Powidokach” Andrzeja Wajdy. W 2020 roku na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę za drugoplanową rolę męską w „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” (reż. Maciej Kawulski). Rok później nominowany do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego za rolę w „Piosenkach o miłości” (reż. Tomasz Habowski). Zagrał też m.in. w „Hiacyncie”, „Jak pokochałam gangstera”, „Chrzcinach”. Znany z seriali „Kruk” (Canal+)  i „Nieobecni” (Player). Od marca można go będzie oglądać na Canal+ w serialu „Emigracja”, adaptacji książki Malcolma XD. W tym roku Tomasz Włosok czeka na premierę film „Król dopalaczy”, w którym również gra główną rolę. Zodiakalna Waga. Jego partnerką jest aktorka Malwina Buss. Mają trzyletnią córkę Jagodę.

Tomasz Włosok o fascynacji gatunkiem fantasy

PANI: Jesteś aktorem kameleonem? Kręcą cię zmiany, i to radykalne?

TOMASZ  WŁOSOK:  Pewnie tak. Może jeszcze nie dorosłem (śmiech), ale dla mnie ta praca jest czystą zabawą. Gdy miałem jakieś 10 lat, biegałem z patykiem po lesie i walczyłem z potworami. I to, co robię teraz, niczym się od tego nie różni. Bo kiedy trafia do mnie scenariusz, muszę czuć, że jest w nim coś, w co mógłbym się pobawić.

Batman, „Władca Pierścieni”, Bruce Lee: na czym wyrosłeś?

Jestem  pokoleniem  wychowanym  na  „Władcy Pierścieni” i „Harrym Potterze”. To kształtowało moją wyobraźnię. Pamiętam, jak w 2001 poszedłem do kina na premierę  „Drużyny  Pierścienia”.  Miałem  11 lat. Pewnie trochę wstyd, ale wcześniej nie słyszałem o Tolkienie. Patrzyłem na ekran oszołomiony: kto wymyślił coś tak wspaniałego?! Wbiło mnie w fotel. Od tego momentu jestem fanem Tolkiena. Mój absolutny debiut, jeszcze na studiach, był trochę w klimacie fantasy. Tomek Bagiński robił luźną interpretację legend polskich, powstał z tego cykl kilkunastominutowych filmów.  Był m.in. „Pan Twardowski”, „Baba Jaga”, ja zagrałem Szewczyka w „Smoku wawelskim”. 

Chciałbyś grać w produkcjach fantasy?

To tylko forma, gatunek, określony  kostium, a to jest dla mnie drugorzędne. Gdy oglądam „Władcę Pierścieni”, doceniam piękną  epicką  opowieść i rozmach scen batalistycznych, ale tak naprawdę liczy się esencja: to, co czuje bohater, gdy idzie zniszczyć pierścień. I to mnie interesuje.

Tomasz Włosok o uzależnieniu od gier komputerowych

Również w grach komputerowych?

Czasami w grach znajduję więcej niż w filmie. Jeżeli jest tam piękna historia, pogłębiona charakterystyka bohatera, jego motywacji, relacji. Ciekawym przykładem jest gra „The Last of Us” o postapokaliptycznym świecie, w którym ludzie zaczęli mutować. Podczas pandemii grałem w nią z poczuciem, że nigdy nie widziałem tak dobrego filmu. Byłem przekonany, że musi powstać ekranizacja, bo potencjał jest ogromny. I teraz wszedł serial na HBO. Grając, zdarza mi się przeżyć fajną przygodę. Oczywiście to może też uzależnić. Jako nastolatek byłem chyba od  gier mocno uzależniony. Teraz na pewno mniej, ale zdarza się, że jak o dwudziestej kładę córkę spać i siadam, żeby pograć, to nie zauważam, kiedy robi się pierwsza w nocy.

Tomasz Włosok o aktorstwie z przypadku

Skąd w twoim życiu wzięło się aktorstwo?

Z  szeroko pojętego przypadku. Bardzo długo poszukiwałem, nie miałem celu w życiu. Liceum prawie nie pamiętam. Ale nie  dlatego, że je przeimprezowałem. Po prostu kompletnie go nie wykorzystałem  i pewnie dlatego wyparłem. Bo nie jestem dumny z tamtego czasu. Ostatnio oglądałem z ojcem filmy z naszych wyjazdów na narty, nad morze – zrozumiałem, że nie chciałbym poznać tamtego siebie.  Współczuję też ludziom, którzy musieli mierzyć się z tym kłębkiem kompleksów i wyobrażeń o dorosłości. (śmiech)

Byłeś bardziej ziomkiem czy outsiderem wrażliwcem?

Ziomkiem. Szukałem atencji. Poszedłem na dziennikarstwo, ale to nie był szczególnie przemyślany wybór. Ja wtedy nie myślałem o niczym. (śmiech) Studia całkiem mi się podobały, interesował mnie reportaż filmowy, w ogóle dziennikarstwo telewizyjne. Stwierdziłem więc, że pewnie warto znaleźć jakiś kurs aktorski, który pomoże mi w tej pracy. I krok po kroku zacząłem szukać, czytać, sprawdzać. Nie ma  kursu? Ale są aktorskie szkoły państwowe. Zdawałem do trzech: do Krakowa, Łodzi i Warszawy. W Krakowie byłem tuż pod kreską – poczułem, że mnie zauważyli, że mnie tam chcą. Ta uczelnia stała się więc moim docelowym miejscem. Wyjechałem do Krakowa. I przez rok przygotowywałem się w Lart Studio. Tam krakowska szkoła była szczytem marzeń każdego.

Wtedy miałeś już pewność, że aktorstwo jest twoim?

To przyszło nagle. I nie chodziło o aktorstwo. Coś kliknęło w mojej głowie i powiedziało: stop. Koniec opierdzielania się, płynięcia z prądem. Trzeba zmienić wszystko – ludzi, miejsce, zainteresowania. Poczułem, że jest mi to bardzo potrzebne. Wyjechałem do Krakowa, paląc za sobą wszystkie mosty,  kończąc wszystkie relacje –  z kumplami, związki. Odciąłem się.

Tomasz Włosok o aktorstwie jako formie wyrażania siebie

Chciałeś się oczyścić?

Zacząć od nowa. Bez konkretnej motywacji, ale jakby ze zmienioną chemią w mózgu. Natomiast w Krakowie faktycznie zakochałem się w aktorstwie. Odkryłem, jak wspaniałe jest to, że mogę cudzymi słowami wyrażać, co czuję, myślę, co chciałbym przekazać  światu. Sam nie potrafi tak pięknie powiedzieć. Nie mam wystarczających narzędzi, może przez brak wiedzy, oczytania. To był mój duży  kompleks zresztą może nadal jest. Łatwiej przychodzi mi ukrywanie się za kimś mądrzejszym, kto już to napisał. I wciąż właśnie to jest dla mnie najbardziej ekscytujące w moim zawodzie.

Tomasz Włosok o zauroczeniu nauczycielką na studiach

Najważniejsze spotkanie w szkole teatralnej?

Z profesor Małgorzatą Hajewską, którą byłem zauroczony duchowo. Robiłem u niej dyplom, napisałem o pani profesor pracę magisterską. Jej sposób pracy, zaangażowania, odczuwania emocji całym ciałem i nawet trochę zadręczania siebie tym stanem emocjonalnym, który potrzebny jest w danym momencie, danej scenie – to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, głęboko we mnie osiadło.

Jeszcze na studiach zdążyłeś zagrać w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy.

Tak, u Mistrza, na planie „Powidoków”, byłem bohaterem zbiorowym, jednym ze studentów.  Wkrótce potem zagrałem w „Jestem mordercą” u Macieja Pieprzycy. On  był  i  zawsze  będzie  tym  pierwszym, u którego miałem coś więcej do powiedzenia.  Jest  moim  mistrzem. Spotkałem się z nim potem na planie serialu „Kruk”. Ten projekt pod kątem obserwacji siebie jest dla mnie najważniejszy. Pierwszy sezon to były moje aktorskie początki, trzeci miał emisję przed chwilą. I widzę, ile przez te sześć lat się w moim życiu zmieniło. Właściwie wszystko. Dlatego traktuję tę produkcję bardzo osobiście.

 

I co myślisz, kiedy patrzysz na tego siebie sprzed sześciu lat? 

Myślę sobie: „Dobrze, próbuj chłopie, próbuj. Nie ma co się bać. Tak krótko tu jesteśmy”. Ale wtedy się nie bałem, nie myślałem o konsekwencjach, o tym, ile można stracić, ile zyskać. Po prostu świetnie się bawiłem, zero kalkulacji. Więc na tamten moment patrzę z uśmiechem. Bo był najczystszy. 

Cały wywiad w marcowym wydaniu PANI. 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również