O Tomaszu Włosoku mówi się "kameleon". Jego drugoplanowe role tak zapadały w pamięć, że szybko obsadzono go w głównych. Brawurowo gra mafioza, wrażliwca czy żołnierza z dylematami moralnymi. Zadaniowiec, który lubi adrenalinę – tak opisuje siebie Tomasz Włosok, jeden z ciekawszych młodych aktorów. Zamiast ścigać się z innymi, woli „polemizować” ze swoimi słabościami. „W zawodzie aktorskim dużo zależy od szczęścia i nie można go przegapić”. Jego rola w filmie "Kulej" to mistrzowski popis.
Spis treści
Skromny, z kindersztubą i uważnym spojrzeniem. Chciał zostać dziennikarzem telewizyjnym. Poszedł na weekendowy kurs aktorstwa, żeby popracować nad dykcją i zachowaniem przed kamerą. W efekcie rzucił studia dziennikarskie, rodzinną Warszawę i przeniósł się do krakowskiego Lart studiO. Szybko został studentem krakowskiej Akademii Teatralnej, a po dyplomie zaliczył głośny debiut w filmie "Jestem mordercą". „Pierwszą reakcją na wyzwanie jest u mnie strach. Przekuwam go w ekscytację, bo lubię boksować się z przeciwnościami” – powie kilka lat później. Rola w filmie "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" przyniosła mu nagrodę na festiwalu w Gdyni i popularność. Postacią pogranicznika z dylematami moralnymi w "Zielonej granicy" Agnieszki Holland pokazał, że potrafi udźwignąć też poważny temat. Jego ciężarną żonę grała Malwina Buss, prywatnie partnerka Tomka. „Pierwszy raz graliśmy małżeństwo, niesamowite doświadczenie. Jeszcze raz przechodziliśmy z Malwiną etap oczekiwania na dziecko, układania życia we troje” – mówił, odbierając nagrodę Orła. Są razem od ośmiu lat, wychowują córeczkę Jagodę. Poznali się po studiach, oboje z niewielkim dorobkiem. Tomek uważa, że nie byłby sobą, gdyby nie ona. Na ekrany wchodzi "Kulej" w reżyserii Xawerego Żuławskiego z rolą główną Tomka. I będzie o niej głośno. Mistrzostwo na starcie? To rzadkość, ale lepiej zrecenzować się tej roli nie da.
Twój STYL: Rzuciłeś studia, rodzinną Warszawę i zapisałeś się do Lart StudiO w Krakowie.
W jakimś sensie uciekłem z domu, żeby zacząć wszystko od nowa. Pojechałem do Krakowa z dwiema torbami: z ubraniem i pościelą. Na Podgórzu wynająłem tanią kawalerkę, ledwo dochodziło do niej światło, bo była w piwnicy. Usiad- łem na połamanej wersalce, postawiłem jedną torbę po lewej stronie, drugą po prawej i pomyślałem: „I co dalej? Jak teraz będzie wyglądało moje życie?”. Długo siedziałem na tej wersalce. Niedaleko mojej kamienicy był zakład karny, gdy wychodziłem z domu, z więziennych okien leciały kartki. Czekała na nie grupa kobiet, często z wózkami. Był krzyk, płacz, żarty, cyrk na kółkach. W tej piwnicy spędziłem rok.
Zaliczyłeś tam szkołę życia?
Najważniejszą. W Larcie też mnie ostro przećwiczyli. Po latach zdałem sobie sprawę, że... to lubię. Z domu wyniosłem przekonanie, że możesz coś osiągnąć wyłącznie ciężką pracą i poświęceniem. Mam to w DNA. Muszę ostro zapieprzać, dzięki temu czuję wolność. W aktorstwie znalazłem cel, to było uczucie, którego wcześniej nie doświadczyłem. Byłem dzieciakiem, który się bał. Do tej pory jestem lękowy. Oczywiście, zaliczyłem różne wygłupy z kolegami, ale nigdy nie przekraczałem granic, bałem się konsekwencji. Moi rodzice nie żyli razem, ale w domu byłem otoczony miłością, miałem wszystko, co dziecko powinno dostać. Nikt nie wywierał na mnie presji, niczego nie wymagał. Przebimbałem liceum. Pamiętam, jak przed maturą pomyślałem, że nic ciekawego mnie w życiu nie spotka, więc... odpuściłem. Dryfowałem. Kiedy odkryłem aktorstwo, świat nabrał kolorów.
Jerzy Kulej miał swojego anioła – żonę Helenę. Ty masz Malwinę. Związek dwojga aktorów to układ podwyższonego ryzyka.
Nie wyobrażam sobie, że mógłbym dzielić życie z kimś, kto nie ma podobnych zainteresowań i wyrozumiałości dla konsekwencji pracy, którą wykonujemy. Nie walczymy o tę samą rolę, ale mierzymy się z niesprawiedliwością wpisaną w ten zawód. Kiedy pracowałem nad "Kulejem", byłem w trybie intensywnego wysiłku, często poza domem. W tym czasie Malwina była w domu i opiekowała się naszą córką, choć pewnie też chciałaby być na planie. Niestety, nasza praca nie zależy od nas. Jesteśmy fantastyczni, dajemy z siebie wszystko, ale... to nie my tworzymy filmy, seriale. Możemy tylko czekać z nadzieją, że ktoś nas zatrudni.
Telefon zadzwoni czy nie.
Nie mamy na to żadnego wpływu. To problem delikatnej natury, czasami zaburza równowagę w związku. Dla nas obojga praca nie jest spełnieniem obowiązku, tylko realizacją siebie, pasją. Kochamy ten zawód. Więc kiedy jedno pracuje, a drugie nie, ta dysproporcja siłą rzeczy generuje lęk, czasem zazdrość. Pojawia się pytanie: „A może coś jest ze mną nie tak? Nie jestem wystarczająco dobry/dobra?”. Oboje ciężko pracujemy, żeby zbudować wzajemne zaufanie. Malwina jest moim najlepszym kumplem, potrafi mnie opieprzyć, ustawić do pionu i jednocześnie wspierać. We wspieraniu jest dużo lepsza ode mnie. Nasz związek jest najwspanialszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu. Nie mam wątpliwości. Relacja między Jurkiem a Heleną była burzliwa, trudna. Kiedy ona była smutna, on mówił: „Nie martw się, ja wszystko ogarnę, załatwię. Pojadę na olimpiadę, wygram, będzie dobrze”. Nie rozumiał, że po drugiej stronie stoi człowiek ze swoimi tęsknotami, niespełnionymi marzeniami. Myślał o sobie. U szczytu kariery, między jedną olimpiadą a drugą, w wielu sprawach się pogubił. Ten dysonans między jego życiem prywatnym a karierą był dla mnie fascynujący.
Powiedziałeś, że w momencie, w którym pojawiła się na świecie twoja córka, przestawiłeś życiowe priorytety. Ona stała się dla ciebie centrum wszechświata. Czym cię najbardziej wzrusza?
Swoją osobowością. Ma silny charakter, jest stanowcza i konsekwentna, a przy tym ma mnóstwo uroku. Ta kompozycja sprawia, że jest fantastycznym małym człowiekiem i sam sobie zazdroszczę, że będę mógł z bliska obserwować, jak się rozwija. Wczoraj byliśmy we trójkę na basenie. Jagódka chciała sama zjechać na zjeżdżalni, choć się bała. Malwina zjechała pierwsza, by ją asekurować na dole, ja czekałem na górze. W końcu się odważyła. Wyjeżdżając z rury, krzyczała: „Zrobiłam to!”. Ma cztery lata. Jej samoświadomość i duma z siebie są wspaniałe. Kocham w mojej córce tę determinację.
Ojcostwo zmieniło cię jako aktora?
Zdecydowanie tak. Dojrzałem. Odpowiedzialność, którą poczułem w dniu jej urodzin, sprawiła, że na więcej rzeczy zwracam uwagę. Mam inny rodzaj skupienia, czuję większy spokój. Kocham moją pracę, ale już nie myślę o niej tak fanatycznie jak przed narodzinami córki. Wielu rzeczom się przyglądam, zanim wykonam ruch, rozważam jego konsekwencje. Ciągle się boję, że coś jej się stanie, jest żywiołowa, wszędzie jej pełno. Kiedy mówi do mnie: „Tato...”, czasami czuję ciężar odpowiedzialności i myślę: „Faktycznie, dla tego małego człowieka jestem ojcem!”. Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie w tej roli. To mocne słowo, które zobowiązuje. Chciałbym, żeby moja córka miała poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej strony wolność, która pozwoli jej odkryć siebie i sens swojego życia.
Cały wywiad można przeczytać w listopadowym wydaniu magazynu Twój STYL.